Nadmiar wojny, deficyt pokoju?

Nadmiar wojny, deficyt pokoju?

US Deputy Ambassador to the UN Robert Wood speaks during a United Nations Security Council after the vote about a ceasefire in Gaza at UN headquarters in New York on December 8, 2023. The United States vetoed a UN Security Council resolution that would have called for an immediate ceasefire in the intense fighting between Israel and Hamas in Gaza. The United States' deputy representative at the UN, Robert Wood, said the resolution was "divorced from reality" and "would have not moved the needle forward on the ground." (Photo by Charly TRIBALLEAU / AFP)

Dziś na świecie mamy więcej wojen niż kiedykolwiek po 1989 r., a może i od początku zimnej wojny Według Instytutu Badań nad Konfliktami Zbrojnymi przy Uniwersytecie w Uppsali dziś na świecie mamy więcej wojen niż kiedykolwiek po 1989 r., a może i od początku zimnej wojny. Zespół badaczy szacuje liczbę konfliktów z udziałem państw na 56, do tego 83 z udziałem tzw. aktorów niepaństwowych, kolejne 48 klasyfikuje zaś jako jednostronne akty przemocy. Rok 2022, jeśli chodzi o ofiary śmiertelne, był najkrwawszy po 1989 r. – z wyjątkiem ludobójstwa w Rwandzie. Na dane z 2023 r. czekamy. Podobnego zdania są członkowie londyńskiego Międzynarodowego Instytutu Badań Strategicznych. Według ich dorocznego Armed Conflict Survey, czyli Przeglądu Konfliktów Zbrojnych, dziś na świecie toczą się 183 konflikty zbrojne z udziałem państw i niepaństwowych grup zbrojnych, czyli różnych bojówek, ruchów niepodległościowych, separatystów czy ugrupowań terrorystycznych. Aż 200 mln ludzi na świecie żyje pod kontrolą takich grup, a jest ich 460. Badacze zwracają uwagę na rosnącą „internacjonalizację” wojen domowych. Nie tylko Rosja, która ma najwięcej żołnierzy zaangażowanych poza granicami kraju, i USA, ale także Iran, Turcja czy Chiny włączają się w cudze konflikty w różnych rolach – od dostarczycieli sprzętu po akuszerów rozejmu. Kontrola nad szlakami handlowymi i zasobami kluczowych minerałów to dla światowych potęg kolejny bodziec do angażowania się bardzo daleko od własnych granic. Globalizacja tworzy również nowe możliwości finansowania i dozbrajania grup niepaństwowych. Tanie drony pozwalają zaś przeprowadzać precyzyjne ataki siłom, które wcześniej nie mogły tego robić. Słowem, wszystko wskazuje, że wojna rozlewa się po świecie i zostanie z nami. Ale co, jeśli prawdziwa jest inna teza: że mamy problem nie tylko z nadmiarem wojny, ale i z deficytem pokoju? Dyplomacja na półkę Inwazja Rosji na Ukrainę ujawniła niemoc dyplomacji i multilateralizmu  (podejście wielostronne do rozwiązywania problemów). Przez kilkanaście miesięcy przekonywano zachodnie społeczeństwa, że pokój z Rosją nie był możliwy wcześniej, więc tym bardziej nie jest możliwy teraz. W dodatku nie zbilansowano izolacji Rosji przez Zachód zamknięciem konfliktów gdzie indziej i odciągnięciem od Moskwy jej dotychczasowych sojuszników. Wygrała, przynajmniej tymczasowo, narzucana przez administrację prezydenta Bidena idea globalnej wojny demokracji z autokracjami. Jej skutkiem było jednak zacieśnienie współpracy między autokracjami – Rosja, Chiny, Iran i Korea Północna są bardziej zintegrowane, niż było to przed rokiem 2022. Dominująca doktryna kazała myśleć, że wojna Rosji z Ukrainą może mieć tylko militarne, nie polityczne zakończenie. A jedynym dopuszczalnym sposobem jej rozstrzygnięcia jest uczynienie z niej w pełnym tego słowa znaczeniu proxy war, czyli wojny zastępczej, Zachodu i Rosji. W zgodzie z tym myśleniem, im więcej broni Zachód przekaże Ukrainie, tym większe straty zada ona Rosji – jak afgańscy mudżahedini w latach 80. – co przyśpieszy upadek Putina i zmusi Moskwę do wycofania sił okupacyjnych z Ukrainy oraz rezygnacji z obecności na Krymie. Ta teoria okazała się fałszywa. A przynajmniej nie udało się dowieść jej słuszności przez dwa lata wojny, która kosztowała życie tysięcy ukraińskich żołnierzy i tysięcy cywilów, spowodowała zniszczenia na setki miliardów dolarów i zdewastowała to państwo. Większa niż Zachodu zdolność Rosji do poświęceń (przed czym przestrzegał już Barack Obama w 2016 r.) i fakt, że władza w Moskwie nie musi za bardzo się liczyć ze społeczeństwem, pozwalają na dalszy udział w wyniszczającej wojnie. Jej kontynuacja zaś, jak mówił niedawno na łamach Politico George Beebe, niegdyś główny analityk CIA do spraw Rosji, a dziś dyrektor w think tanku Quincy Institute, prowadzi do tego, że „z biegiem czasu Zachód będzie musiał poczynić większe ustępstwa, by w ogóle przyciągnąć Rosję do stołu negocjacji”. Media głównego nurtu – wspomniane Politico, ale także „New York Times” – coraz częściej otwarcie piszą, że jednak to negocjacje i koncesje terytorialne są drogą do zakończenia wojny w Ukrainie, a nie rozbicie sił okupanta i odzyskanie zajętych ziem. Rośnie również presja na prezydenta Bidena, by w taki czy inny sposób zakończyć wojnę przed wyborami 2024 r. Wszystko to oznacza, że Ukraina może zapłacić wyniszczającą wojną i ponad 80 tys. ofiar do tej pory (oraz milionami obywateli na emigracji) za pokój na warunkach gorszych niż te, które Zachód

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 02/2024, 2024

Kategorie: Globalny punkt widzenia