Mamo, ratuj!

Mamo, ratuj!

Zgodnie z konwencją haską setki dzieci zostały odebrane matkom i wywiezione do ojców za granicę, nawet do Australii. Polska nie chroni dostatecznie praw swoich obywateli W zeszłym roku polskie sądy na mocy konwencji haskiej rozpatrzyły w trybie pilnym prawie 90 wniosków dotyczących cywilnych aspektów uprowadzenia dziecka. Większość zakończyła się nakazem bezzwłocznego wydania dziecka za granicę. Taki wyrok to dla wielu polskich matek i ich dzieci dalszy ciąg dramatu, który miał początek właśnie za granicą. Nie poślubiać obcokrajowca Przepisy konwencji haskiej miały chronić dziecko. Sprawić, by nie było ono kartą przetargową w grze między skonfliktowanymi małżonkami, zwłaszcza różnych narodowości. By żadne z nich, kierując się własnym interesem, nie decydowało o miejscu pobytu dziecka. O wyrwaniu go z domu, kulturowym wykorzenieniu. Ale jak to często bywa – przepisy nie nadążają za życiem. Interes dziecka wysyłanego za granicę nie jest taki oczywisty (zwłaszcza kiedy decyzja sądu zapada bez dodatkowych badań, np. psychologicznych). Polskie matki skarżą się na pochopność naszych sądów, bezradność urzędników i arogancję władzy. W listach do Rzecznika Praw Obywatelskich i Rzecznika Praw Dziecka piszą, że czują się zdradzone przez swój kraj, skazane na banicję albo na wieloletnie ukrywanie się. Prawnicy na to: dura lex sed lex (twarde prawo, ale prawo), dodając: polski sąd ma związane ręce. Jeden ze znanych polityków wyraził się jasno: wiadomo, że krew nie woda, ale trzeba myśleć głową, a nie poślubiać obcokrajowca. Nic dziwnego, że kobiety uwikłane w problemy wynikające z konwencji haskiej opowiadają swoje historie z trudem, nie radzą sobie z drżeniem głosu, oddechem, nerwowością rąk, łzami. Ani z chaosem myśli, poczuciem osamotnienia, poniżenia i napiętnowania. Renata: porwanie w asyście urzędników Renata Sikora żyje od poniedziałku do piątku – bo wtedy można załatwić coś w urzędach. Można powalczyć jeszcze o dzieci. W weekend zamyka się w domu. Dzwoni do dzieci. Potem płacze. Wpada w letarg. Jej historia to mroczny thriller. Zaczyna się banalnie: Renata po maturze wyjeżdża do Włoch, marząc o lepszym życiu. Pracuje w sklepie, uczy się języka, zyskuje nowych przyjaciół. Po kilku latach poznaje przystojnego, czarującego Włocha. Wychodzi za niego za mąż. Rodzi dwoje dzieci. Jeszcze nie wie, co to znaczy, że on jest Sycylijczykiem. I jakie mogą być konsekwencje tego, że jej mąż nie radzi sobie z tym, że powinien być, jak każe tradycja – macho, chociaż tak naprawdę jest słaby. Może właśnie przez tę ambiwalencję niszczy ją psychicznie. Jest coraz brutalniejszy. Skąpi jej pieniędzy. Z zazdrości więzi w domu. Atakuje, grozi i przeprasza. Nawet dziś Renata nie potrafi opowiadać o tym spokojnie. – Bałam się sama oddychać. Przepraszałam, że żyję. Rozpadałam się od środka. Ciągle byłam spięta. Ciągle zdezorientowana. Nie wiedziałam, czego mogę się po nim spodziewać. Czy będzie spokojny, czy zmieni się w potwora. I kiedy ja czułam się winna, że zupa była za słona, on się odgrażał, że jeszcze mnie urządzi. Naprawdę, trudno o tym mówić. Czuła się zbrukana, zaszczuta… Dziś, po rozmowie z psychologiem już wie, że tego typu człowiek nie zna uczuć, dlatego może tak skutecznie innymi manipulować. Więc ona też była zmanipulowana. I pewnie długo żyłaby w tym stanie, gdyby nie… Może to był właśnie ten moment? Mąż miał złą fazę. 3 tys. euro wydał na koszule. Przeraziła się, nie byli zbyt zamożni. Wybrała resztę pieniędzy z konta i ukryła. On się wściekł. I szybko uspokoił. Zaprosił ją na wycieczkę za miasto. Kiedy byli już w lesie, zagroził, że ją zabije. Wyskoczyła z samochodu. Trzy kilometry biegła piechotą do miasta. Zrozumiała, że musi wyrwać się z tej matni. Szuka więc ratunku w Polsce, u najbliższej rodziny. Wyjeżdża z Włoch z dziećmi. Za jego zgodą. Idzie do ośrodka pomocy ofiarom przemocy. Nie prosi o pomoc dla siebie. Chce wiedzieć, jak uchronić dzieci. Bo jego nieobliczalność jest dla nich jak trucizna. Wyzwala straszny lęk. Czuje się silniejsza. Tu znalazła to, czego nie miała tam – oparcie w rodzinie. Jednak im bardziej czuje się silna, tym bardziej zdaje sobie sprawę, że jej małżeństwo nie ma szans. Nie chce wracać. Występuje o rozwód. W odpowiedzi on oskarża ją na mocy konwencji

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2010, 29/2010

Kategorie: Kraj