Ocalić zapomniane

Ocalić zapomniane

Urbex, czyli eksplorowanie opuszczonych i zrujnowanych budynków, jest coraz bardziej popularną pasją, zwłaszcza młodych ludzi Kościoły budzą we mnie respekt. Ich wzniosłość skłania do zatrzymania, kontemplacji. Pogrążam się w zadumie, stojąc na środku opuszczonego neogotyckiego kościoła, który przez ponad dwa wieki stanowił miejsce modlitw protestantów. Ponieważ ostatni członkowie społeczności ewangelickiej wyjechali z miasta prawie 40 lat temu, w 2014 r. zdecydowano się na jego desakralizację. Potem pojawiały się pomysły, by stworzyć tu kawiarnię lub centrum kultury, ale żaden nie wypalił. Razem z eksploratorem Tomaszem Cichym właśnie tutaj rozpoczynamy sentymentalną podróż po świecie jego pasji. Kościół w Stawiszynie to perełka, do której od lat uwielbia wracać. Nic dziwnego. Drewniana, skromnie zdobiona empora kontrastuje z przepięknymi XVIII-wiecznymi organami. Jest majestatycznie i magicznie, gdy wypełniające pomieszczenie smugi południowego światła tworzą scenerię dla tańczących w powietrzu drobinek kurzu. Samotny wilk i piękno eksploracji Jeśli jakieś miejsce zaciekawi podróżnika, priorytetem jest zdobycie jak największej ilości informacji. Gdy już złapie bakcyla, pozostaje tylko dostać się do środka. Ten wyjątkowy ewangelicki kościół – przez lata zamknięty na cztery spusty – stał się jego oczkiem w głowie. Wielokrotnie tu przyjeżdżał, sprawdzał, czy ktoś już utorował drogę. Bo eksplorator ma swoje zasady. Przede wszystkim nigdy nie włamuje się do opuszczonych obiektów. Jak podkreśla, dokonuje wtargnięcia, nie włamania. Cztery lata temu jego marzenie się spełniło i wślizgnął się, podobnie jak dziś, przez zniszczone drzwi świątyni. Na początku jest ekscytacja, później uważność – obserwacja, która przeobraża się w doświadczanie. – Lubię usiąść w ławce, dotknąć jej, czuć pod palcami jej fakturę, a potem zamknąć oczy i wyobrażać sobie, jak ten kościół funkcjonował. Poczuć tę specyficzną aurę, to sacrum, chłonąć otoczenie, aż stanę się częścią danego miejsca. Dlatego, mimo że dużo bezpieczniej jest urbeksować z kimś, jestem samotnym wilkiem. Bo przez ten jeden moment to wszystko jest dla mnie – opisuje Tomek. Jego sposobem na uwiecznianie tych ulotnych, efemerycznych przeżyć jest fotografia: – Staram się, żeby te zapominane miejsca żyły na moich zdjęciach. Bo dzięki nim ocaleją. Bardzo prawdopodobne, że za 10 lat kościół, w którym jesteśmy, rozsypie się w pył albo go wyburzą. Dlatego każdy pierwszy raz w danym miejscu traktuję, jakby miał być ostatnim. Bo za chwilę może już go nie być. Znakiem rozpoznawczym Tomka jest zabawa światłem. Na facebookowym fanpage’u Addict7ed Empire, obserwowanym przez ponad 26 tys. osób, znajdziemy albumy ze 135 odbytych przez niego podróży. Każdy z nich, oprócz przepięknych fotografii, zawiera wrażenia z eksploracji oraz osobiste przemyślenia autora. A prawie dwie dekady urbeksowych doświadczeń przyniosły ich niemało. Czas działa na niekorzyść Tomek chce pokazać jeszcze jedno ważne dla niego miejsce – stary młyn, ale – niestety – zastajemy tam ruinę. Opowiada: – Jeżeli nikt się takim obiektem nie zajmie, to niszczeje, aż w końcu wali się i już nie ma czego zwiedzać. W urbeksie czas nie działa na korzyść. Znane, sztandarowe miejsca w dużej mierze zostały już zniszczone, rozdeptane, straciły swój urok i niepowtarzalność. A nowych nie przybywa. W ostatnich latach ogromnie zwiększyła się też liczba zwiedzających, ten specyficzny rodzaj turystyki stał się modny. A jeśli jakaś pasja jest zbyt popularna, to prawie nigdy nie wpływa to na nią pozytywnie. W okolicy udaje nam się zwiedzić kompleks budynków XIX-wiecznej gorzelni. Z zewnątrz ujmują głębią rdzawego odcienia cegły i ozdobną fasadą. Puste wnętrza, z okien których przebija się odradzający się świat roślin, uwodzą spokojem. Chociaż widok starego kotła, przypominającego twarz człowieka z egzaltacją wyrażającego zdziwienie, wyzwala w nas śmiech. Punktem, bez którego nie mogła się obyć nasza wycieczka, jest opuszczona cegielnia – pierwszy budynek na urbeksowej mapie podróżnika, która dziś składa się z ponad 500 miejsc. Fabryka, położona z dala od zgiełku, w liceum stanowiła idealną odskocznię od rzeczywistości. Potrzeba takiej formy relaksu sprawiła, że Tomek zaczął szukać opuszczonych obiektów, najpierw w swoim województwie wielkopolskim, potem na terenie całego kraju, a dziś zwiedził już

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2021, 44/2021

Kategorie: Obserwacje