Hucpiarska elita wzięła wszystko jak swoje, rozparła się w fotelach i pokrzykuje: „Precz z komuną!” Tadeusz Zakrzewski – dziennikarz telewizyjny. Jest laureatem dwóch Złotych Ekranów, kilku nagród prezesa Radiokomitetu, Nagrody Miasta Stołecznego Warszawy, a także Honorowym Pracownikiem Zakładów Mechanicznych „Ursus”, których już nie ma. Zakrzewski uchodził za reportera krnąbrnego i przebojowego w czasach, gdy dziennikarzom było „mniej wolno”. Wcześniej – przez 15 lat – był autorem cotygodniowego programu „Telewizyjny Kurier Mazowiecki”. W trakcie jego realizacji przemierzył Mazowsze wzdłuż i wszerz. Po 40 latach zajrzał do swoich notatek i postanowił przypomnieć o wielu ciekawych wydarzeniach. I o tym jest ta książka. • Decyzja o powołaniu „Telewizyjnego Kuriera Mazowieckiego” zapadła dopiero w roku 1966, kiedy Centrala TVP przygotowywała się do uroczystego oblewania 15-lecia działalności, a mieszkańcy Warszawy od bez mała dziewięciu lat oglądali swój „Telewizyjny Kurier Warszawski” stworzony przez znanego prezentera i dziennikarza Stanisława Cześnina. Młodszy brat programu stołecznego miał być magazynem 15-minutowym, emitowanym w każdy piątek o godz. 18.20 w Programie II. Zostałem jego autorem. Władze województwa warszawskiego dały mi dużą swobodę w przyjęciu formuły programu i w doborze tematów. I dzięki Bogu – „nie miały parcia na szkło”. Wzorowałem się na wyjątkowo popularnej „Polskiej Kronice Filmowej”. Zrezygnowałem ze studia, uznając, że w srebrnym okienku najważniejszy jest obraz, a nie gadające głowy. Redagowanie „Kuriera” wymagało systematycznych wyjazdów w tzw. głęboki teren, toteż – wspólnie z ekipą filmową – „włóczyłem się” po wsiach, PGR-ach, gminnych domach kultury, klubach „Ruchu”, szkołach, szpitalach, miasteczkach i fabrykach. Trzy dni w każdym tygodniu, w świątek, piątek i niedzielę. Staraliśmy się być wszędzie tam, gdzie działo się coś ciekawego. Popularyzowaliśmy społeczne inicjatywy i ciekawych ludzi, odnotowywaliśmy sukcesy gospodarcze i porażki – których nie brakowało. „Kurier Mazowiecki” powstawał zbiorowym wysiłkiem. Do programu przykładali się niekiedy koledzy po piórze: Małgorzata Wojnowska, Edward Białas i Włodzimierz Syta. Materiały filmowe były dziełem operatorów: Leszka Piotrowskiego, Janusza Ogrodowicza, Jerzego Fronka, Janusza Kieszkiewicza, Pawła Minkiewicza, Jerzego Ernsta i Macieja Rogulskiego. Potem filmy trafiały w ręce montażystek: Jolanty Staniszewskiej, Hanny Szaniawskiej, Izy Drapelli, Barbary Kniaziołuckiej, Krystyny Sawnor, Iwony Myszkowskiej oraz Ireny Wysockiej. Oprawa muzyczna była najczęściej dziełem Stefana Zawarskiego i Andrzeja Trybuły. Miałem do dyspozycji najlepszych lektorów radiowych: Jerzego Rosołowskiego i Andrzeja Racławickiego. A nad wszystkim czuwała kierowniczka produkcji Marta Głowacka. Tę plejadę nazwisk wymieniam z wyjątkową motywacją – dziś niechętnie wraca się do ludzi z czasów PRL. Następcy, którzy przejęli po nas pałeczkę, uwierzyli, że wszystko zaczynali od zera. W internecie można przeczytać, że „Kuriery” – warszawski i mazowiecki – to najstarsze programy telewizji publicznej. I ciągle ukazują się na antenie TVP pod niezmienionymi tytułami. To nie przypadek. Nie musiały „zmieniać twarzy”. Obu programom udało się uniknąć roli kroniki dworskiej oraz nachalnej propagandy. Nawet w najbardziej gorącym okresie, kiedy na murach pojawiały się hasła „Telewizja kłamie”, „Kuriery” nie straciły wiarygodności. Kilkanaście lat redagowania „Telewizyjnego Kuriera Mazowieckiego” zaowocowało stertą grubych, stukartkowych brulionów wypełnionych notatkami. Nie wszystkie dały się przełożyć na tematy filmowe, reportaże czy felietony. O niektórych wydarzeniach wspominam dopiero w tej książce. Jednak całość mojego prywatnego „archiwum” dowodzi, że czasów PRL nikt na Mazowszu nie przespał, nie siedział z rękami w kieszeniach, region nadrabiał wiekowe zaległości, by teraz w wielu dziedzinach dołączyć do krajowej czołówki. Czas na przypomnienie tego faktu jest wyjątkowo odpowiedni, zbyt wielu polityków i „historyków” staje na rzęsach, by moim wnukom Mazowsze kojarzyło się wyłącznie z „czarną dziurą”. (…) • „Białe niedziele” na Kurpiach „Białe niedziele” są popularną akcją społeczną organizowaną przez warszawskie szpitale. Kilku lekarzy różnych specjalności zabiera ze sobą podstawowy sprzęt medyczny, wsiada skoro świt do autobusu podstawionego przez MZK i jedzie tam, gdzie świat wciąż jest zabity deskami. Najczęściej na Kurpiowszczyznę. Najbardziej znaną relację dotyczącą poziomu życia na terenach Puszczy Zielonej i Białej sporządził Bolesław Prus w roku 1881. Pracował wtedy jako dziennikarz „Kuriera Warszawskiego” i na łamach tej gazety










