Męskie pieczone, żeńskie gotowane

Męskie pieczone, żeńskie gotowane

Cywilizację przyniosła kobieta w garnku, żebyście sobie nie myśleli, że to jakiś Prometeusz Jerzy: Ciągle powtarzam taki dowcip, ale jeszcze raz go powiem. Czym się różni mężczyzna od kobiety? Jest wiele takich różnic, choćby taka. Mężczyzna przychodzi do domu z rybą i oznajmia: „Męczyłem się półtora dnia, zanim udało mi się ją złowić”. Następnego dnia żona podaje tę rybę niezwykle elegancko i mówi: „To jest taki drobiazg, który w ostatniej chwili przygotowałam”. Jacek: W książkach Lévi-Straussa istnieje podstawowy podział na męskie jedzenie, które jest jedzeniem pieczonym, i żeńskie jedzenie, które obejmuje to, co gotowane. Katarzyna: To mężczyzna wymyślił. Pieczone oznacza większą rozrzutność. Musimy więcej opału zużyć i więcej jedzenia się marnuje. A gotowane jest dla dzieci, dla dziadków. Jacek: To jest również kwestia tego, gdzie się to jedzenie przyrządza. Pieczyste jadało się podczas wypraw, przygotowywane na rożnie czy na rapierze zawieszonym nad ogniskiem, a gotowane wywary powstawały w domu. W związku z tym ten podział ma jakiś pierwotny sens. Trudno przytroczyć garnki do siodła. Katarzyna: Pisałam kiedyś, że cywilizację przyniosła kobieta w garnku, żebyście sobie nie myśleli, że to jakiś Prometeusz. Jacek: Prometeusz przyniósł ogień pod ten garnek. Co komu po samym saganie? Katarzyna: Chodziło o to, że w garnku gotowało się zupę, którą mogły zjeść niemowlęta, mogli zjeść również dziadkowie czy chorzy, dlatego ludzie zaczęli dłużej wspólnie ze sobą żyć. Bo ognisko można rozpalić wszędzie, ale gary trzeba mieć stacjonarnie. Ulepić je, wypalić, dolać tam wody, wrzucić różne rzeczy. Chodzi o zmiękczenie tego mięsa. Czyli kobiety wymyśliły ludzkie jedzenie jako takie. Jerzy: Jedzenie było wcześniej. Katarzyna: Już w raju, tak mi się wydaje. Ale tylko wegańskie. Jacek: A czy był u was w rodzinie taki podział, że pewne rzeczy przygotowywali mężczyźni? Jerzy: Bili ryby, drób. Jacek: Tak, sam pamiętam świąteczne rżnięcie gęsi. Mój ojciec przyniósł kiedyś przed świętami gęś. Mieszkała w toalecie, co stanowiło pewne utrudnienie, zwłaszcza że ta gęś była trochę agresywna. Później jednak nadeszła Wigilia i trzeba było zabić gęś. Pamiętam, jak matka powiedziała do ojca: „Musisz zabić tę gęś”. Mój ojciec chodził do łazienki, po czym wracał, ponieważ gęś za bardzo się nie zgadzała na to wszystko. I w pewnym momencie to się stało i ojciec po tym bardzo długo sprzątał. Katarzyna: A nie miał depresji? Bo mój sąsiad zabił trzy ryby i wpadł później w depresję. I podczas Wigilii był w stanie tylko pić. Powiedział, że nic nie zje. Jerzy: To oczywiste. Ryby są dalej od człowieka niż ptaki. A ssaka zabić jest już znacznie trudniej. Jacek: Potrzeba doświadczenia. Mój teść jest myśliwym, co w jego wykonaniu polega na dokarmianiu zwierzyny. Żona mówi tak, że jak była sarna, to on ją sprawiał, a jak była kaczka, to ona ją sprawiała. Jerzy: „A jej to ojciec, co był rzeźnikiem, / Zabijał świnie, padały z kwikiem. / I krew się lała do wielkiej miski. / Taki był ojciec panny Franciszki”. Katarzyna: Swego czasu w Lublinie mój ojciec się dowiedział, że związek plastyków daje karpie. I jak przystało na inteligenta, poszedł tak, jak stał. I mówią mu: „No, jest karp, ale w co pan go włoży?”. Nie miał w co. Wziął za ogon, ale karp był żywy. Wyślizgnął się z ręki i po śniegu zaczął zasuwać. To go upuszczając, to łapiąc, z godzinę wracał z tym karpiem. My zresztą bardzo często woziliśmy karpia w słoju do Łazienek. Jak mama kupiła na Boże Narodzenie, to się jakoś przywiązywaliśmy do niego. U nas to mężczyźni zawsze kroili mięso, o ile się nie spóźnili na obiad, nie bolał ich palec albo nie było innych ważnych powodów, na przykład braku ostrego noża. Jerzy: W Niemczech też mężczyźni kroją. Katarzyna: To teraz powiem coś w obronie kobiet. Stale się obecnie mówi, że mężczyźni lepiej gotują, że mężczyźni są wspaniałymi kucharzami. Jerzy: Na pewno lepiej jedzą! Katarzyna: Nie… Już się wszystko zmieniło. Rzecz polega na tym, że kiedyś kucharzem mógł być tylko mężczyzna, bo to była bardzo ciężka praca fizyczna. Jacek: Czyli gęś oprawić, dzika zabić, wołu ćwiartowanego ponadziewać. Katarzyna: Tak, trzeć, tłuc i miksować coś przez dziesięć godzin.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2017, 29/2017

Kategorie: Obserwacje