Miała być bomba, jest kapiszon

Miała być bomba, jest kapiszon

24.01.2017 Warszawa Centrum Edukacyjne IPN Zbior zastrzezony zniknie w tym roku ? konferencja IPN Prezentacja wykazu dokumentow wylaczonych ze zbioru zastrzezonego n/z zastepca przewodniczacego Kolegium IPN Slawomir Cenckiewicz fot. Stefan Maszewski/REPORTER

Zbiór zastrzeżony – mniej ważne, co ujawniono, ważniejsze, co znów schowano Miała być bomba, wyszedł kapiszon. Od ubiegłego tygodnia IPN ujawnia materiały z tzw. zbioru zastrzeżonego, zaanonsował to zresztą na specjalnej konferencji prasowej. Media spodziewały się sensacji, przynajmniej na miarę niedawnej „szafy Kiszczaka”, z której wypadły akta „Bolka”. Tymczasem jest cisza. Dlaczego? Przypomnijmy: zbiór zastrzeżony powstał w ramach ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej z roku 1998. Zgodnie z nią szefowie Urzędu Ochrony Państwa, Wojskowej Służby Informacyjnej, Straży Granicznej i policji mieli przekazać do IPN archiwa swoich instytucji. A jednocześnie ustawa dała im prawo zastrzeżenia części materiałów ze względu na bezpieczeństwo państwa. Te dokumenty miały trafić do wyodrębnionego w ramach archiwum IPN zespołu. Miały tam być utajnione, i to tak, że dostępu do nich byliby pozbawieni nie tylko naukowcy czy dziennikarze, ale nawet pracownicy IPN. Utajniony był też spis treści, ba, nawet decyzja o przekazaniu jakichkolwiek dokumentów do tego zbioru. Apetyt na tajemnice Te wszystkie zabezpieczenia tworzyły wokół zbioru zastrzeżonego aurę wielkiej tajemnicy. To oczywiste – jeżeli „zwykłe” archiwa dawnej SB przynosiły sensacje, jakie niezwykłości musiały się znajdować w zbiorze zastrzeżonym! Takie spekulacje rozgrzewały umysły wielu publicystów, przede wszystkim na prawicy. Formacja ta zbudowała kilka legend, kilka prawd wiary, które tłumaczyły świat. Wśród nich była opowieść o „zdradzie w Magdalence”, o „układzie”, o spisku oficerów służb specjalnych i ich agentów uplasowanych w szeregach Solidarności. Jak to wyglądało w rzeczywistości, powiedzieć miały archiwa Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, gdzie miały się znajdować teczki agentów. I to miał być ten trop. Tymczasem ani lista Macierewicza, ani lista Wildsteina nie ujawniły takich powiązań. Szybko więc wytłumaczono sobie, że stało się tak nie dlatego, że teoria układu była nieprawdziwa, ale z powodu ukrycia teczek najcenniejszych agentów w zbiorze zastrzeżonym. Ta teoria szybko zdobyła popularność, zwłaszcza że do opinii publicznej przeniknęła jedna wiadomość: gdyby teczki ze zbioru ustawić jedna koło drugiej, ich rząd miałby kilometr. Nic dziwnego, że politycy prawicy zaczęli marzyć o dostaniu się do tego zasobu. Okazja pojawiła się po wygranych przez PiS wyborach w 2015 r. W czerwcu zeszłego roku Sejm znowelizował ustawę o IPN, zmieniając zasady wyboru szefa Instytutu, a jednocześnie fragmenty dotyczące zbioru zastrzeżonego. Ustawa przewidywała, że do końca marca 2017 r. szefowie poszczególnych służb (Agencji Wywiadu, Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Służby Kontrwywiadu Wojskowego) muszą dokonać przeglądu całości zbioru. I zadecydować – które materiały ponownie utajnić, a które włączyć do archiwum IPN, tak by mogły być udostępniane na zasadach ogólnych jak inne ipeenowskie dokumenty. Ta decyzja wywołała na prawicy drgawki szczęścia. „Ujawnienie zbioru zastrzeżonego wstrząśnie polską opinią publiczną – można go jedynie porównać do publikacji »Raportu z weryfikacji Wojskowych Służb Informacyjnych« – zapowiadała „Gazeta Polska”. – Dziesięć lat temu komisja weryfikacyjna pracująca pod przewodnictwem Antoniego Macierewicza, na podstawie dokumentów, zgromadziła informacje dotyczące nielegalnej działalności wojskowych służb specjalnych działających po 1990 r. Okazało się wówczas, że wpływy agentury w najważniejszych dziedzinach życia publicznego w III RP mają swój początek w PRL. Raport z weryfikacji WSI objął wyłącznie służby wojskowe – teraz mają być ujawnione zasoby cywilnych służb specjalnych PRL”. Muzeum wywiadu PRL Oczekiwania na polskiej prawicy były więc przeogromne. To miała być „porażająca prawda”. Spodziewano się dokumentów o najbogatszych ludziach w Polsce, co tłumaczyłoby, jak zdobyli majątki. Anonsowano również, że do zbioru zastrzeżonego trafiły materiały dawnego IV Departamentu MSW, tego, który zajmował się Kościołem (teczki księży, hierarchów – to wzbudza emocje). Tu też oczekiwano jakichś przełomowych „kwitów”, ale z materiałów zbioru zastrzeżonego, które już ujawniono, nic takiego nie wynika. Teczek, z których tytułami możemy się zapoznać, jest ok. 6-7 tys.; tworzą – jak zauważyła to „Gazeta Wyborcza” – muzeum wywiadu PRL. Dla fachowców, analityków innych służb są pewnie niezwykle interesujące, pozwalają wyjaśnić wiele dawnych spraw, zorientować się, kto był w tamtych czasach współpracownikiem polskich służb, a kto nie. Dla wywiadu takie ujawnianie

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 05/2017, 2017

Kategorie: Kraj