Co dalej z prokuraturą?

Co dalej z prokuraturą?

Reforma prokuratury dokonana w poprzedniej kadencji słusznie oddzieliła stanowisko prokuratora generalnego od stanowiska ministra sprawiedliwości. Doświadczenia z czasów IV RP dostarczyły aż nadto argumentów za takim rozwiązaniem. W miejsce dotychczasowej Prokuratury Krajowej powołano Prokuraturę Generalną, a pierwszym prokuratorem został Andrzej Seremet, dotąd sędzia wydziału karnego Sądu Apelacyjnego w Krakowie. To, że pierwszym prokuratorem generalnym został ktoś spoza prokuratury, a więc spoza dotychczasowych układów, zwyczajów i przyzwyczajeń, w dodatku mający – jak to doświadczony sędzia – wyrobiony nawyk niezawisłości, było niewątpliwie krokiem w dobrym kierunku. Ale ta reforma, pomyślana jako częściowa, nie tylko nie była kontynuowana w następnych latach, lecz także została od razu skażona kilkoma grzechami „pierworodnymi”. Po pierwsze, samo rozdzielenie funkcji prokuratora generalnego i ministra sprawiedliwości, bez wydzielenia prokuraturze odrębnego budżetu, niezależność prokuratury od rządu istotnie osłabiało. Po drugie, pomysł, by zastępców prokuratora generalnego, podobnie jak jego samego, mianował prezydent, z tą tylko różnicą, że na jego wniosek, pociągał za sobą co najmniej dwie szkodliwe konsekwencje. Osłabiał pozycję prokuratora generalnego, skoro jego zastępcy mieli identyczne jak on umocowanie, zmuszał też apolitycznego z założenia szefa prokuratury do podjęcia jak najbardziej politycznych negocjacji z prezydentem na temat personaliów zastępców. Próba odwołania jednego z zastępców, którego prezydent odwołać nie chciał, zakończyła się trwającym parę tygodni kryzysem, obniżającym prestiż prokuratora generalnego wewnątrz jego instytucji. Do obniżenia tego prestiżu znacząco przyczynił się też premier, zwlekając miesiącami z przyjęciem sprawozdania z działalności prokuratury, a w końcu nie przyjmując sprawozdania za ubiegły rok. Przy okazji, nowelizując ustawę, pod naciskiem lobbujących u premiera prokuratorów zaniechano likwidacji prokuratur apelacyjnych, a prokuratorom prowadzącym sprawy dano tak duży zakres samodzielności i niezależności od szefów, że można mieć wątpliwości, czy prokuratura pozostała urzędem scentralizowanym i hierarchicznym, czy stała się korporacją samodzielnych prokuratorów, faktycznie od nikogo niezależnych. Na skutek tego, z jednej strony, prokuratorzy przekonali się, że lobbować skutecznie u polityków można, a więc należy, z drugiej zaś, władza prokuratora generalnego wewnątrz prokuratury jest bardzo słaba, de facto nie może on niczego podwładnym nakazać, nie ma nad nimi żadnej władzy dyscyplinarnej. W efekcie możliwe było, że dwie duże i, wydawałoby się, poważne prokuratury miały dwóch różnych podejrzanych o zabójstwo gen. Papały. Swoją niewielką władzą prokurator generalny musi jeszcze się dzielić z Krajową Radą Prokuratury. Jest więc prokuratura ciałem niby niezależnym od rządu i bieżącej polityki, ale zupełnie niesterowanym. Pozostawienie starej, czterostopniowej struktury (prokuratury rejonowe, okręgowe, apelacyjne i generalna) nie dało też nowemu prokuratorowi generalnemu szans na jakiekolwiek głębsze zmiany kadrowe. Został więc w Prokuraturze Generalnej Jerzy Engelking, niemal symbol prokuratury z czasów Ziobry, pozostali na stanowiskach prokuratorzy, którzy wykazywali się szczególną gorliwością w czasach IV RP. Na przykład prokuratorzy z Białegostoku, którzy zdaniem sądu „wykazywali patologiczne postawy”, prowadząc w tamtych czasach śledztwo przeciwko mnie, mają się dobrze i strzegą praworządności, tak jak potrafią, a ja wiem, jak potrafią. Podobnie mają się dobrze prokuratorzy z Katowic czy niektórzy z Warszawy. Ci od śledztw w sprawie mec. Kratiuka, prof. Podgórskiego, byłej posłanki Sawickiej czy wielu innych ogólnie znanych… Nie zmieniono też zasad odpowiedzialności dyscyplinarnej prokuratorów. Zanim ich wyczyny ze śledztwa ujrzą światło dzienne, co następuje zwykle dopiero w sądzie, delikty dyscyplinarne są już przedawnione, a przestępstwa z uwagi na immunitet nie mogą być ścigane bez zgody kolegów z sądu dyscyplinarnego. Od kilku lat trwają prace nad nową ustawą o prokuraturze. Projekt Ministerstwa Sprawiedliwości niebawem – zdaje się, że jako projekt rządowy – trafi do Sejmu. Równolegle trwały prace nad innym zupełnie projektem, przygotowywanym w prokuraturze. Kolejni ministrowie sprawiedliwości, do których rząd premiera Tuska nie ma jakoś szczęścia (równie niekompetentnych jak Czuma czy Gowin trudno chyba znaleźć), marzyli i kombinowali, jak by tu zachować pozory niezależności prokuratury, a w rzeczywistości jeszcze silniej niż dotąd uzależnić ją od rządu. Pod auspicjami prezydenta rodziła się z kolei (może nadal się rodzi?) zupełnie nowa koncepcja prokuratury, zgodnie z którą z urzędu śledczego i oskarżycielskiego, jakim jest ona obecnie, stałaby się urzędem tylko oskarżycielskim, jakim była przed wojną. Dla ułatwienia sobie zadania autorzy tej koncepcji dzisiejszy

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 14/2014, 2014

Kategorie: Felietony, Jan Widacki
Tagi: Jan Widacki