Minęło 55 lat od pierwszej udanej transplantacji serca. Czym dziś zajmuje się kardiochirurgia? Dr hab. n. med. Marek Cisowski – profesor Uniwersytetu Opolskiego, kierownik Kliniki i Oddziału Kardiochirurgii Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Opolu, wykłada w Instytucie Nauk Medycznych Uniwersytetu Opolskiego, wcześniej m.in. w Śląskim Uniwersytecie Medycznym. Jeden z najbardziej uznanych europejskich kardiochirurgów małoinwazyjnych, autor i współautor ponad 200 publikacji naukowych, nagradzany w Polsce i za granicą, m.in. nagrodą wdrożeniową Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego. Dlaczego pan profesor wybrał kardiochirurgię? – Medycyna zabiegowa to było coś, z czym, wydaje mi się, szedłem na studia. Mój ojciec był ogólnym chirurgiem w Oleśnie Śląskim, to była duża inspiracja. Znajdowałem go jako zupełnie inną osobę w domu, a inną w pracy, co mnie fascynowało. W trakcie studiów byłem członkiem koła studenckiego przy Klinice Chirurgii Serca i Naczyń w Katowicach-Ochojcu i to był mój pierwszy kontakt z chirurgią kliniczną. Miałem możliwość poznać legendarne nazwiska, jeszcze w epoce przed powstaniem Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu. Wtedy próbowano reaktywować kardiochirurgię z czasów prof. Tadeusza Paliwody, właśnie w Ochojcu, gdzie prof. Roman Adamczyk przy udziale i dużym wsparciu prof. Jana Molla i prof. Antoniego Dziatkowiaka przeprowadzał pierwsze operacje kardiochirurgiczne na Śląsku z użyciem śląskiego płucoserca – jego współtwórcą był prof. Zygmunt Antoszewski. To historyczne postacie, ale tak to się dla mnie zaczęło. Potem rok 1985, kiedy prof. Zbigniew Religa wykonał pierwszą udaną transplantację i właściwie narodziła się w Polsce współczesna kardiochirurgia. Wiodącymi ośrodkami były wówczas Kraków, Zabrze właśnie i Warszawa. Podążając swoją ścieżką, po uzyskaniu specjalizacji z chirurgii ogólnej kontynuowałem rozwój z zakresu kardiochirurgii już u prof. Andrzeja Bochenka w Ochojcu. To były jednak czasy ograniczonych możliwości w polskiej medycynie. – Wszystko trzeba odnieść do czasu i realiów, kończyłem studia w połowie lat 80., w kraju, gdzie medycyna nie była szczególnie rozwinięta, w wielu zakresach wręcz w defensywie. Mojemu młodemu wtedy pokoleniu wydawało się, że jest w stanie wszystko dźwignąć, że powywraca świat do góry nogami. Nie mieliśmy za dużo możliwości wyjazdów zagranicznych, ale te warunki chyba dodatkowo mobilizowały. Będąc studentem, podziwiałem np. neurologów, ich niebywale logiczny proces diagnostyczny, to, że można dobrym badaniem fizykalnym niejedną rzecz rozwiązać. Taka prawdziwa logika. Natomiast jak przychodziło do tego, żeby chorym realnie pomóc, to w wielu jednostkach chorobowych możliwości były bardzo ograniczone. Mimo że potrafimy sprecyzować przyczyny i ośrodki odpowiedzialne za jakiś problem, często jesteśmy bezradni. A chirurg działa w sposób bardzo konkretny, oczywiście tam, gdzie to możliwe, jako chirurdzy jesteśmy w stanie zrobić wiele i to jest poczucie konkretnego działania, zwłaszcza w sytuacjach zagrożenia życia pacjenta. Można odpowiednią interwencją uratować choremu życie, każdy chirurg czy zabiegowiec na pewno z czymś takim się zetknął i to jest niesamowicie budujące. To jest ten moment bycia bogiem? – Nie szedłbym tak daleko, natomiast jest to coś, co wynagradza całą resztę niedogodności związanych z zawodem i z codziennością, bo to duża satysfakcja dla lekarza, że jest w stanie w pewnych sytuacjach przyłożyć rękę i troszeczkę odwrócić los pacjenta. Olbrzymia część sukcesów chirurgii zależy od prawidłowego kwalifikowania chorych, medycyna ma to do siebie, że nie jest jak matematyka, gdzie słupki się zgadzają. Zawsze czekają różne odstępstwa od norm. Nie wszystko da się zaszeregować w ścisłe formuły postępowania, algorytmy, wówczas można by lekarzy zastąpić urządzeniem mechanicznym, sztuczną inteligencją. To też jakaś ścieżka w medycynie, na pewno przyszłość, ale to człowiek mimo wszystko ma te sznurki w ręce. Jak przez te pół wieku od pierwszej transplantacji serca zmieniły się choroby serca? Czy zmiany cywilizacyjne, styl i warunki życia mają tu znaczenie? – Na pewno obserwuję w swoim życiu zawodowym trend, że część chorób serca jest spowodowana warunkami, w jakich żyjemy: sposobem odżywiania się, tym wszystkim, co wpływa na tworzenie się pewnych cech, które częściowo przekazujemy następnym pokoleniom. Miażdżyca tętnic obejmuje znakomitą większość populacji i jest wyzwaniem cywilizacyjnym numer jeden. Jej skutkiem są udary mózgu, zawały serca, zmiany, które prowadzą do niedokrwienia innych narządów, i to w tym pędzącym świecie przy stylu życia, jaki prowadzimy, jest przyczyną największej
Tagi:
Andrzej Bochenek, Antoni Dziatkowiak, chirurgia, kardiochirurgia, Klinika Chirurgi Serca i Naczyń w Katowicach-Ochojcu, Kraków, lekarze, Marek Cisowski, medycyna, neurologia, NFZ, opieka zdrowotna, pielęgniarki, Polskie Towarzystwo Kardiologiczne, przeszczepy serca, serce, Śląskie Centrum Chorób Serca w Zabrzu, służba zdrowia, społeczeństwo, TAH (Total Artificial Heart), Warszawa, Zabrze, Zbigniew Religa, zdrowie, zdrowie publiczne, Zygmunt Antoszewski









