“Niewygrani” przegrani
Nawet dzieci wiedziały, iż większość startujących w prezydenckich wyborach to kandydaci z góry “niewygrani”. Występujący przed kamerami telewizyjnymi i nierzadko na wiecach wyborczych tylko dlatego, aby wypromować siebie i program swej partii. Nabić procentów przed kampanią parlamentarną. Wśród z góry “niewygranych” sukces osiągnęli nieliczni. Przegrał kandydat Pawłowski. Sromotny jego wynik jest jawnym zaprzeczeniem tezy o antysemityzmie obywateli RP. Kandydat opierający swą kampanię na ujawnianiu zawartości rozporków i drzewek genealogicznych został ostatnim. Co nie znaczy, że w Polsce nie ma ksenofobii, niechęci do “inności”, do zmitologizowanych “Onych”. Przegrał Ojciec-Dyrektor Tadeusz Rydzyk. Co prawda, on sam nie kandydował, ale był w czasie kampanii stale obecny. Kierując z “drugiego siedzenia”. Ojciec-Dyrektor przerżnął, bo zapragnął być krajowym Machiavellim. Przyjął postawę relatywisty moralnego, choć jego nadajnik zawsze taką ohydną “relatywę” piętnował. Początkowo nadajnik Ojca-Dyrektora wspierał kandydata, Jana Łopuszańskiego. Co było słuszne, naturalne, zrozumiałe. Trudno znaleźć wśród kandydatów osoby, które wspierałyby tak silnie radio Ojca-Dyrektora i to w trudnych dla rozgłośni chwilach. Trudno znaleźć wśród kandydatów osobę, której program wyborczy byłby tak bardzo bliski poglądom rodzin radiomaryjnych. Lecz w ostatnim, przedwyborczym tygodniu Ojciec-Dyrektor poszedł na lep Krzaklewskiego. Wiernego Łopuszańskiego opuścił, przerzucając poparcie na Krzaka. Ten i tak przegrał. Łopuszański wypadł słabiej niż powinien, zaś Ojciec-Dyrektor stracił markę kreatora przywódców politycznych, mit o posiadanym rządzie dusz Narodu. Czy Ojciec-Dyrektor za zdradę przeprosi pana Łopuszańskiego? Wielkim przegranym z “niewygranych” jest Piotr Ikonowicz. Przywódca historycznej PPS, marzący o odmłodzeniu, ożywieniu polskiej lewicy. Ikonowicz był niezwykle popularny jako kontestator, lewe skrzydło w centrolewicowym SLD. Miał tam pole manewru, dopóki SLD było sojuszem wyborczym partii lewicowych, związków zawodowych i stowarzyszeń społecznych. Kiedy władze SdRP rozpoczęły akcję scaleniową i mnogie podmioty zjednoczyły się w jednopartyjny Sojusz, Ikonowicz został dociśnięty do ściany. Mógł być posłem klubu parlamentarnego SLD, stale podkreślającym, iż jest przywódcą historycznej PPS, albo z klubu i całej orbity politycznej SLD wystąpić. Tak też uczynił, argumentując, że wtedy będzie mógł przemawiać własnym głosem już tylko na rachunek i odpowiedzialność PPS-u. Do wyborów prezydenckich wystartował, aby swą odrębność zaznaczyć, no i policzyć swe poparcie przed parlamentarnymi wyborami. Niestety, kiszka z wodą z tego wyszła. Bo, na mój nos, wielu sympatyków Ikonowicza głosowało jednak na Kwaśniewskiego, aby prawica nie osiągnęła sukcesu. Wyjście z klubu parlamentarnego SLD dodatkowo osłabiło Piotra Ikonowicza. Kiedy był lewicą kontestatorem w SLD, był często słyszany w mediach. Cytowano go obficie, bo jako SLD miewał zdanie odrębne niż światłe kierownictwo klubu. Teraz media już Piotra nie cytują, bo jest on jedynie jednym z licznych w Sejmie “wolnych elektronów”. Poza tym, będąc w SLD, miał do dyspozycji zapiecze eksperckie klubu. Więcej czasu debatowego dla siebie jako poseł SLD niż teraz szef małego koła. W efekcie Ikonowicz może znaleźć się po następnych wyborach poza parlamentem. Za to być może pan Lepper, który zyskał wynik zachęcający PSL do sojuszu wyborczego z nim. Jeśli efektem wyborów ma być przyszła zamiana Ikonowicza na Leppera, to ich wynik jest dołujący. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint