Niemcy – nowa miłość

Niemcy – nowa miłość

Trzeba nie znać Unii Europejskiej, żeby sądzić, że słowa szefa MSZ Luksemburga Jeana Asselborna o Węgrzech były wybrykiem kogoś niepoważnego i czymś przypadkowym.
A powiedział on w wywiadzie dla „Die Welt”, przytoczonym potem w „Süddeutsche Zeitung”, że Węgry, ze względu na ich politykę, powinny zostać wykluczone z Unii. Że to jest najprawdopodobniej jedyny sposób na utrzymanie spójności Unii oraz wartości, które są jej podwalinami: wolności, demokracji, równości, praworządności i troski o prawa człowieka. „Ojcowie założyciele wiedzieli, że Wspólnotę trzeba budować nie tylko na strukturach, lecz także na wartościach”, stwierdził.
„Jeśli ktoś, tak jak Węgry, buduje płoty zabezpieczające przed uchodźcami lub narusza wolność prasy i niezależność wymiaru sprawiedliwości, powinien zostać czasowo, a w razie konieczności na stałe, wykluczony z UE – apelował. – Takie typy jak Orbán sprawiły, że UE postrzegana jest w świecie jako wspólnota, która na zewnątrz aspiruje do obrony wartości, ale nie jest już zdolna zadbać o te wartości także wewnątrz. I to w kraju, z którego w 1956 r. setki tysięcy ludzi zbiegły przed Sowietami do Europy”.
Po tych słowach komentatorzy szybko dopowiedzieli, że, po pierwsze, jest niemożliwe, by Asselborn mówił takie rzeczy w pojedynkę, by nie miał namaszczenia kogoś z wielkich – Niemiec lub Francji. A po drugie, że dotyczyło to nie tylko Węgier, ale i Polski. Którą dzień później twardą rezolucją w sprawie Trybunału Konstytucyjnego skrytykował Parlament Europejski.
Węgrzy i Polacy mogą więc wołać, co chcą, ale są w oślej ławce.
I mają na stole konkretną propozycję – jeżeli będą posuwać się na drodze ograniczania demokracji, to oczywiście żadne czołgi do Budapesztu i Warszawy nie wjadą, ale kraje te zostaną zepchnięte na skraj Unii, a potem nawet mogą zostać wypchnięte. I że de facto od Niemiec zależy, czy ten zamysł zacznie być realizowany.
Czy w Polsce jest to zrozumiałe? Zdecydowanie tak. Jarosław Kaczyński już w lipcu zaczął chwalić Angelę Merkel, mówiąc, że gdyby był obywatelem Niemiec, to w 2017 r. zagłosowałby na nią w wyborach. „Jako Polak mogę jedynie przytoczyć słowa mojego, niestety zmarłego, brata Lecha, które stale powtarzał: »Angela Merkel jest dla nas, Polaków, najlepszym wyjściem«. Uważam, że miał rację. Z polskiego punktu widzenia mówię: byłoby dobrze, gdyby pani Merkel została ponownie wybrana”, tłumaczył w wywiadzie dla „Bild Zeitung”.
Doceńmy te słowa, bo jeszcze parę lat temu Angela Merkel była dla Kaczyńskiego osobą co najmniej podejrzaną. I w książce „Polska naszych marzeń” napisał o niej osobny rozdział, w którym padło m.in. stwierdzenie, że jej kanclerstwo „nie było wynikiem czystego zbiegu okoliczności”.
„Ważne jest, że od Polski Merkel chce przede wszystkim może miękkiego, ale jednak podporządkowania”, czytamy w książce. Prezes PiS deklarował też wówczas, że on podporządkowany nie będzie i że będzie twardo wobec pani kanclerz prezentował polskie interesy. A pisowskie gazety na wyścigi prezentowały okładki i artykuły atakujące Merkel.
Teraz, po słowach prezesa, przychodzi im te okładki zjadać.

Wydanie: 2016, 38/2016

Kategorie: Kronika Dobrej Zmiany
Tagi: Attaché

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy