Nie kradnij?

Niemal odruchowo zamierzałem poświęcić ten felieton nominacji nowego ministra kultury, p. Ujazdowskiego – ale po co? Utarło się bowiem zwyczajowo, że z każdą taką nominacją łączyło się nadzieje na jakąś nową koncepcję sterowania kulturą, a postać ministra kultury uważało się za indywidualność zdolną coś w tym względzie zaproponować. Z p. Ujazdowskim nic takiego się jednak nie kojarzy. Niektóre osoby wobec nominacji p. Ujazdowskiego przypominają, że ministrem kultury był już przecież p. Zdzisław Podkański, więc nic nie powinno nas dziwić. Ale jest to niesprawiedliwe. Pan Podkański byt miłośnikiem orkiestr ludowych, folklorystycznych wycinanek i kompozycji układanych na piasku z wapna, mielonej cegły i kolorowego szkła, do czego lud polski zwykł również dokładać stare opony. Był w tym całkiem niebanalny, a nawet wręcz zaskakujący pomysł na politykę kulturalną . Posada ministra kultury jest teraz przedmiotem partyjnego przetargu a samo ministerium można, zdaniem rządu Buzka, spokojnie zlikwidować, co zresztą dość wyraźnie powiedział w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” (9. 03.br.) wiceminister tego resortu p. Arkadiusz Rybicki, twierdząc. że „kultura jest wieczna – instytucje nie”. Odwołanie się do wieczności jest tu o tyle trafne, ponieważ, jak wiadomo, merytoryczną zawartością kultury w Polsce zajmuje się od ładnych kilku lat ta sama instytucja, która zajmuje się życiem wiecznym i minister niewiele ma tu do rzeczy. Dlatego też znacznie ciekawszym wydaje mi się zastanowienie nad ogłoszonym właśnie stanowiskiem Episkopatu Polski wobec prywatyzacji i reprywatyzacji, a także wobec proponowanego referendum w tej kwestii. Otóż Episkopat jest przeciwny temu referendum i słyszy o nim, ”ze zdumieniem” twierdząc, że byłoby to w istocie głosowanie nad przykazaniem „Nie kradnij!”, które jest niepodważalne. Kościół, mimo że sporą część kleru stanowią chłopscy synowie, nie ma wątpliwości, że dokonana po wojnie reforma rolna i nacjonalizacja przemysłu były aktami kradzieży, co, zdaniem Episkopatu, zdarza się “w czasie wojen, zmian ustrojowych i przekształceń gospodarczych”, lecz jest moralnie naganne. Można by, oczywiście, mieć w tej kwestii wiele wątpliwości historycznych i zastanawiać się, skąd właściwie wzięła się wielka własność ziemska, jeśli nie z zawłaszczeń, rozboju i grabieży, a także skąd bierze się wielka własność kapitalistyczna. Co do tej drugiej zwłaszcza, nie musimy nawet cofać się do dyskusyjnych wywodów o wyzysku i przejmowaniu wartości dodatkowej, lecz mamy właśnie okazję, stojąc u początku nowej ery kapitalistycznej, przekonać się na własne oczy, że u źródeł wielkich fortun stoi z reguły jakiś „sprytny” przekręt , najczęściej zaś zawłaszczenie majątku publicznego przez osoby prywatne. Kościół, który sam byt zawsze wielkim posiadaczem ziemskim, nie zastanawia się jednak nad tym, uważając widocznie, że późniejsza grabież nobilituje wcześniejszą, tak jak w myśl bolszewickiego hasła: „Rabuj zrabowane!”, wcześniejsza usprawiedliwiała późniejszą. Wtrąca tylko skwapliwie, że sam potracili wiele „budynków i ziemi”, które by chętnie odebrał, choć, jak się zdaje, odebrał już je sobie z nawiązką. Najbardziej zadziwiające jednak w stanowisku Episkopatu są rojące się tam sprzeczności. Potępiając grabież reformy rolnej, biskupi równocześnie „z uznaniem” przyjmują rozwiązanie „by nie odbierać ziemi rolnikom, jaką ci nabyli w ramach powojennej reformy rolnej, choć była ona często powiązana z przemocą i grabieżą”. Widać, że odebranie chłopom ziemi, którą dostali z reformy, przekracza jednak, na razie przynajmniej, możliwości Kościoła. Ale, oczywiście, należy, jego zdaniem, zadośćuczynić finansowo byłym właścicielom, „zwłaszcza tym, którzy kierując się rodzinnym sentymentem”, chcieliby powrócić do swoich majątków. Sam, im jestem starszy, z tym większym rodzinnym sentymentem wspominam lata dzieciństwa, spędzone w majątku. którego pozbawiła mnie – he, he – reforma rolna, ale nie mam pieniędzy, aby go odbudować. Zdaniem biskupów, takie pieniądze mają jednak inni sentymentalni byli właściciele, ale także Polacy z zagranicy, a także z Kazachstanu. Zwłaszcza ci ostatni nie sprawiają jednak wrażenia szczególnie prężnych inwestorów, zdolnych podźwignąć wieś polską. Po tym wszystkim biskupi nagle zmieniają ton i nawołują, ”by przede wszystkim uszanować człowieka i by nie popełniać nowych krzywd”, w tym również m.in. wobec bezrobotnych z dawnych PGR-ów. I w tym miejscu należałoby zacząć rozmawiać poważnie, bo tego właśnie, jak rozumiem, miało dotyczyć

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 12/2000, 2000

Kategorie: Felietony