Niedźwiedź się budzi

Wybory prezydenckie zawsze mają w sobie coś z małżeństwa: człowiek wypowiada się za jakąś zachwycającą go dziewczyną, a potem okazuje się ona żoną ze wszystkimi tego konsekwencjami, których nie sposób przewidzieć. Po wyborze, a także już przed wyborem Władimira Putina na prezydenta Rosji zarówno zagraniczni, jak i krajowi komentatorzy zastanawiają się uporczywie, kim jest właściwie – nieznany nikomu jeszcze do niedawna – Władimir Putin i co zrobi jako prezydent Rosji, a więc, pamiętajmy, kraju nie tylko przeogromnego, ale trzymającego palce na atomowych guzikach. Oczywiście, nikt nie ma na to dobrej odpowiedzi, tak samo jak nigdy do końca nie wiadomo, jaka żona wyłoni się z zachwycającej narzeczonej. Natomiast istnieją dwa sensowne pytania, nad którymi warto się zastanowić. Pierwszym z nich jest to, dlaczego Rosjanie głosowali na Putina, a więc czym w istocie zachwyciła ich nowa narzeczona, drugim zaś, co z tego wynika dla nas. Otóż powtarza się kółko, że atutem Putina jest wojna w Czeczenii, tak jak atutami Clintona bywały wzniecane w odpowiednim momencie wojny w Iraku czy Kosowie. Ale wojna w Czeczenii jest jedynie fragmentem większej całości. Tak jak i wspomniane wojny amerykańskie ma ona pokazać, że kraj jest krzepki i że ktoś siedzi przy sterze. Nigdy nie wierzyłem, że Rosja pogodzi się

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 14/2000, 2000

Kategorie: Felietony