Notes dyplomatyczny

Notes dyplomatyczny

Z tą Austrią to mamy szczęście. Podczas gdy jedni już wycofali z Wiednia swoich ambasadorów, a drudzy zastanawiają się, czy wycofać, Polska sytuację ma klarowną. To znaczy taką, że dotychczasowy ambasador, Jerzy Barcz, zakończył swą wieloletnią misję nad Dunajem i wrócił do kraju, a nowy ambasador, Irena Lipowicz, jeszcze do Wiednia nie wyjechała. W sumie placówką kieruje charge d’affaires i niech każdy interpretuje to sobie tak, jak mu wygodnie. W każdym razie wyszło nam genialne, dyplomatyczne posunięcie. A propos Barcza – po powrocie do kraju szybko znalazł miejsce w centrali MSZ i został mianowany dyrektorem Departamentu Unii Europejskiej. Co śmieszne, przyszło mu urzędować razem z dotychczasowym dyrektorem – Stanisławem Stebelskim. Jak więc rozwiązano ten problem? Bardzo prosto, Stebelskiemu za pracę podziękowano, zostawiając w departamencie. Teraz robi tam za referenta. Ale żeby nie miał wielkiego żalu, obiecano mu zagraniczny wyjazd. Ciekawe, gdzie?

Trochę podobną do wiedeńskiej mamy też sprawę z obsadą konsulatu we Lwowie. Na Konsula Generalnego jechać tam ma Krzysztof Sawicki, ale ciągle coś staje na przeszkodzie jego wyjazdu. Sawicki przyszedł do MSZ w początku lat 90. i od razu wyjechał do Moskwy, pracować w wydziale konsularnym u Michała Żórawskiego. Ale Żórawski nie miał o nim najlepszego zdania, więc odwołano go do kraju i wysłano do Ałma-Aty. Po powrocie z Kazachstanu, już w centrali, zajmował się sprawami Polonii. No a teraz wygrał konkurs na Konsula Generalnego do Lwowa, pokonując Tomasza Leoniuka. Nie wszystkim to się spodobało, Lwów to jedna z najtrudniejszych placówek – więc podniosły się głosy, że człowiek nie znający ukraińskiego i w sumie bez większego doświadczenia, nie powinien tam jechać. Rychło się przekonamy, na ile były to głosy ważne, a zarzuty poważne.  

Bo powaga to w dyplomacji rzecz istotna. Kilkanaście dni temu, na przykład, MSZ uchronił przed wpadką samego Lecha Wałęsę. Były prezydent wybierał się do Korei Południowej, wyjazd na Festiwal Kultura i Sport zorganizował mu jego Instytut. Wszystko wskazuje na to, że zaślepieni wysokością czeku działacze instytutu nie sprawdzili, iż organizatorem festiwalu jest sekta Moona. Byliśmy więc o krok od kompromitacji, tym bardziej. że sprawę zaczęły nagłaśniać stacje radiowe i zagraniczne agencje. 

 Więc ludzie z Instytutu Wałęsy zaczęli bombardowań ministra Geremka telefonami z prośbą o wyjaśnienie sprawy – jedzie prezydent do Mocna, czy nie? Minister wyjaśnił. Wałęsa został w domu. 

PS Dwa tygodnie temu pisaliśmy o przypadku byłego naczelnika wydziału tłumaczy, który pojechał na placówkę do Indii i wrócił stamtąd po miesiącu. Bez pytania kogokolwiek o zgodę. Są nowe elementy uzupełniające tę sprawę. Otóż taka wersja jest opowiadana już na pierwszym spotkaniu, podczas którego ambasador Krzysztof Mroziewicz przedstawiał nowego kolegę pracownikom ambasady, zwrócić się miał do niego takimi oto słowy: 

„Słyszałem, że przyjechał pan tutaj mnie up…”. No, jeżeli tak było, to nie dziwmy się, że dalszy ciąg był taki, jaki był.

 

Wydanie: 07/2000, 2000

Kategorie: Kraj
Tagi: Attaché

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy