Mandat dla Camerona

Mandat dla Camerona

Czy mobilizująca się przed wyborami brytyjska Polonia ukarze torysów za antypolskie wypowiedzi? – Nie wiem, co to będzie – mówi pani Mariola, siedząc przy stole i popijając kawę. Głos ma niepewny. Przecież cały czas słyszy, że rząd chce jej zabrać pieniądze na Sonię. I co wtedy zrobi? Pracuje od rana do nocy („Jak robot!”), mieszkanie ma socjalne w zachodnim Londynie. Przyjechała tu osiem lat temu, bo w rodzinnym miasteczku nieopodal granicy z Ukrainą praca po prostu się skończyła. – Wiem, że dużo straciłam. Umknęły mi najpiękniejsze lata z dzieckiem, ale jaki miałam wybór? – rozkłada ręce. Z córką widzi się dwa razy w roku. Mało. Bardzo mało. Nawet święta zwykle spędzają osobno („Nie stać mnie na te bilety”). Pani Mariola chciałaby ją tu sprowadzić. Oczywiście, że tak. Kto by nie chciał? Ale zarabia płacę minimalną. Dlatego co tydzień bierze dodatek na dziecko i wysyła go do Polski – 20 funtów i 30 pensów. Żadna fortuna, ale się przydaje. Pytanie, jak długo jeszcze. Przecież ostatnio wystarczy włączyć telewizję, by usłyszeć, że brytyjski rząd chce zabrać pani Marioli pieniądze. – Jak można ot tak odebrać dodatek? Przecież dziecko nagle nie znika, ono po prostu jest! – dziwi się nasza rozmówczyni. Każdy rozumie to wszystko inaczej. Są eksperci, którzy tłumaczą, że to nie takie łatwe, bo trzeba obejść sprzeciw Unii Europejskiej. Zdecydowany protest wyraziła już Komisja Europejska. Ale do pani Marioli podobne głosy raczej nie dochodzą. Giną w harmidrze innych, ostrzejszych – tabloidu „Daily Mail”, lidera prawicowej Partii Niepodległości Nigela Farage’a czy co bardziej wojowniczych konserwatystów. Polacy na celowniku – Nie mam nic przeciwko Polakowi, który tu przyjeżdża, by ciężko pracować. Ale nie powinniśmy płacić zasiłku na jego rodzinę, która została nad Wisłą – mówił premier Cameron w niedawnym wywiadzie dla BBC. Bardzo szybko dostał poparcie od antyimigracyjnej części prasy. W podobne tony uderzył w londyńskim radiu LBC ekscentryczny prawicowy burmistrz Londynu Boris Johnson (w ostatnich wyborach wielu Polaków oddało na niego głos, bo „zabawnie mówił w telewizji”). – Dlaczego brytyjscy podatnicy mieliby opłacać świadczenia na dzieci dla tych, którzy może i pracują na Wyspach, ale ich latorośle mieszkają w Polsce? – pytał retorycznie Johnson i namawiał do zmian. – Sposób organizowania wypłaty zasiłków leży w kompetencjach rządów poszczególnych krajów. Możemy swobodnie zadecydować, kto kwalifikuje się do otrzymywania dodatku – przekonywał, nazywając pobieranie pieniędzy przez takie osoby jak pani Mariola anomalią. Jak wiele jest na Wyspach osób w podobnej sytuacji? Dane sugerują, że z pieniędzy wysyłanych do Polski korzysta ok. 25 tys. maluchów. Procentowo – bardzo niewiele. Dlaczego więc Cameron ustawił celownik właśnie na przybyszów znad Wisły? Cameron nas zmobilizuje? Dla Macieja Batora z organizacji VOTE, której celem jest mobilizacja wyborcza brytyjskich Polaków, sprawa jest oczywista. – Cameron musiał po prostu ratować swoją koncepcję polityczną. Kampanię do europarlamentu torysi chcieli oprzeć na domniemanym zagrożeniu ze strony Bułgarów i Rumunów. Myśleli, że po 1 stycznia, dacie otwarcia dla nich granic, stanie się coś podobnego jak dziesięć lat temu, kiedy masowo napłynęli tu m.in. imigranci z Polski. Plan był taki, by zarabiać punkty u wyborców ostrą retoryką antyimigracyjną. Ale szturmu nie było. Cameron musiał więc szybko powiedzieć coś o innych imigrantach. Wybrał Polaków, bo nas jest tu najwięcej – tłumaczy Bator. Dodaje, że czas wreszcie zmobilizować rodaków do działania. Bo na razie liczebność nie przekłada się na siłę. – Nasz problem to organizacja. Co z tego, że jest nas ponad 800 tys., skoro nie mamy porządnych struktur i jesteśmy słabo zorganizowani? A gdzie trzech Polaków – od razu cztery opinie. Dlatego Cameron uważał, że wiele nie ryzykuje; Polacy nie uczestniczą w wyborach, więc nie obawiał się, że straci głosy. Myślę jednak, że tak naprawdę zrobił dobrą robotę, jeśli chodzi o ich mobilizację – śmieje się Bator i mówi, że podczas zbliżających się wyborów europejskich głos imigrantów znad Wisły może być wreszcie bardziej słyszalny. Bo Polacy na Wyspach są poważnie wkurzeni. – Czuję się bardzo źle z tym wszystkim, co o nas mówią. Pobieranie tego

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 06/2014, 2014

Kategorie: Świat