Mogę pokazać inną twarz. Nie tylko tego, który odpowiada za kasę i w związku z tym jest zmuszony ciągle mówić nie Marek Belka, premier rządu RP – Jak to było, zanim został pan premierem? Prezydent zadzwonił i powiedział: Marek bierz to, liczę na ciebie? – Najpierw zadzwonił Janik. I to parę dni wcześniej. Wtedy w zasadzie nie musiałem się decydować. Odpowiedziałem więc coś zdawkowo. I zacząłem ciężko myśleć. Popsuł mi, krótko mówiąc, ostatnie dni pobytu w Bagdadzie… Później spotkałem się z prezydentem, to było podczas jego wizyty na Bliskim Wschodzie. Też była rozmowa, też nie była ona konkluzywna. Prezydent nie przedstawił mi propozycji bezpośredniej, żebym został premierem, tylko kazał mi o tym myśleć. A potem zadzwonił. Akurat byłem w samochodzie, stałem w korku… – …w Bagdadzie? – Nie, korek był w Sanie, w Jemenie. Więc prezydent pytał: gdzie ty jesteś, bo słyszę hałasy, klaksony. A potem padło to najważniejsze pytanie. Byłem na nie przygotowany, miałem to wszystko przemyślane, od tygodnia z tym się woziłem. Rozmowa była krótka. – I pomyślał pan sobie, że tego ministra finansów to pan wreszcie złapie za gardło? I nie będzie panu mówił, że budżet jest krótki i że nie ma pieniędzy? – Ministra Raczkę będę ściskał nie tyle delikatnie, co umiejętnie. Na tym polega geniusz Raczki – wiadomo, gdzie jest ściana, wiadomo, że on nie ustąpi bardziej, niż można. Ale nie handryczy się o jakieś głupstwa. Wie pan, jednym z ciekawszych elementów propozycji, bym został premierem, było i to, że mogę zrobić coś innego. Mogę pokazać inną twarz. Nie tylko twarz tego, który odpowiada za kasę i w związku z tym jest zmuszony ciągle mówić nie. Prawdziwa twarz Marka B. – A jaką pan ma twarz – liberała czy socjaldemokraty? – Twarz mam własną. To twarz człowieka, który uważa, że nawet gdy ktoś uprawia działalność charytatywną, powinno to być racjonalne. Co więcej, mogę wymienić nazwiska, wskazać na osoby, które taką działalnością parają się zawodowo i są znakomitymi przedsiębiorcami. Jak ktoś jest fuszerem, to nawet gdy ma gębę pełną współczucia dla najuboższych, nic tym najuboższym nie poprawi, tylko ich zdenerwuje. – Zaskoczył pan wielu swoimi wypowiedziami – mówiąc, że walka z bezrobociem jest głównym zadaniem rządu lub też, że wrażliwość społeczna jest kategorią ekonomiczną. – Bo tak jest. Jeżeli o tym zapominamy, to najbardziej racjonalna polityka trafia albo na mielizny polityczne, albo na mieliznę niezadowolenia społecznego. I przestaje być skuteczna. Weźmy problem bezrobocia. Jeśli bezrobocie na wysokim poziomie długo się utrzymuje, to już potem nie spada. Dlatego że ludzie przestają być zatrudnialni. – Im ktoś jest dłużej bezrobotny, tym trudniej znaleźć mu pracę, trudniej mu jej szukać, bo przyzwyczaja się do stanu bezrobocia, a kiedy już znajdzie zatrudnienie, trudno mu zaakceptować dyscyplinę pracy. – Trzeba mieć świadomość takiego faktu. Jak chcemy rozwiązywać jakieś problemy gospodarcze kosztem społecznym, musimy mieć świadomość, że może być on znacznie większy, niż nam się wydaje, analizując model teoretyczny. Gdy mówię, że wrażliwość społeczna jest kategorią ekonomiczną, takie zjawiska mam na myśli. – Czyli – na przykład patrząc na Śląsk – czasami opłaca się dopłacać do regionu, do jego zakładów, a nie zostawić miliony ludzi trwale bezrobotnych, demoralizujących się z roku na rok. – I my to czynimy. Cała Europa to czyni. W całej Europie likwidacja górnictwa węglowego (u nas nie ma mowy o likwidacji, tylko o jego ograniczeniu), wymuszona ze względów technologicznych, jest wspomagana finansowo. A przykład drugi, negatywny, to po-PGR-owskie wsie. Gdy likwidowaliśmy PGR-y, nie umieliśmy jeszcze myśleć w taki sposób jak dzisiaj. Więc dzisiaj możemy już tylko pomóc dzieciom tych ludzi. – Programy osłonowe, socjalne, mają to do siebie, że wymagają pieniędzy. Skąd je pan weźmie? – Nie boję się o pieniądze, one zaczynają już płynąć. Ważniejsze jest, jak je racjonalnie wydać. Bo najwięcej kosztują złe pomysły. W polityce społecznej można atakować problemy albo punktowo albo całościowo. Koszty punktowego zaatakowania problemu, na przykład długotrwale bezrobotnych albo dzieci z obszarów po-PGR-owskich, są o wiele niższe niż trud rozwiązań całościowych. – Czyli jakich? – Na przykład Sejm jest gotów się bić o to,
Tagi:
Robert Walenciak









