Najwierniejszy żołnierz PiS

Najwierniejszy żołnierz PiS

Podpisawszy lex Tusk, dr Duda krzyczał: „Nigdy nie zrozumiem, jak można porzucić ważną funkcję w Rzeczypospolitej Polskiej, ważny, odpowiedzialny urząd po to, żeby pracować gdzieś w Brukseli. (…) Są granice pazerności na pieniądze”. W roku 1978 mógłby tak krzyczeć Henryk Jabłoński, przewodniczący Rady Państwa PRL: „Nigdy nie zrozumiem, jak można porzucić ważną funkcję w Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, ważny, odpowiedzialny urząd kościelny po to, żeby pracować gdzieś w Watykanie…”. Proszę mi nie zarzucać demagogii – funkcje papieża i przewodniczącego Rady Europejskiej są porównywalne. Lecz – oczywiście – Henryk Jabłoński nigdy tak nie krzyczał. Nie po raz pierwszy oglądaliśmy humorystyczne barbarzyństwo naszej obecnej władzy. I nie po raz pierwszy widzieliśmy, jak wielki ma w nim udział dr Duda. Skądinąd to dziwne. W Krakowie pamięta się go jako grzecznego, uczynnego i układnego harcerzyka. Potem – ambitnego działacza Unii Wolności. Na Uniwersytecie Jagiellońskim był pracownikiem karnym i usłużnym. Może więc z wszystkich tych racji wiązano czasem z dr. Dudą pewne nadzieje. Rojono, że ośrodek prezydencki skupia lepsze, bardziej liberalne skrzydło PiS, porównywano go do „grupy zamkowej” prezydenta Ignacego Mościckiego. Choć trudno byłoby sobie wyobrazić Mościckiego mejlującego z „ruchadłem leśnym” lub rapującego o „ostrym cieniu mgły”. Niemniej jednak nadzieje były (rejestrował je niedawno PRZEGLĄD) i rzeczywiście, w roku 2017 wielu się entuzjazmowało, gdy dr Duda zawetował ustawę o Sądzie Najwyższym i Krajowej Radzie Sądownictwa. Dziś widać, że miało to na celu wyłącznie rozładowanie społecznych protestów, bo prezydencka nowelizacja, wprowadzając instytucję „skargi nadzwyczajnej”, ustawę dodatkowo jeszcze zaostrzyła. A ustawa o sądach powszechnych, zapowiadająca masowe czystki, została wtedy od razu podpisana. Mimo to parę lat później, w związku z wetem w sprawie lex TVN, złudzenia wróciły. A przecież i to weto było w interesie PiS – ratowało dobre stosunki z Amerykanami. Równocześnie zaś, stale w wyłącznym interesie PiS, dr Duda łamał konstytucję. Uczynił to co najmniej kilkanaście razy. Choć kiedyś przysięgał wierność konstytucji i nawet dodawał: „Tak mi dopomóż Bóg”. Czyli krzywoprzysięgał. Kościół jakoś tym się nie zgorszył. Do czego dr Duda jest naprawdę zdolny, o tym mówiono ostatnio wiele, ale nigdy dość przypominania. Wszak najpierw (29 maja) podpisał w tempie ekspresowym niekonstytucyjną ustawę o badaniu wpływów rosyjskich i nawet nie usiłował ukryć, że jej celem jest dopadnięcie Tuska. Nie mógł się ustawy dosyć nachwalić, a krytyki płynące zza granicy uznawał za niezrozumiałe. Ale już po czterech dniach (2 czerwca) przestraszył się, co narobił, połknął własny język i skierował do Sejmu projekt nowelizacji. Projekt łagodzący dotychczasowe zapisy (dopiero teraz je dostrzegł?), lecz utrzymujący możliwość skazania przez większość sejmową dowolnego polityka na faktyczną infamię. Czyli w dalszym ciągu gwałcący konstytucję i demokrację. Gdy jednak dr Duda zobaczył marsz opozycji 4 czerwca, przestraszył się jeszcze bardziej i zaczął się urządzać na wypadek wyborów przegranych przez PiS. Więc raz jeszcze pojawiła się niekonstytucyjność, bo projekt skierowany przezeń 6 czerwca do Sejmu o współkształtowaniu polityki zagranicznej przez prezydenta jest z konstytucją sprzeczny: jej artykuł 146 mówi jasno, że politykę tę kształtuje rząd. Czyli chodzi o sparaliżowanie przyszłego rządu. O dwuwładzę, o powstanie dwóch polskich państw. Cóż, Rzeczpospolita to dla PiS tylko postaw czerwonego sukna. Wszystko to nie powinno jednak zaskakiwać. To, co dr Duda sądzi o demokracji, widać było zaraz po jego wyborze, w roku 2015, gdy zignorował obecność przy swoim boku urzędującej premier Ewy Kopacz. To, co mniema o Unii Europejskiej, wyjawił, gdy nazwał ją „wyimaginowaną wspólnotą”. To, jakie ma pojęcie o polityce międzynarodowej, uświadomił, gdy po zwycięstwie wyborczym Joego Bidena czekał jeszcze na decyzję elektorów (to wtedy Jakub Żulczyk nazwał go debilem, co oczywiście nie jest prawdą, bo dr Duda nie jest debilem). To wreszcie, jak rozumie własną godność, pokazał, podpisując dokumenty u boku Donalda Trumpa, z figlarnym uśmieszkiem i w niewygodnym przykucnięciu. A wszystkim tym działaniom towarzyszyły patetyczne przemówienia, z krzykami, gniewnymi minami i deklaracjami o niezłomności. Żadnych złudzeń, panowie, żadnych złudzeń. W ośmieszaniu Polski można na dr. Dudę zawsze liczyć. a.romanowski@tygodnikprzeglad.pl     Udostępnij: Kliknij, aby udostępnić na Facebooku (Otwiera się w nowym oknie) Facebook Kliknij, aby udostępnić na X (Otwiera

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2023, 25/2023

Kategorie: Andrzej Romanowski, Felietony