Niegrzeczne dziewczynki

Ludzie, wyobrażacie sobie, że facet dostaje Nobla, mimo że pisze zabawne książki, pod takim tytułem jak wyżej albo „Pantaleon i wizytantki” czy „Ciotka Julia i skryba”, powieść autobiograficzna? Ciotka była o kilkanaście lat starsza od Maria, ożenił się z nią. Potem porzucił dla młodszej, ale też spokrewnionej kuzyneczki. Do tego jeszcze publicznie spoliczkował Marqueza, nie wiadomo jednak za co, bo nigdy nie zwierzyli się żadnej kolorowej gazecie: „Tylko u nas Gabriel Garcia Marquez opowiada, za co dostał w twarz od Llosy”, a u konkurencji: „Tylko nam Mario Vargas Llosa zwierza się, dlaczego spoliczkował Marqueza”. Nic, zero, nul, publika nie ma pojęcia, a oni milczą jak groby. Nobla dostał jednak nie za życie, ale za twórczość, choć oddzielić to trudno. Trochę komunizował, przyjaźnił się z Fidelem Castro, odszczekał, co trzeba, i spoko. U nas by się z tym nie przebił, bo to uchodzi za niewybaczalne, choć nawet niektórzy wysoko postawieni i zajadli PiS-owcy mają w rodzinach korzenie komusze. Nic dziwnego, skoro 3 mln ludzi było w partii, a ich rodziny korzystały z dobrodziejstw talonów czy różnych innych ulg. A i w doktoracie prawnika też znajdziemy cytat z Lenina, choć jak twierdzi mój mąż profesor, w tamtym czasie cytaty nie były już w pracach naukowych obowiązkowe.
Llosa startował na prezydenta, na szczęście mu się nie udało, bo napisał parę niezłych historii.
Podobno Llosa nie uwierzył, gdy usłyszał wiadomość o Noblu. Wiele lat temu, gdy mówiło się, że może dostać, Alberto Moravia nabrał go przez telefon. Moravia był kiedyś, gdy ludzie czytali dużo książek, uznawany za pierwszorzędnego pisarza drugorzędnego. Lekko nim wówczas na polonistyce pogardzaliśmy. Właśnie skończyłam czytać jego „Nudę”, która wcale nie jest nudna, a do tego dobrze napisana. Odwieczny temat damsko-męski na tapecie, ale jak to jest zrobione!
Najwspanialsza jest jednak dla mnie „Rozmowa w „Katedrze”” Llosy, zawsze aktualna powieść o władzy, która chce jednostkę wdeptać w ziemię. Przynajmniej każda władza ma takie ciągoty.
A co, nie ma? A kto kazał inwigilować dziesięciu dziennikarzy, a teraz udaje głupiego, że nie wie, o co chodzi? No kto? Myślicie, że na tych dziesięciu się skończy? W życiu! Mam tylko nadzieję, że nie odpuszczą i wytoczą sprawy.
Niemniej jednak nawet „Rozmowa w „Katedrze”” nie jest bogoojczyźnianym dramatem, nie jest „grottgerowskim smutactwem”, jak nazywał gniotowate lamenty Wańkowicz. U nas wielka powieść musi być ponura jak nieudana stypa. Na stypie udanej jest zwykle w końcu wesoło, jak w Irlandii, gdzie nieboszczyk leży w otwartej trumnie i pije się do niego, skrapia whisky i śpiewa ballady.
U nas w kraju stypa trwa na okrągło. Teraz wykorzystuje się dziesiąty dzień każdego miesiąca, by urządzać miesięcznice. Nie brzmi to najlepiej, co prawda z krwią się kojarzy, ale akurat nie na rękach.
Mówi się o dwóch Polskach, co może i dało się zauważyć. Jeden pochód, cichy i płaczący, prowadziła piękna i mądra pani Ewa Komorowska, to nie rodzina prezydenta, choć pani prezydentowa też skromnie i cicho uczestniczyła.
Ten drugi z pochodniami, jaki był, każdy widział, póki nie przełączył. Pilot to cudowny wynalazek! Wrzeszczy ktoś i beczy, a wydaje mu się, że śpiewa: „Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie”, zamiast „pobłogosław Panie”. Czy nie mogą znaleźć chóru, który śpiewa, nie fałszując? Przecież jak się zapłaci, to kapelę można wynająć. Dobra, fałszują więc, a ty, człowieku, bierzesz pilota i co? Klik i masz Davida Duchovnego o aksamitnym głosie, który wyprawia w Kalifornii brewerie większe niż ciotka Julia ze skrybą i siostrzenicą żony Patrycją oraz z Pantaleonem i wizytantkami łącznie.
Co się tyczy wolnej ojczyzny, to gdyby nie była nasza ojczyzna wolną, to po takich marszach z pochodniami i krzykach antyprezydenckich, antyrządowych, anty anty anty… siedzieliby ci wszyscy „pod celą”. Zawsze ciekawi mnie, co ci starzy ludzie robili w PRL-u, jakoś nie widziało się przed „Solidarnością” pochodów i jakoś żadnych wymachiwań transparentami nie było.
Uważam tak jak Palikot, że podjudzając taki tłum, trzeba się liczyć z tym, że jakiś oszołom wierzący w spisek prezydentów i premierów Polski i Rosji odbezpieczy gnata i…
Lepiej nie myśleć.
Dobra, kto chce, niech się nasładza tragedią, a my chcemy żyć normalnie, czy to jest możliwe? Czy ja nie pamiętam o tych, którzy byli na pokładzie samolotu? Jasne, że tak. Myślę często. Znajduję różne przedmioty, które dostałam, maskotki, prezenty imieninowe albo liściki, o których nie wiedziałam, że staną się tak cenne, a pochodziły od… Nawet byście nie zgadli, od kogo. Z całkiem innej strony! Gdy oglądałam ten cichy pochód rodzin w czerni, płakałam jak bóbr albo norka przed przerobieniem na futro. Tak jak inni ludzie.
CISZA JEST KRZYKIEM ROZPACZY, ZAWSZE BARDZIEJ ZNACZĄCYM NIŻ KRZYKI.
Chciałabym, żeby cisi ludzie mieli więcej do powiedzenia niż krzykacze. Pobożne życzenie mało pobożnej istoty. Jednak Ewa Komorowska chyba nie zamierza angażować się w politykę. Nie znam jej, słyszałam jej śpiew, cichy jak nucenie. Poznałam ją jedynie ze świetnego wywiadu Teresy Torańskiej (tej od znanej książki „ONI”), stąd wiem, że była śpiewaczką. Gdybym mogła mieć wpływ i namówić panią Ewę Komorowską na kandydowanie w wyborach samorządowych albo potem w parlamentarnych, to zrobiłabym to. Ktoś, kto łagodzi zamiast napuszczać na siebie, kto potrafił zebrać wokół siebie tyle rodzin, jest na naszym gruncie cenny jak złoto, które na rynku wciąż szybuje w górę…
13 października 2010 r.

Blog Krystyny Kofty na portalu Onet.pl http://krystyna-kofta.blog.onet.pl

Wydanie: 2010, 42/2010

Kategorie: Felietony

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy