Kto ma media, ten utrzyma władzę

Kto ma media, ten utrzyma władzę

Journalists of the leftist newspaper Nepszabadsag, which was unexpectedly shut down on Saturday amid cries of a crackdown by right-wing Prime Minister Viktor Orban's government, paste a copy of the last issue onto the wall of a temporary newsroom in Budapest, Hungary, October 10, 2016.,Image: 447881371, License: Rights-managed, Restrictions: , Model Release: no, Credit line: Laszlo Balogh / Reuters / Forum

Systemowy proces przejmowania mediów na Węgrzech przez ludzi bliskich władzy trwa od dekady, ale niewiele osób to obchodzi Był niesprzyjający władzy portal internetowy Origo. Jest sprzyjający władzy portal Origo. Był dziennik „Népszabadság”. Nie ma dziennika „Népszabadság”. Był wreszcie niezależny portal Index o zasięgu porównywalnym do Onet.pl czy WP.pl, a więc odwiedzany zarówno przez zwolenników, jak i przeciwników rządu. Nie ma niezależnego portalu Index. Odwołanie naczelnego, Szabolcsa Dulla, doprowadziło do złożenia wypowiedzeń przez właściwie cały zespół, choć sekcja polityczna była tylko wycinkiem jego działalności. To jedynie krótka lista tytułów, które w wyniku przekształceń własnościowych na węgierskim rynku medialnym zostały albo „odwrócone”, albo zlikwidowane. Systemowy proces przejmowania mediów na Węgrzech przez ludzi bliskich władzy trwa od dekady, odkąd w 2010 r. koalicja Fidesz-KDNP zwyciężyła w wyborach parlamentarnych, ale niewiele osób to obchodzi. „Sprawa odwołania redaktora naczelnego Indexu jest wewnętrzną sprawą firmy, wykluczone jest mówienie o jakichkolwiek naciskach politycznych” – te słowa znalazły się w liście wysłanym przez przedstawicieli partii Fidesz do członków Europejskiej Partii Ludowej, frakcji w Parlamencie Europejskim, do której to ugrupowanie przynależy. W opinii węgierskiego rządu pluralizm na rynku mediów nie jest zagrożony. Z kolei np. raport Freedom House informuje o pluralizmie mediów na poziomie państw Wschodu. Instytuty badawcze sprzyjające rządowi przyjęły metodologię, według której tytuły niemające kapitału państwowego zaliczane są do mediów opozycyjnych. Zgodnie z nią 60-70% wszystkich tytułów na rynku prasowym reprezentuje punkt widzenia opozycji. Przed rokiem utworzono Środkowoeuropejską Fundację Prasy i Mediów, do której włączono wszystkie przychylne rządowi podmioty operujące na rynku medialnym – jest ich prawie 500. Premier Viktor Orbán pytany o wpływanie na tak gigantyczne konsorcjum mówi, że jest to inicjatywa prywatna, w pełni niezależna od rządu. Nowe elity, nowe tytuły To, co dzieje się teraz z mediami na Węgrzech, jest wypadkową procesów zapoczątkowanych przed prawie dwiema dekadami – w roku 2002, kiedy to Fidesz przegrał wybory parlamentarne. Porażka była tym dotkliwsza, że ostateczna różnica pomiędzy Fideszem a koalicją liberałów i socjaldemokratów (MSZP-SzDSz) wyniosła zaledwie 10 mandatów. Kontestowanie tego wyniku wyborczego trwało zresztą aż do marca 2003 r. To wówczas powstała refleksja, że trzeba mieć swoje media, które będą informowały w rzetelny sposób o tym, co robi Fidesz. Z pomocą pośpieszył Lajos Simicska, twórca grupy medialnej, która (w dużym uproszczeniu) dowiozła Fidesz do zwycięstwa w 2010 r. Kiedy media publiczne starały się przemilczeć kryzys polityczny, który wybuchł w związku z przyznaniem się premiera Ferenca Gyurcsánya do okłamywania społeczeństwa w czasie kampanii wyborczej w 2006 r., media Simicski transmitowały protesty społeczne. Media sprzyjające Fideszowi wspierały rząd do 2014 r. To był moment przełomowy, wówczas bowiem Orbán z Simicską się poróżnili. U podłoża sporu leżała rywalizacja o wpływy. Według Orbána Simicska był za silny. Chęć oczyszczania przedpola z wszelkich konkurentów politycznych doprowadziła do rozpadu nierozerwalnego dotychczas tandemu. Paradoksalnie sytuacja z 2014 r. przypominała tę z roku 2002, z tą różnicą, że Orbán wybory wygrał drugi raz z rzędu, ale znów nie miał przychylnych sobie w 100% mediów. Wystąpił wówczas z apelem do przedsiębiorców, którzy są patriotami, by pomogli ufundować nowy tytuł, który rzetelnie informowałby o działaniach rządu. W ten sposób powstał dziennik „Magyar Idők” (Węgierski Czas). Na jego czele stanął Gábor Liszkay, jeden z nowych oligarchów, który wcześniej wygrał przetarg na prowadzenie Narodowych Sklepów Tytoniowych, bytu posiadającego wyłączne prawo do handlu tytoniem. Dawne elity postkomunistyczne, wywodzące się jeszcze z Węgierskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, miały zostać pozbawione wpływu i zastąpione nowymi. Państwo największym reklamodawcą Tak formował się Narodowy System Współdziałania (NER), rodzaj umowy społecznej, zgodnie z którą rząd ma tak silny mandat, że nie musi konsultować swoich działań z obywatelami. Na tej podstawie powstały nowe, uzależnione od rządowych kontraktów grupy, które, czując się w obowiązku spłacania długów wobec władzy, skupowały tytuły będące w tarapatach finansowych. Trzeba pamiętać, że z kryzysu, który rozpoczął się w 2008 r., Węgry dźwignęły się dopiero sześć lat później. Kapitałem potrzebnym do scalania mediów dysponowało wąskie grono inwestorów. Dziś mówi się o NER-mediach, NER-przedsiębiorcach, NER-oligarchach. Celem tej operacji było stworzenie systemu, który wykluczyłby możliwość wypowiedzenia

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2020, 32/2020

Kategorie: Świat