Wysłali Polaka w kosmos, ale niedługo wróci. Ja bym się ucieszył, gdyby tam wysłano te 10 mln, które głosowały na Nawrockiego, najlepiej na stałe, niech skolonizują jakiś księżyc albo asteroidę i niech zabiorą ze sobą cały kler, żeby im poświęcił grunt, nad którym będą się unosić w rozkosznej nieważkości. Broń Boże Wszechmogący, nie życzę im źle, ja im winszuję jak najlepiej, chciałbym, aby wszyscy zaznali wyczekiwanego Wniebowstąpienia i zostawili ten plugawy padół ziemski nam, obywatelom gorszego sortu, abyśmy w ziemskim przedpieklu ciułali dni do apokalipsy, biedni i umęczeni, ale na zawsze wolni od PiS, Konfederacji i elekta obywatelskiego.
Im więcej czasu mija od feralnej nocy wyborczej, która skazała Polskę na kolejne pięciolecie kaczystowskiego pomazańca w Pałacu Prezydenckim, tym bardziej gniew we mnie rośnie i niezgoda, krew mnie zalewa i nie dziwię się wcale rozpaczliwym nadziejom połowy narodu na odwrócenie wyników. Nasi chcą liczyć od nowa, bo Polska nie może przecież paść ofiarą epidemicznej dyskalkulii członków komisji wyborczych, co bardziej rozgorzali wietrzą wielkie fałszerstwo, bo przecież PiS umie w przekręty jak nikt inny, najbardziej zaś krewcy twierdzą, i ja z nimi zasadniczo się zgadzam, że jeśli Nawrocki ma być demokratycznie wybranym prezydentem, to mamy ostateczny dowód, że demokracja w Polsce się nie przyjęła. I zamachowi stanu, zakończonemu ostateczną delegalizacją partii prawicowych, wtrąceniem wszystkich kaczystów do lochu za podzielenie narodu oraz złapaniem krótko za mordę tych, którzy wyjdą na ulice, żeby walczyć za Jarosława, sprzeciwiam się rozumem, ale serce mi czyni piekielne podszepty. A to oznacza, że jestem o jeden psychologiczny etap umierania do tyłu w stosunku do większości wyborców Rafała Trzaskowskiego (chodzi o umieranie nadziei) – oni już przeszli do fazy targowania się i lada dzień wpadną w depresję, by po wielu miesiącach dotrzeć do mety oznaczającej pogodzenie się z wyrokiem – ja wciąż tkwię w fazie intensywnego buntu. Na uszanowanie wyników wciąż nie znajduję sposobu, albowiem to wynik absurdalny, abstrakcyjny, dojmująco smutny – Nawrocki to nawet








