Wegetarianizm i weganizm to sztuka życia, a nie tylko jedzenia Ile to już lat? Agnieszka przypomina sobie, kiedy postanowiła, że nie będzie jadła mięsa. – Ponad 20 – mówi, a w oczach ma zdumienie. Jakby sama była zaskoczona, że przez tak znaczną część życia jest wegetarianką. Nawet nie była wtedy pełnoletnia, ale wcale nie spytała rodziców, co o tym sądzą. Wie, że mama się martwiła, bo sądziła, że bezmięsna dieta nie jest dobra. – W tym czasie wegetarianizm to była ekstrawagancja – wspomina Agnieszka Tarłowska. – W sklepach był tylko jeden zamiennik mięsa – suszone kotlety sojowe. Kiedy wyjechała na studia do innego miasta, mama była przekonana, że nie wytrwa w swoim postanowieniu. Że będzie się żywić w stołówce studenckiej, a tam je się, co dają. I że będzie mieszkać z mięsożernymi koleżankami, które te dietetyczne fanaberie szybko wybiją jej z głowy. Ale Agnieszka wytrwała. Jedynie dwa-trzy razy w roku robi odstępstwo – zjada rybę. To z uwagi na pamięć o dziadku, który był rybakiem. Teraz swoją pasją dzieli się z mieszkańcami warszawskiego Miasteczka Wilanów. Od czterech lat jest właścicielką baru serwującego wyłącznie dania wegetariańskie i wegańskie – Kuchnia Bez. Warzywa dodają wigoru? Menu w Kuchni Bez codziennie jest inne. I bardzo kolorowe, co można zobaczyć na zdjęciach publikowanych na Facebooku. Dziś w ofercie są dwie zupy: barszcz ukraiński i pomidorowa. Pomidorowa to wyjątek, bo ze względu na dodatek masła nie może być polecana weganom. Wszystkie inne spełniają wymogi tej najbardziej restrykcyjnej diety, która wyklucza nie tylko mięso, w tym ryby i owoce morza, ale także wszystkie produkty pochodzące od zwierząt, a więc mleko i jaja, a nawet miód. Poza tym w dzisiejszym menu są buraczki na gorąco z imbirem, ratatuj, czyli wywodzący się z Nicei rodzaj warzywnego gulaszu, soczewica z marchewką i jabłkiem, sałatka z fioletowym kalafiorem i cieciorką, burgery jaglane i placki ze śliwkami. Są też pasty: smalec vege, cieciorka z ogórkiem kiszonym i wędzoną papryką, humus. – Potrawy wegetariańskie są dość pracochłonne – przyznaje Agnieszka. Sałatka z fioletowym kalafiorem i cieciorką już się skończyła, podobnie jak placki ze śliwkami. Poszły w szczycie lunchowym. Wtedy w barze pojawiają się pracownicy pobliskich firm, matki z dziećmi, chwilowo na urlopach wychowawczych, i ludzie wolnych zawodów. Dochodzi godz. 16. To czas między szczytami, tym lunchowym i tym wieczornym, kiedy do baru przychodzą ci, którzy wrócili na osiedle po pracy. Dwa stoliki zajęte. Młoda kobieta na talerzu ma ratatuj, buraczki, soczewicę i burgera. Dwie identyczne porcje zamawia na wynos. Wchodzi kolejny klient. Też zjada warzywno-zbożową wariację na miejscu, a do domu bierze zupę w słoiku. Wkrótce pojawia się para. Oboje zamawiają barszcz ukraiński. Później zaczną przychodzić te osoby, które zamówiły dietę pudełkową na następny dzień. Koszt dzienny takiej diety wynosi od 50 do 70 zł i jest zależny od tego, czy są trzy posiłki, czy pięć. Agnieszka pamięta, jak pierwszy raz przyszli do niej pracownicy niedużego lokalnego oddziału jednej z korporacji, bo pracodawca postanowił im dofinansowywać posiłki właśnie w jej barze. Byli bardzo zaskoczeni, nawet rozczarowani, że w Kuchni Bez nie mogą zjeść żadnego mięsnego dania. Ale przekonali się do wegetariańskiego menu. Pracodawca, który wcześniej kilkakrotnie wpadał do baru, żeby osobiście sprawdzić ofertę, powiedział Agnieszce, że pracownik po posiłku bezmięsnym ma więcej energii i wydajniej pracuje, a po tym z mięsem jest nieco ospały. Stąd taka decyzja. Agnieszka zna większość gości. Wie, kto lubi brukselkę, a kto nie, kto w jakich zupach gustuje, kto woli pieczone burgery, a kto smażone kotlety. Stek a kobiecość Rodzina Agnieszki w sensie dietetycznym jest patchworkowa. Mąż – mięsożerny. Młodszy syn, 13-letni Antoni, podobnie jak tata nie wprowadza żadnych ograniczeń żywieniowych, ale wynika to stąd, że lubi gotować. Agnieszka pamięta, jak kilka lat temu w jakiejś restauracji Antek zamówił ośmiornicę. Za to 15-letni Stanisław zaczął od jakiegoś czasu ograniczać mięso. O takich osobach mówi się, że są fleksitarianami. Ale już wcześniej zaskoczył mamę, kiedy wyjawił, że ubóstwia krem z buraków na mleku kokosowym z kolendrą. Zdaniem Agnieszki gustowanie w tym daniu to już wyższy stopień wegetariańskiego wtajemniczenia. Widziała więc, że w upodobaniach Staszka zachodzą jakieś zmiany. –