Lojalność i zaufanie. Różewicz oczami filmowca

Lojalność i zaufanie. Różewicz oczami filmowca

Fot. Krzysztof Żuczkowski

Z Tadeuszem Różewiczem trzeba było przejść pewien proces, żeby dojść do spotkania człowieka z człowiekiem

Andrzej Sapija – dokumentalista i wykładowca na Wydziale Reżyserii Filmowej i Telewizyjnej PWSFTviT w Łodzi. Od 2016 r. także prodziekan tego wydziału. Za najważniejsze filmy reżysera uznaje się biografie cenionych artystów (m.in. Tadeusza Różewicza, Tadeusza Kantora i Kazimierza Karabasza). W 2021 r. ukazała się jego książka „Co Pan widzi? Różewicz filmowy”. W 2023 r. odznaczony Brązowym Krzyżem Zasługi.

Jakie jest pańskie ostatnie wspomnienie o Tadeuszu Różewiczu?
– Ostatnie silniejsze wspomnienie to moment odwiedzin u niego w domu, już pod koniec życia poety. To było spotkanie z serii tych bezinteresownych, czyli nie filmowych, ale takich czysto ludzkich, by nie powiedzieć towarzyskich. Kiedy skończyliśmy pracę nad naszymi filmami biograficznymi, to ten kontakt nadal pozostał. Nieraz Różewicz pytał mnie, kiedy będę we Wrocławiu. Zapraszał do siebie, a ja bardzo chętnie go odwiedzałem. To spotkanie, które do dziś pamiętam, było jakoś na wiosnę. Mocno grzało słońce i poeta zachęcał mnie, abym obejrzał jego ogródek, bo tam akurat zaczynały kwitnąć różne rośliny. Bardzo przy tej okazji chwalił żonę Wiesławę. „Ona tak wspaniale tym ogródkiem się zajmuje”, opowiadał z pasją. Sam mam ogród, więc wymienialiśmy się informacjami o roślinach, a także wskazówkami co do ich pielęgnacji. To wspomnienie pogodne, jasne, nawet i słoneczne. Takiego pragnę go pamiętać.

A pierwsze spotkanie było z poezją czy z człowiekiem?
– Z poezją – jeszcze w latach licealnych. Tworzyliśmy ze znajomymi grupę towarzysko-intelektualną w jednym z wrocławskich liceów. I tam interesowaliśmy się Różewiczem, być może dlatego, że pewne osoby z naszego kręgu znały Kamila, syna poety, który zresztą mieszkał niedaleko, w tej samej dzielnicy. Mocno utkwiło mi wtedy w pamięci „Przygotowanie do wieczoru autorskiego”. I to zdanie: „Patrzę na studenta, który siedzi przede mną. Powiem mu prawdę, powiem mu, że nic nie wiem i nic nie mam do powiedzenia…”. Byłem tym w jakimś sensie wstrząśnięty. Zdziwiło mnie, że można się zdobyć na tego typu publiczne wyznanie. Poza tym ta poezja bardzo mi odpowiadała, bo jest prosta i „przyjazna” w odbiorze.

Co to znaczy?
– To są proste wersy i słowa, bardzo oszczędne oraz skondensowane, bliższe prozy. Kiedyś o tym rozmawialiśmy i w kontekście swojej twórczości Różewicz przytoczył stwierdzenie Przybosia: „Udało ci się tym swoim prozo-wierszem stworzyć poezję przez wielkie P”. Odwołał się też do Kazimierza Wyki, który analizując warsztat Różewicza, mówił o zamienniku literackim. Twierdził, że u Różewicza poezja, proza i dramat przemieniają się ze sobą. Poeta przywołał w tej rozmowie także cytat z Ezry Pounda: „Dobra poezja powinna być równie jasna i czytelna jak dobra proza”.

Wracając do tamtych licealnych lat, dla mnie (wówczas młodego człowieka) wielką zaletą w czytaniu poezji Różewicza była jej klarowność. Chodzi o czytelność formalną przy jednoczesnej kondensacji treści. A to dawało mocny w przekazie efekt. „Efekt wystrzeliwanego pocisku” – tak też Różewicz o tym mówił. Choćby takie wersy: „Różowe ideały poćwiartowane / wiszą w jatkach”. Albo to: „Nowy człowiek / to ten tam / tak to ta/ rura kanalizacyjna / przepuszcza przez siebie / wszystko”. I to jest cały wiersz! Mógłbym przytoczyć jeszcze wiele innych strof, które miały w sobie tę ascetyczność formalną, do tego klarowność i kondensację oraz siłę myśli przekazu. Dlatego bardzo chętnie się z tą poezją komunikowałem. Robię to zresztą do dziś.

Na chwilę odłóżmy poezję na bok. Jaki Różewicz był jako człowiek?
– Moje poznawanie Różewicza jako człowieka ewoluowało. I to jest chyba zrozumiałe, bo nie od razu, zwłaszcza w relacjach między autorem filmu a człowiekiem, który jest jego bohaterem, ten bohater się przed nim „otwiera”. Dość wcześnie zacząłem zawodowo zajmować się artystami. Najpierw były filmy o Tadeuszu Kantorze. Potem o kolejnych twórcach: Abakanowicz, Opałce, Fangorze i wielu innych. Zauważyłem, że w przypadku bohaterów, jakimi są artyści i twórcy, towarzyszy mi poczucie, że oni przywdziewają maski. A te wyrażają jakąś ostrożność, czasami nieufność, tworzą pewien dystans, głównie do kamery i dziennikarzy telewizyjnych. Twórcy to grupa ludzi z dużą świadomością tego, czym są media, czym jest film

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2025, 21/2025

Kategorie: Kultura, Wywiady