Laureaci kapuścianych pierogów

Laureaci kapuścianych pierogów

Międzynarodowy Festiwal Bałtycki Dom w Petersburgu stał się jednym z najważniejszych przeglądów teatralnych w Europie Siergiej Szub miał doskonały pomysł, kiedy jako koło ratunkowe dla upadającego Teatru im. Leninowskiego Komsomołu w Petersburgu rzucił pomysł zorganizowania międzynarodowego festiwalu teatralnego. Na pozór nic tej idei nie sprzyjało: pustki w kasie, zamieszanie programowe, rozpad dawnych struktur, niepewność jutra. A jednak właśnie ona miała się okazać sposobem nie tylko na przetrwanie, lecz także na stworzenie ważnego ośrodka skupienia twórczych poszukiwań w sąsiednich krajach. Trzeba było być niemal wizjonerem, aby 15 lat temu przewidywać, że tak się stanie. Na pierwszy „festiwal” ostatecznie dało się ściągnąć jeden spektakl z zagranicy, dziś w przeglądzie uczestniczy dziesięć zaproszonych przedstawień z regionu, ponadto organizowane są pokazy towarzyszące (tzw. spektakle rekomendowane), przegląd spektakli muzycznych, konferencje i seminaria. Od ubiegłego roku podczas festiwalu miasto Petersburg przyznaje poważne nagrody, Bałtyckie Gwiazdy dla wybitnie zasłużonych twórców i menedżerów kultury – w wśród czwórki pierwszych laureatów znalazł się Andrzej Wajda, w tym roku zaś były konsul generalny RP w Petersburgu, Eugeniusz Mielcarek. Tak więc Międzynarodowy Festiwal Bałtycki Dom stał się jednym z najważniejszych festiwali w Europie. Także za sprawą panującej tu familiarnej atmosfery, wielkiej gościnności i programowego anytgwiazdorstwa. Codziennie wieczorem po spektaklu zespół zaproszonego teatru jest gospodarzem koleżeńskiego spotkania, podczas którego teatr jest wyróżniany… kapuścianym pierogiem, miejscowym smakołykiem, sprawiedliwie dzielonym między wszystkich gości. Czy w takich warunkach można się bawić w oficjalność? A jednak przegląd nie ma żadnej taryfy ulgowej. Giełda Do Petersburga z reguły zapraszane są tzw. spektakle festiwalowe – gatunek przedstawień, które rzadko bywają grywane w macierzystych teatrach, krążąc po Europie. I w tym roku nie zabrakło wystawień objazdowych, takich jak: Szekspirowski „Otello” z Monachium w reżyserii Luka Percevala, litewska „Pieśń nad pieśniami” Eimuntasa Nekrosiusa czy Gombrowiczowski „Ślub” z Torunia w reżyserii Elma Nuganana, nowe spektakle Fokina („Szynel” i „Podwójny”). Dwa z tych spektakli można było obejrzeć na zakończonym niedawno festiwalu Dialog we Wrocławiu („Otello” i „Ślub”), jeden w Lublinie („Pieśń nad pieśniami”), a inscenizacje Fokina w listopadzie będą gościły w Teatrze Narodowym w Warszawie, co potwierdza tezę o europejskim krążeniu spektakli. Należą one do giełdy spektakli, o których się mówi – kto tam się znajdzie, może liczyć na międzynarodowy rezonans. Petersburg w tym krążeniu czynnie uczestniczy. Artyści z Teatru Bałtycki Dom bardzo sobie chwalą to krążenie, bo dzięki niemu sami nie czują, że są na obrzeżu głównego nurtu teatralnych przemian, ale przeciwnie, w centrum poszukiwań nowego języka teatralnego, a to zawsze dla teatru bardzo ważne, jeśli chce zatrzymać publiczność. Samotność Czasami koszty poszukiwań bywają wysokie. Ze spektaklu zaprezentowanego przez gospodarzy festiwalu, „Imitując ofiarę” braci Priesniakow, część publiczności wychodzi przed końcem, demonstrując niesmak, jaki wywołuje śmiały, brutalny język dialogu. Bracia Priesniakowie są naukowcami, parają się językoznawstwem na Uniwersytecie Uralskim i – jak można mniemać – ulegają fascynacji nowym językiem, wchłaniającym zwroty ze slangu menedżerów, PR-owców i twórców reklam. To język pokrętny, cudaczny, zestawiony z mową wylewającą się z mediów elektronicznych daje ekstrakt pociągający językoznawcę. Nic więc dziwnego, że autorzy ulegając pokusie przebadania tego języka na scenie, stworzyli nową wersję „Hamleta” – główny bohater sztuki, pracujący w ekipie dochodzeniowej, która rejestrującej przestępstwa kryminalne, usiłuje wyjaśnić swoją sytuację rodzinną. Nie daje mu spokoju Duch Ojca, a z Matką i Wujem nie może dojść do porozumienia – na koniec dochodzi więc do oczekiwanych porachunków. Trupów u braci Priesniakow nie brakuje, ale wszystkiego trochę dużo (efektów, krzyków, gadulstwa, kamer). Największym atutem tego spektaklu – rozgrywanego na środku sceny zorganizowanej jak ring, wokół którego siedzi publiczność, otoczonego monitorami i kukłami ofiar choroby popromiennej – jest ukazanie przepaści językowej: młode pokolenie nie może żadną miarą odnaleźć wspólnego języka ze starym. Nic nowego pod słońcem, ale na scenie pokazane z wirtuozerią przez mistrza petersburskiej sceny, Romana Gromadzkiego (Wuj Piotr) i jego młodszego kolegę Władysława Jurczekiewicza (Wala). Zwraca też uwagę rola Ducha Ojca – Leonid Michajłowski, często

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2005, 44/2005

Kategorie: Kultura