Łapiąc duchy Pinocheta

Łapiąc duchy Pinocheta

A composition made with pictures of Chilean President Sebastian Pinera (L) and late dictator Augusto Pinochet is displayed at a bus stop, in Santiago, Chile, on October 24, 2019, on the seventh day of widening protests over living costs and social inequality. - The UN said Thursday it would send a special mission to Chile to investigate allegations of human rights abuses, as the South American country is rocked by deadly anti-government protests. (Photo by Martin BERNETTI / AFP)

Po 40 latach od uchwalenia chilijska konstytucja, napisana jeszcze przez dyktatora, może przejść do historii Gdyby rozpisać wśród chilijskiego społeczeństwa plebiscyt na symbol zmian politycznych w ostatnich dekadach, niemal na pewno zwyciężyłaby tęcza. Użyta w 1988 r. jako logo opozycyjnej kampanii za odrzuceniem władzy Augusta Pinocheta, na stałe zapisała się jako znak zwycięstwa ponad podziałami. Spin doktorzy i spece od marketingu politycznego skupieni wokół późniejszego pierwszego demokratycznego prezydenta kraju Patricia Aylwina użyli jej jako metafory ówczesnych sił antyrządowych. Przeciwko Pinochetowi razem stanęli socjaliści, chadecy, liberałowie i kilkanaście mniejszych ugrupowań. Wygrali, choć nie mieli wygodnej pozycji startowej. Nie dość, że musieli zmobilizować do rejestracji w komisjach (Pinochet spalił wcześniej wszystkie spisy wyborców) i oddania głosu społeczeństwo ogarnięte marazmem politycznym i sterroryzowane przez reżim, to jeszcze przekonywali je do hasła negatywnego. Opozycja bowiem zachęcała do głosowania na „nie”, gdyż pytanie referendalne dotyczyło poparcia dla przedłużenia władzy Pinocheta na kolejne osiem lat. Tamtejsza transformacja ustrojowa długo uchodziła za modelowe przejście do demokracji, zwłaszcza na tle niestabilności innych dawnych dyktatur Ameryki Południowej. Guillermo O’Donnell i Philippe C. Schmitter, bodaj najbardziej znani politolodzy zajmujący się tzw. tranzytologią, czyli nauką o zmianach ustrojów politycznych, chilijską drogę do demokracji wychwalali pod niebiosa jeszcze pod koniec lat 90. Doceniali nie tylko jej pokojowy charakter, brak rozlewu krwi i uznanie przez przegranego w plebiscycie Pinocheta wyników głosowania, ale też fakt, że niedawni przeciwnicy polityczni potrafili funkcjonować już w warunkach demokratycznej rywalizacji. Z niemal nienaruszoną strukturą ekonomiczną opartą na zasadach neoliberalizmu Chile miało wszystko, by stać się ideologicznym pupilem Zachodu i po latach wykluczenia na nowo wejść w międzynarodowy obieg polityki i gospodarki. Jednak to przejście do wolności było podróżą w nową rzeczywistość tylko dla części społeczeństwa. Rodząca się demokracja dawała wiele szans na papierze, ale skorzystać z nich mogli nieliczni. Dawni opozycjoniści szybko rozpoczęli współpracę z byłymi zwolennikami generała, tworząc razem z bogatymi przedsiębiorcami nową klasę posiadającą, której siła wynikała z wpływów politycznych i zaplecza finansowego przejętego za bezcen w pierwszych dniach dyktatury. Choć Pinochet ani jego akolici oficjalnie nigdy nie wrócili do władzy po 1989 r., szybko się okazało, że nie musieli. W praktyce tej władzy, rozumianej jako moc sprawcza i realna decyzyjność, tak naprawdę nigdy nie stracili. Stało się tak również dlatego, że choć po upadku dyktatury w Chile wiele się zmieniło, nie zmienił się najważniejszy akt prawny – konstytucja. Trudno w to uwierzyć, ale przez trzy dekady demokracji obowiązywała tam, z drobnymi modyfikacjami, ustawa zasadnicza napisana jeszcze rękami dyktatury i przez nią ustanowiona w 1980 r. Z konstytucji usunięto oczywiście zapisy dotyczące reżimu, wprowadzono czteroletnią kadencję i demokratyczny mandat dla głowy państwa, ale poza aspektami ustrojowymi i symbolicznymi (takimi jak wpisanie gwarancji pluralizmu politycznego, przestrzegania praw człowieka i ograniczenia roli wojska do obrony kraju, bez możliwości sprawowania władzy wykonawczej) niewiele w jej treści się zmieniło. Pod względem określania relacji między obywatelem a państwem to nadal sztandarowy projekt prawicowej dyktatury, sankcjonujący istnienie nierówności w chilijskim społeczeństwie. Wprawdzie ustawa zasadnicza była od 1980 r. modyfikowana aż 19-krotnie, jednak tylko raz – w 1989 r., przy okazji transformacji ustrojowej i wspomnianych symbolicznych zmian – działo się to za zgodą elektoratu, który na temat reformy wypowiedział się w referendum. Geneza obecnego dokumentu jest kompletnie niedemokratyczna. Napisało go zgromadzenie wybrane przez Pinocheta, w którym nie było żadnego reprezentanta ówczesnej opozycji. Przyjęcie konstytucji wymagało referendalnej większości – i tu też dopuszczono się gwałtu na procedurze wyborczej, bo wyniki plebiscytu z 1980 r. dyktatura musiała fałszować. Podsumowując zatem historię sporów o chilijską ustawę zasadniczą, widać, że choć społeczeństwo przeszło przez ostatnie 40 lat ogromną ewolucję polityczną i mogło w końcu wybierać przywódców, to w praktyce nie miało szans na uczestniczenie w budowaniu kraju na nowo po 17 latach rządów reżimu. W tym roku może to się zmienić. Trwające od ponad dwóch miesięcy protesty na ulicach Santiago i innych największych miast wymusiły na prezydencie Piñerze decyzję o rozpisaniu referendum konstytucyjnego. Poprzedzić ma je nie tylko debata polityczna na temat reformy ustawy zasadniczej, będą też konsultacje społeczne

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 02/2020, 2020

Kategorie: Świat