Mieć miedź i kłopoty

Mieć miedź i kłopoty

Odkryli największe w kraju złoża miedzi i utracili koncesję. Czyli jak to się robi nad Wisłą

Poszukiwania złóż surowców mineralnych w Polsce nigdy nie były łatwe. Rzecz nie tylko w skomplikowanej procedurze, wymagającej przed rozpoczęciem konkretnych prac uzyskania wielu zezwoleń w różnych urzędach, czasem w braku środków, a czasem doświadczonych pracowników.

Prawdziwym wyzwaniem są decyzje administracji państwowej, która – jak twierdzi – zawsze działa zgodnie z obowiązującym prawem. A jeśli mamy wątpliwości, możemy pójść do sądu. Co nie tylko kosztuje, ale też pochłania cenny czas.

Taka sytuacja, nie po raz pierwszy, przydarzyła się spółce Zielona Góra Copper, wchodzącej w skład grupy Miedzi Copper Corp. utworzonej przez kanadyjski koncern Lumina Capital Group z siedzibą w Vancouver, specjalizujący się w inwestycjach w sektorach górniczym oraz energii odnawialnej. Dyrektorem generalnym wszystkich polskich spółek córek wchodzących w skład grupy jest prof. Stanisław Speczik, były prezes KGHM Polska Miedź oraz były dyrektor generalny Państwowego Instytutu Geologicznego. Kierowane przez niego spółki od lat zajmują się – z sukcesami – poszukiwaniami głębokich złóż rud miedzi i srebra. W perspektywie chcą zająć się ich eksploatacją.

W ostatnich latach minister klimatu i środowiska zatwierdził dokumentację geologiczną trzech zbadanych przez nie złóż: „Sulmierzyce Północ”, „Mozów” oraz największego z nich – „Nowa Sól”. To ostatnie odkrycie wywołało spore emocje, gdyż prognozy wskazują, że może to być czwarte pod względem jakości złoże miedzi i srebra na świecie. Jego dotychczas rozpoznane zasoby to ponad 10 mln ton miedzi i ponad 36 tys. ton srebra. Spółka Zielona Góra Copper chciała kontynuować poszukiwania, licząc, że znajdzie znacznie więcej. Niestety, w marcu tego roku Departament Geologii i Koncesji Geologicznych Ministerstwa Klimatu i Środowiska wszczął procedurę sprawdzającą, czy koncesja jest realizowana. Sprawa stała się głośna nie tylko w Polsce, ale i za granicą.

Skarby nie dla każdego

Dotychczas grupa spółek Miedzi Copper udokumentowała na terenie naszego kraju zasoby ponad 21 mln ton miedzi oraz 160 tys. ton srebra, co stawia Polskę na trzecim- czwartym miejscu na świecie pod względem wielkości zasobów. Dziś z powodu kryzysu energetycznego oraz wojny w Ukrainie wydobycie węgla kamiennego jest opłacalne, bo „czarne złoto” jest drogie, lecz wiadomo, że za 20-30 lat nasze kopalnie zostaną zamknięte.

Z wydobyciem i przetwórstwem miedzi jest odwrotnie. Jeśli nad Wisłą powstaną nowe kopalnie i zakłady przetwarzające rudę tego metalu, nawet uwzględniając daleko idącą automatyzację procesów wydobywczego i przetwórczego, powstaną tysiące nowych, dobrze opłacanych miejsc pracy. A wpływy z tytułu podatków będziemy liczyli w dziesiątkach miliardów złotych.

Bez miedzi nie sposób wyobrazić sobie najnowocześniejszych gałęzi przemysłu z elektroniką, branżą kosmiczną, motoryzacyjną i energetyką na czele. Świat potrzebuje tego metalu i będzie potrzebował go coraz więcej. Polska z zasobami, jakimi dysponuje, mogłaby wiele zyskać. Lecz potrzebne są dalsze prace poszukiwawcze oraz badania złóż, a w końcu decyzja o budowie kopalń oraz uruchomieniu wydobycia i produkcji miedzi.

Niestety, wiele wskazuje na to, że ten cel oddala się coraz bardziej. Powodem są decyzje administracyjne urzędników resortu klimatu i środowiska. Przy czym w odniesieniu do spółek wchodzących w skład grupy Miedzi Copper to nic nowego.

Na początku 2014 r. media obiegła informacja o udzieleniu spółce Leszno Copper, będącej częścią Lumina Group, koncesji na poszukiwanie i rozpoznawanie złoża rud miedzi na obszarze „Bytom Odrzański”. Niektórzy komentatorzy i politycy oburzali się, że nie przypadła ona rodzimemu koncernowi KGHM. O sprawie zawiadomiono Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego, sugerując, że doszło do korupcji na wielką skalę. Dziś wiemy, że nic takiego nie nastąpiło, a medialna burza zakończyła się niczym.

Jest faktem, że między należącą do Kanadyjczyków grupą Miedzi Copper a KGHM Polska Miedź trwała i nadal trwa cicha rywalizacja. Cóż, dyrektorem generalnym polskich spółek jest były prezes KGHM prof. Stanisław Speczik, świetnie znany w Lubinie oraz środowisku profesjonalistów zajmujących się wydobyciem i produkcją tego metalu w Polsce. Wielu z nich to jego byli studenci.

Nie bez znaczenia są też hasła o konieczności ochrony, za wszelką cenę, interesów strategicznej spółki skarbu państwa przed obcym kapitałem. Wywołanie na tym tle świętego oburzenia wśród polityków i części dziennikarzy jest łatwym zadaniem. Tylko niewiele z tego wynika, gdyż ostateczne rozstrzygnięcia – w przypadku sporów – będą należały do sądu. Najlepiej polskiego. Lecz jeśli sporem między państwem polskim a zagranicznym inwestorem zajmie się mający siedzibę poza granicami naszego kraju sąd arbitrażowy, wszystko zaczyna wyglądać inaczej. Nasz kraj przegrał już kilka takich postępowań i przyszło wypłacić stronie przeciwnej ogromne kwoty. Najbardziej znanym przypadkiem jest sprawa prywatyzacji PZU S.A. i ugoda zawarta po przegranym przez Polskę procesie arbitrażowym z holenderską spółką Eureko, która kosztowała nasz kraj 4,77 mld zł.

A co się dzieje w kwestii koncesji na poszukiwania cennych surowców i minerałów? Jeśli zagraniczni inwestorzy wpakują w te przedsięwzięcia setki milionów dolarów i niczego nie znajdą, to wszystko jest w najlepszym porządku. Tak zdarzyło się ponad 10 lat temu, gdy największe koncerny energetyczne: amerykańskie – ExxonMobil, ConocoPhillips, Chevron i Lane Energy oraz włoski koncern – Eni i kanadyjski Talisman Energy wraz z PGNiG i PKN Orlen wzięły się za poszukiwania gazu łupkowego w Polsce. Światowe media, powołując się na amerykańskie źródła, donosiły, że gazu łupkowego jest nad Wisłą w bród. Nic, tylko wiercić i wydobywać. Okazało się, że owszem, coś tam mamy, ale trudno „to coś” wydobyć i nie wiadomo, czy opłaca się pompować w ten biznes pieniądze. Dlatego zachodni inwestorzy się zwinęli i szybko o nich zapomniano.

Ze złożami rudy miedzi sytuacja jest inna. Wiadomo, że je mamy i są one bogate. Tylko znajdują się głęboko – od 1500 do 2000 m pod ziemią. Dla takich podmiotów jak kanadyjski koncern Lumina Capital Group, które specjalizują się w poszukiwaniach i wydobyciu, tego rodzaju ryzyko jest wkalkulowane w zakres działań. Natomiast dla spółek wydobywczych zajmujących się produkcją może to być zbyt wiele. Lepiej poczekać, aż wszystko się wyjaśni i wtedy przystąpić do działania.

Pod tym względem  doświadczenia KHGM Polska Miedź nie są najlepsze. Na przełomie XX i XXI w. nasz koncern zainwestował – jak wyliczyli inspektorzy Najwyższej Izby Kontroli – 100 mln dol. w dzierżawę (a nie zakup) od kongijskiej firmy Sodimico złoża rud miedzi i kobaltu w Kongu, a konkretnie w prowincji Katanga. Afrykański biznes okazał się dla strategicznej spółki skarbu państwa katastrofą. Po latach jeden z prezesów KGHM nazwał to „bolesnym procesem” nauki zarządzania.

Dziś sytuacja lubińskiego koncernu jest znacznie lepsza, choć problemem jest coraz trudniejsza eksploatacja złóż, które po latach się wyczerpują. Siłą rzeczy odkrycia dokonane przez spółki z grupy Miedzi Copper rozbudziły apetyty menedżerów KGHM. Po co szukać daleko, skoro bogate złoża są dosłownie rzut kamieniem od Lubina? Nic też nie stoi na przeszkodzie, by urzędnicy resortu klimatu i środowiska delikatnie wsparli dobrze rozumiany interes narodowy. Oczywiście zgodnie z prawem.

Drastyczne rozwiązanie

Wrześniową decyzję o cofnięciu bez odszkodowania koncesji nr 17/2011/p z 3 czerwca 2011 r. na poszukiwanie i rozpoznanie złoża rud miedzi i srebra w obszarze „Nowa Sól” podpisała pani Lidia Król, dyrektor Departamentu Geologii i Koncesji Geologicznych w Ministerstwie Klimatu i Środowiska. Bez wątpienia jest to osoba o wysokich kwalifikacjach. Dlatego warto przyjrzeć się argumentom, przemawiającym – zdaniem pani dyrektor – za tak drastycznym rozwiązaniem.

W jej ocenie spółka Zielona Góra Copper nie realizowała zawartych w koncesji zobowiązań do dokonania odwiertów, przeprowadzenia badań geofizycznych i laboratoryjnych oraz wykonania niezbędnych prac dokumentacyjnych, jak podkreślono – „zgodnie z harmonogramem”.

Od marca br., czyli od chwili, gdy resort klimatu i środowiska wezwał spółkę „do usunięcia naruszeń”, tzn. rozpoczęcia robót geologicznych określonych w punkcie 4.2 koncesji – rozpoczęła się intensywna wymiana korespondencji między stronami. Spółka Zielona Góra Copper argumentowała, że podjęła niezbędne działania, lecz podobnie jak wiele innych przedsiębiorstw padła ofiarą pandemii COVID-19. Jej partnerzy, w tym firmy zajmujące się wierceniami, miały poważne problemy z zapewnieniem obsady swoich urządzeń. Wystarczyła jedna osoba zarażona wirusem, by cały zespół musiał być poddany kwarantannie.

Nie sposób było w krótkim czasie zorganizować i przeprowadzić przetargów, gdyż ceny materiałów budowlanych, zwłaszcza stali, rosły niemalże z dnia na dzień. W kraju nie ma zbyt wiele firm wiertnicznych, a te które są, miały problemy z opracowaniem kosztorysów. W drugiej połowie 2021 r. inflacja zaczęła rosnąć. W pierwszej połowie 2022 r. stała się poważnym problemem.

Dopiero 16 maja 2022 r., zgodnie z rozporządzeniem ministra zdrowia, w Polsce odwołany został stan epidemii w związku z zakażeniem wirusem SARS-CoV-2. Zgodnie z obowiązującą od marca 2020 r. tarczą antykryzysową resort klimatu i środowiska winien uwzględnić szczególne okoliczności, w jakich znalazła się nie tylko spółka Zielona Góra Copper, lecz cała gospodarka. Taka była intencja ustawodawców, którzy rok wcześniej przyjmowali w Sejmie ustawy popularnie nazwane tarczami antykryzysowymi.

W ocenie prawników reprezentujących spółkę resort wyznaczył nierealny dwumiesięczny termin usunięcia stwierdzonych – zdaniem urzędników – naruszeń. Władze spółki Zielona Góra Copper na bieżąco informowały ministerstwo o podejmowanych działaniach. Wyjaśniały, że bez posiadanych końcowych pozytywnych decyzji administracyjnych Dyrekcji Lasów Państwowych, Okręgowego Urzędu Górniczego oraz stosownych organów administracji samorządowej nie można było rozpocząć prac wiertniczych na terenie objętym koncesją. Każdy z tych urzędów zgodnie z prawem ma czas na rozpatrzenie wniosku. Spółka pisała, że dokłada wszelkich starań, by skrócić terminy uzyskania stosowanych pozwoleń. Gdy w końcu je otrzymała, na inne kroki zabrakło już czasu.

W przyszłości sąd będzie musiał rozstrzygnąć, kto w tym sporze miał rację. Będzie musiał uwzględnić wyjątkowe okoliczności, w jakich toczyła się sprawa. Zbadać, czy urzędnicy nie naruszyli obowiązującego wówczas prawa, którego zadaniem było wspieranie przedsiębiorstw w czasie epidemii. Co oznaczało m.in. tolerancję dla przyjętych wcześniej terminów.

Z odpowiedzi na moje pytania, które we wrześniu skierowałem do Ministerstwa Klimatu i Środowiska, wynika, że Departament Geologii i Koncesji Geologicznych twardo stoi na stanowisku, że „decyzja o cofnięciu koncesji została podjęta przez organ koncesyjny w związku z naruszeniem warunków określonych w udzielonej spółce koncesji, do czego obligują przepisy prawa”. Owo naruszenie – zdaniem departamentu – polegało na tym, że „realne działania spółki na koncesji zakończyły się, po odwierceniu otworu C15”, co nastąpiło 9 czerwca 2020 r. Cóż, w przyszłości urzędnicy będą musieli dowieść, że faktycznie tak było.

Gdy nie wiadomo, o co chodzi

To z pewnością chodzi o pieniądze. Historia poszukiwań złóż miedzi i srebra przez spółki z grupy Miedzi Copper liczy ponad 10 lat. W przeszłości nie raz było tak, że gdy jednej z nich udało się zlokalizować, przebadać i oficjalnie potwierdzić obecność nowych złóż miedzi, zaczynały się problemy. Tak Kanadyjczycy, jak i kierownictwo spółek starało się polubownie rozwiązywać problemy, jakie pojawiały się w kontaktach z urzędnikami. Gdy nie było wyjścia, sprawy kierowano na drogę sądową. I zdecydowana większość z nich została przez inwestorów wygrana. W ubiegłym roku dyrektor generalny prof. Stanisław Speczik proponował KGHM Polska Miedź wspólną eksploatację złoża „Nowa Sól”, wskazując na szanse i możliwości, jakie taka decyzja otworzyłaby przed polską gospodarką i województwem lubuskim. Dziś wiem, że ta deklaracja została bez odpowiedzi. Za to uaktywnił się resort klimatu i środowiska, który zaczął surowo egzekwować zapisy koncesji udzielonej spółce Zielona Góra Copper.

Wolno jedynie domniemywać, o co chodzi. Akcje spółka KGHM Polska Miedź od czerwca ubiegłego roku, gdy ich notowania na warszawskiej Giełdzie Papierów Wartościowych osiągnęły rekordowe 208 zł, znajdują się w trendzie spadkowym. W ubiegłym tygodniu za jedną akcję trzeba było zapłacić 85-90 zł. 11 października br. odwołani zostali prezes zarządu spółki Marcin Chludziński oraz wiceprezes Jerzy Paluchniak.

Nie jest tajemnicą, że przejęcie przez KGHM Polska Miedź koncesji spółki Zielona Góra Copper na poszukiwania miedzi i srebra na złożu „Nowa Sól” miałoby poważny wpływ na jego kondycję. Nawet jeśli przez najbliższe 20 lat nie wybudowano by tam żadnej kopalni i nie uruchomiono wydobycia.

Bez wątpienia, gdyby we współpracy z Kanadyjczykami powstał „Drugi KGHM”, skorzystałoby województwo lubuskie, które – o czym wiedzą jego mieszkańcy i samorządowcy – awansowałoby do najbogatszych w kraju. Lecz na to się nie zanosi. Ta historia z pewnością będzie miała ciąg dalszy. Tylko czy ze szczęśliwym zakończeniem?

Fot. Krzysztof Żuczkowski

Wydanie: 2022, 44/2022

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy