Lepiej późno niż wcale

Kuchnia polska

W ubiegłym tygodniu TNS OBOP ogłosił wyniki sondażu dotyczącego stosunku Polaków do prywatyzacji.
Okazało się, że 87% ankietowanych uważa, iż gospodarka nasza wyszła na prywatyzacji źle, a tylko 6% sądzi, że dobrze. Jest to z grubsza stosunek ilościowy rzeczywistych beneficjantów prywatyzacji do tych, którzy wyszli na niej kiepsko. Na pytanie, czy prywatyzację uważają za „grabież”, „wyprzedaż” majątku narodowego czy też po prostu jego „sprzedaż”, 41% ankietowanych opowiedziało się za „grabieżą”, 33% nazwało to delikatniej „wyprzedażą”, za „sprzedażą” zaś było tylko 18%. 78% Polaków uważa, że na przestrzeni ostatnich 12 lat sprzedano za dużo majątku narodowego, a tylko 3% sądzi, że jeszcze za mało. W rezultacie tego aż 69% ankietowanych sądzi, że korzystna byłaby renacjonalizacja części sprzedanego majątku, tak jak stało się to ze Stocznią Szczecińską.
Dane te wywołały pewną konsternację w obozie liberałów i nawet p. Gadomski w „Gazecie Wyborczej” napisał, że wprawdzie większość nie ma racji, ale jednak politycy powinni brać jej zdanie pod uwagę, co jest zaiste ważnym odkryciem. Najinteligentniejszy zaś z polityków liberalnych, p. Janusz Lewandowski, ów fatalny dla prywatyzacji wynik przypisuje złej, a właściwie żadnej kampanii medialnej po stronie prywatyzacji i zaleca przystąpienie do kontrofensywy, która wytłumaczyłaby narodowi korzyści, jakie osiągnął on w procesie prywatyzowania majątku narodowego. Jest w tym godna pochwały wiara w siłę słowa, obawiam się jednak, że rezultaty takiej kontrofensywy byłyby dość mizerne. Ludzie bardziej niż słowom wierzą swojemu osobistemu doświadczeniu, a to ostatnie niestety ma smak raczej gorzki.
Oczywiście, że na wynik ankiety TNS OBOP złożyło się wiele czynników emocjonalnych. Obecny wzrost bezrobocia, dość niezdarne sposoby, aby je pohamować, kryzys finansów publicznych uniemożliwiający wszelką interwencję państwa w najważniejszych dziedzinach życia i gospodarki, niejasność działań rządu – wszystko to złożone zostało na karb prywatyzacji. Nie myślę jednak, aby odjęcie tych emocjonalnych czynników od danych opublikowanych przez OBOP zmieniło zasadniczo wyniki ankiety, w których przeglądają się nastroje społeczne. Mamy tu raczej do czynienia z odłożonym efektem uprawianej przez lata, a zwłaszcza na początku transformacji ustrojowej, polityki prywatyzacyjnej, której przebiegu wówczas nikt nie ośmielał się kwestionować, aby nie być uznanym za wroga wolności i demokracji, dziś zaś jej owoce widoczne są jak na dłoni.
Ta polityka to w przede wszystkim pospieszna wyprzedaż nie słabych, wymagających naprawy, lecz właśnie najlepszych naszych przedsiębiorstw, na przykład takich jak fabryka Wedla. To machlojki dyrekcji wielu zakładów, aby możliwie pogorszyć ich jakość i następnie kupić je za bezcen jako nic niewarty „złom”; określono to jako „uwłaszczenie nomenklatury”, ale korzystała z tego nomenklatura zarówno stara, jak i nowa. To zaniżona cena naszego majątku narodowego, która zdaniem Kazimierza Poznańskiego, pierwszego bodaj ekonomisty, który podniósł larum w sprawie prywatyzacji w swojej książce „Wielki przekręt”, sprowadzona została do poziomu 10-12% jego rzeczywistej wartości. To szaleńcza wyprzedaż sektora bankowego w ręce zagraniczne, co praktycznie pozbawiło wsparcia finansowego polską przedsiębiorczość toczącą nierówną walkę z zagraniczną konkurencją. To okrutna likwidacja PGR-ów, dyktowana bardziej względami politycznymi niż gospodarczymi, a tym bardziej społecznymi. To wreszcie, na koniec, roztopienie się sum uzyskanych z prywatyzacji w rozmaitych łataninach budżetowych zamiast skierowania ich w odczuwalne społecznie inwestycje, na przykład na kredytowanie budownictwa mieszkaniowego.
Wyniki ankiety o prywatyzacji stawiają bowiem zasadnicze pytanie: czy naprawdę Polacy są w tak przytłaczającej większości przeciwni prywatnej gospodarce rynkowej?
Komentatorzy z obozu liberalnego, zastanawiając się – lepiej późno niż wcale – nad tymi wynikami, przypisują naszemu społeczeństwu bierność i niewygasłą tęsknotę za bezpieczeństwem socjalnym realnego socjalizmu. Uważam jednak, że jest to wniosek fałszywy. Jeszcze przed rokiem 1989 w ramach systemu realnego socjalizmu ogromnie silne były naciski, aby poluzować więzy krępujące prywatną przedsiębiorczość, czego wyrazem stała się zresztą wprowadzona przez rząd Rakowskiego ustawa o działalności gospodarczej, zdaniem wielu, najlepsza ustawa tego rodzaju w Polsce.
Myślę jednak, że ludziom chodziło o dwie sprawy.
Po pierwsze, o to, aby sektor prywatny mógł u nas rosnąć „od dołu”, z działań i inicjatyw poszczególnych rzutkich i przedsiębiorczych ludzi, którym dano by szanse działania i rozwoju. Tymczasem prywatyzacja „odgórna”, masowa i totalna, nastawiona głównie na sprzedaż zagraniczną, z miejsca wyrzuciła na aut nie tylko tych ruchliwych i przedsiębiorczych, ale zniszczyła niemal doszczętnie całą „prywatną inicjatywę”, której udało się przetrwać okres PRL-u. Proszę mi bowiem pokazać na listach obecnych „najbogatszych” kogokolwiek z dawnych badylarzy, producentów, handlowców, rzemieślników, najstosowniejszych – zdawać by się mogło – beneficjantów polskiego kapitalizmu. Według Poznańskiego, w dodatku ich wspólny majątek mógłby wręcz wystarczyć na wykup znacznej części prywatyzowanego majątku państwowego, który kupiły w rezultacie wielkie korporacje. Ta zagłada reklamowanej jako podstawa transformacji „klasy średniej” trwa zresztą nadal i jeśli Lepper w swojej książce „Każdy kij ma dwa końce” pisze, że teraz na ulicę wyjdą nie nędzarze i bezrobotni, lecz rujnowani drobni przedsiębiorcy, to niestety ma całkowitą rację.
Drugim warunkiem prawidłowej prywatyzacji i budowy gospodarki rynkowej było, zdaniem opinii, zachowanie rzeczywistej równości trzech sektorów – państwowego, prywatnego i spółdzielczego. Ta równość została przekreślona na samym początku transformacji, prywatne stało się świętym, a państwowe i spółdzielcze przeklętym.
Polacy mówiący, że prywatyzacja przyniosła im więcej szkody niż pożytku nie są nieruchawymi mamutami, pogrążonymi w lenistwie i prostracji. Mówią po prostu, że sprawy potoczyły się nie po ich myśli. A jakie z tego wyciągną wnioski, o tym jeszcze zdążymy się przekonać.

 

Wydanie: 2002, 24/2002

Kategorie: Felietony

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy