Marka Tyrol do stworzenia na nowo

Marka Tyrol do stworzenia na nowo

A skier wears a protective face mask as he passes a sign on the way to a chairlift as the spread of the coronavirus disease (COVID-19) continues in Flachau, Austria January 13, 2021.,Image: 583037977, License: Rights-managed, Restrictions: , Model Release: no, Credit line: LEONHARD FOEGER / Reuters / Forum

Tyrol się zamyka, choć mieszkańcy nie chcą się zgodzić z krytyką, że zlekceważyli niebezpieczeństwo COVID-19 Dla czego bije twoje serce, pyta agencja reklamowa odpowiedzialna za oficjalny wizerunek turystyczny Tyrolu. Dla zaśnieżonego stoku, skrzypiących desek czy promiennej twarzy gościa? Dla miejsca, w którym zwyczajnie cieszysz się chwilą? O miłości do regionu opowiadają w idyllicznych obrazkach z austriackiego Tyrolu jego mieszkańcy. Ale i o tym, że czasami chwila wywraca życie do góry nogami. Rok temu życie regionu wywrócił koronawirus. Pierwsze infekcje w Austrii wykryto w hotelu w Innsbrucku już w lutym, potem pojawiły się masowe zarażenia w Ischgl, wynoszone z baru Kitzloch we wszystkich kierunkach. Odtąd region nosi też przydomek „Tirol-Virol”. Tu niestety rok temu znalazło się centrum roznoszenia koronawirusa na Austrię i Europę. Mimo ostrzeżeń lekarzy do połowy marca czekano z zamknięciem stoków i hoteli. Rządzący landem zapewniali: „Zrobiliśmy wszystko dobrze”, co podważyła później komisja śledcza badająca zarządzanie kryzysem epidemicznym w Tyrolu. Tylko kilka rozsądnych politycznych głosów przyznało, że katastrofa zachorowań i późniejsza izolacja landu były spowodowane błędnymi decyzjami, wymuszanymi przez lobby turystyczne i właścicieli wyciągów. Dodawano, że nigdy więcej to się nie powtórzy. Ale „nigdy więcej” nie trwało długo. Brukowce i nizinne mądrale Turystykę uważa się tu za świętą, daje ona prawie 18% tyrolskiego PKB. Ze średnim dochodem brutto w wysokości 27 312 euro rocznie Tyrol zajmuje drugie od końca miejsce w Austrii. Ponadto niemal połowa pracowników, tj. 47%, jest zatrudniona w niepełnym wymiarze godzin. Krytyka nie jest tu mile widziana. Region od początku pandemii pojawia się w mediach w negatywnym świetle, a górale są wrażliwi na złe słowo, zwłaszcza od „nizinnych mądrali” z Wiednia. Tymczasem po roku, podczas lockdownu, turystów znów witały otwarte szkółki narciarskie w Jochbergu i wyciągi narciarskie w Zillertalu, do Arlbergu przyjeżdżali weekendowi i imprezowi turyści. Trudno się dziwić, że w prasie pojawiały się negatywne nagłówki. Mówienie o naruszaniu ograniczeń i niewłaściwym postępowaniu uznawane było za „biczowanie” Tyrolczyków. Krytyczne środki przekazu, takie jak dzienniki „Kurier” czy „Der Standard”, przedstawiano jako brukowce. W minionym roku na odsiecz regionowi serca Alp ruszyli znani Tyrolczycy, m.in. szef tyrolskiej Caritas, a także aktor wiedeńskiego Burgtheater, Tobias Moretti. Zarzucał innym państwom brak solidarności, a „drobne błędy” niektórych krajan uznał za „wybaczalne”. W ramach podniesienia samopoczucia Tyrolczykom rząd landu z ÖVP zaproponował pozytywną kampanię wizerunkową „Tyrol trzyma się razem” (Tirol haltet zsamm) za 200 tys. euro. „Błędy” zdarzają się również w innych regionach, choćby w Salzburgu 152 uczestników kursu instruktora narciarstwa w Pongau musiało się poddać kwarantannie. Wśród tych, którzy mieli wynik pozytywny, było dwóch Brytyjczyków, a brytyjska mutacja koronawirusa została wykryta w ściekach Salzach-Pongau. Mutant został znaleziony w 54% pozytywnych próbek przebadanych na początku stycznia. Na 109 szybkich testów 29 było pozytywnych, potem ich liczba wzrosła. „To są prawdziwi instruktorzy narciarstwa. Nie grupa wycieczkowa, ale grupa szkoleniowa”, zapewniali  urzędnicy z landu Salzburg. Tyrol przez dwa tygodnie pod koniec stycznia gościł też 80 żołnierzy 1. Batalionu Piechoty Grenadierów z Leopoldsburga, elitarnej jednostki belgijskiej. Byli na obozie szkoleniowym. W ojczyźnie żołnierzy wzywa się do całkowitego powstrzymania od jazdy na nartach, ale w Tyrolu mogli to robić. Michael Bauer, rzecznik austriackich Federalnych Sił Zbrojnych, zapewniał, że żołnierze pozostawali na poligonie lub w koszarach. To wszystko w ramach Mountain Training Initiative, europejskiego projektu pod kierownictwem austriackich sił zbrojnych, którego celem jest zsynchronizowanie szkolenia w walce górskiej. W tyrolskim Jochbergu zaś uczyła się nieformalna grupa adeptów narciarstwa, nie wiadomo, czy legalna, choć kursy nie są zabronione. W Sankt Anton z kolei przebywało dziesiątki Skandynawów i Brytyjczyków, którzy zapewne oficjalnie przybyli w celach zawodowych, by móc się zameldować i uzyskać nocleg. Mówi się o „kombinacjach alpejskich” w kwestii organizacji pobytu oraz o instrukcjach, co robić, by policja nie mogła niczego turyście zarzucić. Policja w Sankt Anton ustaliła, że après-ski czasami odbywa się np. w stodole z sianem, przy puszkach piwa z marketu. Byleby kasa wpadała W Tyrolu niektórzy zachowywali się tak, jakby chcieli znowu zapewnić regionowi pierwszeństwo

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 08/2021, 2021

Kategorie: Świat