Mniejszość Polaków

W telewizjach wypowiadają się ludzie prawicy, jak również komentatorzy, redaktorzy, politycy, i prawie wszyscy powtarzają w upojeniu: większość Polaków wybrała prawicę, większość Polaków miała dość aferzystów z SLD, większość Polaków wybrała PiS, to znaczy, że chce Czwartej Rzeczypospolitej. Wydaje się im, że przyczynili się do miażdżącego zwycięstwa prawicy. I tak jest, przyczynili się, ale nie do tego, że wybrała prawicę większość Polaków! Otóż prawicę wybrała MNIEJSZOŚĆ POLAKÓW. PiS i PO razem zyskały poparcie circa 22% rodaków!
Frekwencja wyborcza była mniej więcej taka jak w szkole podczas epidemii grypy. SZEŚĆDZIESIĄT PROCENT POLAKÓW z różnych powodów zostało w domu. Nie pochwalam tego, uważam za nieracjonalne gadanie małych cimoszków, że nie ma nikogo godnego, na kogo mogę głosować, będę mógł znów wrzeszczeć: to oni!, złodzieje, złodzieje! i żądać podwyżki! Mści się tu na nas właśnie ów efekt Cimoszewicza, który „nie widział” godnego kandydata na prezydenta.
Uważam, że także lata komuny zrobiły swoje; człowiek czuł się zmuszony do głosowania, bo mógł nie dostać paszportu albo stypendium lub nie awansować, przekonanie o wszechmocy służb dawało efekty w postaci prawie stuprocentowej frekwencji. Teraz jest wolność i nikt nie musi głosować. Gdyby to zależało ode mnie, byłoby jak w Szwajcarii, gdzie głosowanie jest obowiązkowe, a jak nie pójdziesz, płacisz wysoką karę. Mamy do jasnej cholery wolny kraj i jaki użytek robimy z tej wolności? Pozytywna jest w tym akcie wypięcia się na państwo jedynie wiara w demokrację, w to, że nikt nam jej nie zabierze, że gospodarka kręci się i tak, wszystko może odbywać się poza nami. Groźne natomiast jest poczucie ludzi, że nie mają na nic wpływu. Jaki mamy mieć wpływ, skoro nie głosujemy? W tym punkcie pies złapał własny ogon.
Sondy uliczne przed wyborami pokazywały ludzi, którzy chcą głosować i wiedzą na kogo. Albo takich, którzy nie wiedzą, ale zaraz będą wiedzieli, doznają olśnienia i wyrobią sobie pogląd na rzeczywistość polityczną, że ona zaskrzeczy, zaśpiewa i wszystko stanie się jasne; nad jakimś politykiem pojawi się aureola i przy nim postawi się krzyżyk. Albo też poseł, do którego miało się zaufanie, zostanie przez komisję uznany za aferzystę czy IPN publicznie ogłosi, że był agentem, a wtedy my zaczniemy się go brzydzić i postawimy na nim krzyżyk, ten jest be! Po wyborach okaże się, że był agentem ubezpieczeniowym.
Zadziwiające, jak ucichły ataki na Cimoszewicza, gdy tylko odszedł w stronę puszczy. Od początku wiedziałam, że ten kandydat nadaje się świetnie na ministra spraw zagranicznych, sprawiedliwości, to klasyczny przykład polityka gabinetowego. Dlatego od początku popieram Marka Borowskiego, który udowodnił, że jest twardy, nie izoluje się, chociaż jest też prawdziwym inteligentem.
Dość duża część wyborców deklarowała, że zadecyduje za parawanem. W końcu jednak, co widać po frekwencji, nie poszli. I tak zamiast za parawanem, znaleźliśmy się za karawanem grzebiącym lewicę. Mimo że SLD jednak – i mimo wszystko – wszedł. Byłam tego pewna, bo żelazny elektorat nie cały zardzewiał. Promował partię sam prezydent, promowała Ordynacka. Głównie jednak głosowali nań starzy działacze i ich rodziny. Trąbiono stale o tym, że Borowski zdradził, chociaż to właśnie on pragnął zmienić oblicze partii. Tej partii. Nie dało się, więc pokazał plecy.
Od dawna nie ma w naszym kraju partii o wyraźnie zaznaczonych granicach ideologicznych, każda może być każdą. Stąd też w sondażach wyniki zmieniały się z godziny na godzinę. SdPl jako jedyna mówiła wprost o sprawach kobiet, mniejszości, o aborcji, prawdziwych osłonach socjalnych, o laickim państwie, które nie kłóci się z wiarą obywateli. SLD-owska lewica odwoływała się do Boga, składała ręce do modlitwy podczas pokazywanych w telewizji mszy politycznych, w wystąpieniach liderzy i funkcyjni powoływali się często na słowa papieża. Socjaliści pokazywali, że kochają Boga i wolny rynek, a niektórzy nawet bogactwo lubią bardziej niż wolność i mogą za to pójść siedzieć.
Pod koniec kampanii wyborczej okazało się, że w PiS są prawdziwi socjaliści, a bracia Kaczyńscy ogłosili, że w PZPR byli porządni ludzie, Lech miał tam nawet przyjaciół! To było skuteczne, wydało zwycięskie owoce! Populistyczne deklaracje prawicy o podejściu socjalnym pojawiały się w każdym wystąpieniu. Zwłaszcza biedne dzieci odmieniane były przez przypadki: dzieci, dzieciom, o dzieciach, dla dzieci, z dziećmi, o, dzieci!
W tym czasie, gdy politycy gadali o tym, co zrobią, jak dojdą do władzy, ruszył pozapolityczny program „Podziel się posiłkiem”. Zorganizował akcję Bank Żywności, pomagał Polsat, udział wzięło 19 tys. wolontariuszy. Zebrano 240 ton żywności. Wielu artystów i znanych ludzi zaoferowało się nakłaniać w marketach, by kupujący wrzucali do kosza jakiś produkt, który pomoże w dożywianiu. To była naprawdę piękna i spontaniczna akcja. Takie akcje wspieram, kiedy tylko mogę. Orkiestra Owsiaka będzie grała zawsze bez fałszowania i zbędnego sentymentalizmu.
Jednak prawicowi politycy występujący w roli dobrych wujków doprowadzają mnie do furii. Polityk ma rozwiązywać problemy poprzez wprowadzenie systemu zabezpieczeń przed nędzą, zwłaszcza przed dziedziczeniem biedy, a nie akcje.
Byłam zaproszona na wieczór wyborczy w TVP, w Programie 1. Nie cieszę się ze zwycięstwa PiS, ale też nie martwię się zbytnio. Myślę, że razem z PO mogą utworzyć rząd, który nie rozłoży gospodarki. Uważnie słuchałam, co mówili nowi ludzie władzy, a także zasłużeni eksperci. Profesor Strzembosz namiętnie zaapelował do przyszłego Sejmu o to, by każdy z posłów ufundował jedno stypendium w wysokości 300 zł dla biednego dziecka. Znam parę osób, wcale nie bogatszych niż posłowie, które robią tak od lat, po cichu. Anonimowo. Kaczyński myśl profesora podchwycił i zaraz wsiadł na ulubionego konika, czyli symbole.
Co się tyczy posłów, to owszem, byłby to piękny gest, wszystkie telewizje by pokazywały, jak poseł X czy senator Y odwiedza sponsorowanego chłopczyka lub dziewczynkę, dzieci płaczą z wdzięczności i buch posła w mankiet! Posłowie, jacy są, każdy widzi i nie sądzę, żeby teraz byli inni, podniosą sobie gażę o te 300 złociszy i spoko. To po pierwsze, a po drugie: nie wolno uzależniać losu ucznia od łaski czy niełaski pana posła. „Widzi mi się” łaskawego pana, rodem z Marii Konopnickiej, nie na te czasy. Jaś nie doczekał, niestety, a w piwnicznej izbie nie jest za wesoło.
Prawicy brakuje zaplecza socjalnego. SLD zresztą też zgubił wrażliwość społeczną na rynkowym gościńcu. Musi teraz ją odnaleźć, może z PSL? Może z SdPl, pozaparlamentarną opozycją? Najlepiej byłoby z Borowskim jako lewicowym prezydentem. Trzeba odrzucić fochy i zbudować silne, prawdziwie lewicowe skrzydło socjalne, które będzie patrzyło na białe rączki prawicy i jej zapędy charytatywne zamiast tworzenia systemu edukacyjnego, stypendiów i dotacji z budżetu.

Wydanie: 2005, 40/2005

Kategorie: Felietony

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy