Łykanie żaby

Łykanie żaby

Zmarła Katarzyna Herbertowa, żona poety. Lata 70., Herbertowie przychodzą często do mojego domu rodzinnego. Ona z wielkimi, zawsze zdziwionymi, ciemnymi oczami, on z brzuszkiem i perkatym nosem, przeciągał słowa, modulując głos. Nie miała łatwego życia – poeta cierpiał na chorobę dwubiegunową, „leczył się” alkoholem. Pamiętam, jak mama stawiała na stole karafkę z nalewką z tarniny, własnej roboty, a Kasia patrzyła przerażona, za to poecie świeciły się oczy. Całkowicie poświęciła się dla męża – w manii miewał szalone pomysły, znikał z domu, znosiła to heroicznie. Pod koniec życia, właśnie z powodu choroby, Herbert stał się prawicowo-narodowy, potępił wielu bliskich kolegów. Kasia miała odwagę, by po jego śmierci tłumaczyć to chorobą (ja to zrobiłem, zanim ona udzieliła wywiadu, i prawica wylała na mnie kubły pomyj). Pamiętam Katarzynę na stypie po Szymborskiej, w pięknych Sukiennicach, w tle arcydzieła malarstwa, Herbert już wtedy nie żył. Powiedziała mi: „Nie zdajesz sobie sprawy, jak Zbyszek cenił twojego ojca, jako człowieka i poetę”.

„Notesy” Andrzeja Wajdy, wiele tam skarbów. Pisze w 2001 r.: „W Konstancinie odwiedziliśmy z Krystyną Monikę Żeromską, kiedy wybierała się do Anina na badanie serca. Opowiedziała o tym, co mówiła jej 102-letnia babka. »Pan Juliusz był elegancki, bardzo miły, znał języki, był nienaganny. A Adam Mickiewicz przyszedł do nas na Wielkanoc – surdut poplamiony i… – tu nachylała się do rozmówcy – zalatywał alkoholem. A ten wasz Norwid u nas jadał tylko w kuchni«”.

Zapewne na początku lat 70. byłem z rodzicami w domu Żeromskich w Konstancinie. Mam nawet nieostrą fotografię dokumentującą to spotkanie. Ojciec był bardzo wzruszony, uwielbiał prozę Żeromskiego, ale późno dostrzegł, dopiero w latach 70., jak nieznośna jest młodopolska maniera pisarza. Studiowałem wtedy polonistykę, ale byłem jeszcze barbarzyńcą i nie czułem poruszenia, że jestem oto w domu autora „Popiołów”, mogę uścisnąć dłoń córki pisarza i sędziwej już jego żony.

Sam w domu z moim 14-latkiem Frankiem. Postanawiam zrobić nam obiad. Pojechał ze mną na zakupy i był nieznośny. Mówię: „Marudzisz, a ja przecież to robię dla ciebie, chcę ci zrobić dobrze”. Zdębiał: „Tata, co ty mówisz?! Sam nie wiesz, co mówisz do syna, »zrobić dobrze« to przecież termin erotyczny”. Głupio się poczułem. I pomyślałem: toczą się dyskusje wokół wychowania seksualnego w szkole, nasza prawica się żołądkuje, że to seksualizacja dzieci. A tu się okazuje, że oni wszystko wiedzą z internetu, z filmów. Domyślam się, że to wiedza bogata, ale chaotyczna, warto ją przynajmniej uporządkować. Takie lekcje, aby miały sens, muszą być odważne. Tylko pojawia się pytanie, czy nauczyciele nie wiedzą mniej od uczniów. A obiad za bardzo mi nie wyszedł, miałem ogromną radość z gotowania, ale się przypalił.

Brak wprawy.

Jestem całym sobą za tym

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 09/2025, 2025

Kategorie: Felietony, Tomasz Jastrun