Maestro i jego ogrodnik

Maestro i jego ogrodnik

Fot. Marek Bebłot/Luslawice.com

Stanisław Dudek: Krzysztof Penderecki nauczył mnie kochać drzewa Trwająca 40 lat wielka przyjaźń pomiędzy Krzysztofem Pendereckim a Stanisławem Dudkiem, ogrodnikiem w posiadłości kompozytora w Lusławicach, to piękna historia. A najciekawsze, że Dudek, dzisiaj ceniony fachowiec w dziedzinie dendrologii, nigdy wcześniej nie był ogrodnikiem i nie uczęszczał do żadnej szkoły rolniczej. Wszystkiego nauczył się od Pendereckiego. – Tak, przyznaję, to Krzysztof Penderecki zrobił ze mnie ogrodnika – mówi Stanisław Dudek. – To on nauczył mnie kochać drzewa i mogę to każdemu powiedzieć z czystym sumieniem. Jestem mu za to bardzo wdzięczny, bo nie tylko przekazywał mi swoją wielką wiedzę o drzewach, ale też nauczył mnie szacunku dla każdej rośliny. Dzięki niemu pokochałem zawód ogrodnika. – Penderecki wykształcił wielu znanych muzyków i jednego ogrodnika? – pytam. – Tak, to prawda, jestem jego uczniem. Gdy po raz pierwszy zobaczyłem, jak Profesor kocha drzewa, jak otacza je szacunkiem, jak dobiera odpowiednie gatunki, urzekł mnie jego stosunek do natury. Mówiłem mu, że nie mam wykształcenia ogrodniczego, a on mi tłumaczył, że najważniejsze to być wśród drzew, rosnąć razem z nimi i je kochać. Drzewa nas połączyły i choć Profesora nie ma już wśród nas, one stoją i są coraz większe i piękniejsze. Stanisław Dudek mieszkał pod Gorlicami. Jako chłopak chciał kupić motocykl i w czasie wakacji pracował w firmie budowlanej wuja, która w 1982 r. prowadziła prace przy dworze Elżbiety i Krzysztofa Pendereckich w Lusławicach koło Zakliczyna, niedaleko Tarnowa. Przymierzał się do różnych zawodów, ale nawet przez moment nie przypuszczał, że może zostać ogrodnikiem. Dopiero gdy zobaczył, jak w tworzonym wokół dworu parku Penderecki sadzi drzewa i z jaką pasją o nich mówi, zaczął rozumieć, ile radości daje człowiekowi obcowanie z drzewami. Po wielu rozmowach o życiu drzew, widząc zainteresowanie Dudka, Penderecki zaproponował mu posadę ogrodnika. Nie pomogły tłumaczenia młodego człowieka, że nie ma wykształcenia ogrodniczego, kompozytor odpowiadał, że od szkoły ważniejsza jest miłość do tego, co się robi. Kolekcjoner drzew Zabytkowy dwór w Lusławicach, mocno zniszczony, z odpadającymi tynkami i zawilgoconymi podłogami i lamusem z zawalonym stropem, Pendereccy kupili w 1974 r. Posiadłość otaczał zapuszczony dwuhektarowy park. Krzysztof Penderecki postanowił prześwietlić stary drzewostan na tyle, aby stworzyć osie widokowe. Przed dworem ocalały resztki starodrzewu. Kompozytor zastał tu wiekowe klony, jesiony, olchy oraz aleję obsadzoną grabami, wiodącą do grobu przywódcy arian, Fausta Socyna, Włocha, który schronił się tu przed prześladowaniami Kościoła i zmarł w Lusławicach w 1604 r. Na podjeździe przed dworem rósł także okazały tulipanowiec amerykański, posadzony jeszcze w latach 30. XX w. przez poprzedniego właściciela majątku. Po remoncie dwór w Lusławicach stał się jedną z najpiękniejszych zabytkowych rezydencji w Polsce. Równolegle powstawał park. Stworzenie wokół dworu wspaniałego parku, z drzewami pochodzącymi z całego świata, było jednym z największych marzeń Krzysztofa Pendereckiego i rzeczą nie mniej ważną niż komponowanie muzyki. Sukcesywnie dokupywał ziemię, rozbudowując park i tworząc kolekcję unikatową na skalę europejską. Krzysztof Penderecki jeździł po całym świecie i, jak sam kiedyś powiedział, w pewnym momencie życia poczuł, że zwiedził już wszystkie najznakomitsze muzea i galerie, nadszedł czas na ogrody botaniczne. Gdzie tylko był, szukał ogrodów botanicznych, notował łacińskie nazwy drzew i potem kupował wymarzone okazy. Dawniej, ze względu na przepisy celne, przemycał cenne sadzonki przez granicę w reklamówkach lub pomiędzy bukietami kwiatów. Od 1982 r. w znajdowaniu najciekawszych drzew pomagał mu Stanisław Dudek. – W Lusławicach prof. Penderecki wstawał bardzo wcześnie, około godz. 5 rano – wspomina Dudek. – Wychodził na ganek, słuchał śpiewu ptaków i potem zabierał się do pracy. Rozkładał papier nutowy na dużym stole w swoim gabinecie i pisał muzykę. Potem, gdy się zmęczył, często odwracał papier nutowy na drugą stronę i robił szkice nowego fragmentu parku. Pokazywał mi ten rysunek i mówił: „Stasiu, ja bym to tak widział, zobacz, tu posadzimy to, tam tamto, tu będzie alejka, co o tym sądzisz?”. Zawsze ze mną wszystko konsultował. Niekiedy coś mu podpowiedziałem, doradziłem, ale zawsze realizowałem jego pomysły, bo to był jego wymarzony park, tak samo ważny jak jego symfonie. Zawsze mi powtarzał, że chciałby po sobie zostawić nie tylko muzykę, ale i drzewa. I tak powstawały kolejne

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2021, 52/2021

Kategorie: Kraj