W obronie Gałczyńskiego

W obronie Gałczyńskiego

Bez uprzedzeń W „Traktacie poetyckim” Czesława Miłosza znajduje się zdanie: „Jest ONR-u spadkobiercą Partia”. Młodym czytelnikom wyjaśniam, że ONR był skrajnie prawicową, antysemicką organizacją działającą przed wojną, a Partia, o której mowa, to PZPR i jej poprzedniczka PPR. Gdyby autor był wiedział, że poemat wpadnie kiedyś w ręce arcybiskupa Życińskiego, który to zdanie będzie głosił na równi z innymi prawdami objawionymi, może zadrżałaby mu ręka. Trudno, stało się. „Cokolwiek chciał powiedzieć – cytuję Paula Valéry’ego – autor napisał to, co chciał napisać. Raz opublikowany tekst jest niczym narzędzie, którym każdy może się posługiwać według swoich chęci; nie jest pewne, czy sam autor używa go lepiej niż ktoś inny”. Zdanie, że Partia była spadkobiercą ONR, nieźle by figurowało w limeryku. Można by je ścierpieć w epigramacie. Da się usprawiedliwić, dopóki siedzi w poemacie jako figura eliptyczna. Co by się z tym zdaniem stało, gdyby je napisać jako twierdzenie prozą? Miłosz zrobił taki eksperyment. W komentarzu do angielskiego tłumaczenia „Traktatu poetyckiego” (włączonym do ostatniego polskiego wydania) znajdujemy już prozaiczne twierdzenie, że ONR „był partią skrajnej prawicy. Partia komunistyczna stała się jej spadkobierczynią, kiedy uciekła się do haseł nacjonalizmu”. Gdy Miłosz pisał „Traktat poetycki”, aparatem władzy w Polsce kierowali przedwojenni KPP-owcy, a na czele PZPR stali Bierut, Cyrankiewicz, Rokossowski, Berman, Zambrowski. Patrząc na rzeczy z zewnątrz, nie sposób się zgodzić, że byli oni spadkobiercami ONR, ale można założyć, że polityka ma głębinową, utajoną stronę i tam wszystko jest możliwe. Z braku wiedzy tajemnej możemy tę ukrytą stronę polityki zapełniać dowolnymi domysłami i w Polsce osoby duchowne oraz propagandyści polityczni od tego ryzykownego zajęcia się nie uchylają. Dołączają do nich naukowcy. Profesor Jan T. Gross uznaje za „intrygującą” hipotezę, że „zaczynem komunistycznych porządków w Polsce” byli antysemici („Sąsiedzi” s. 119). Nie ulega wątpliwości, że zaraz po wojnie antysemityzm w Polsce występował w sposób agresywniejszy niż przed wojną, a w każdym razie w sposób jeszcze bardziej podły, zważywszy okoliczności. Nie komunistyczna partia jednak do tego podburzała, przeciwnie, to właśnie rzekoma spadkobierczyni ONR-u i jej aparat władzy dawały Żydom co najmniej przez dziesięciolecie najpewniejsze schronienie i bezpieczeństwo. Kto temu przeczy, zachowuje się jak przekorne dziecko. W tym samym komentarzu autor „Traktatu poetyckiego” pisze o Konstantym I. Gałczyńskim, że przed wojną był bardem prawicy i zwolennikiem ONR-u, a po wojnie stał się „bardem nowej komunistycznej Polski” (s. 43). Zupełnie niesłychany jest ten oto przypis: „Gałczyński związał wszystkie elementy: podobnie jak narodowi socjaliści w sąsiednich Niemczech, polscy prawicowcy byli antymieszczańscy, populistyczni i rasistowscy. Autorem hymnu nazistów był człowiek z marginesu społecznego, Horst Wessel” (s. 44). Zdziwiony tymi komentarzami, przeczytałem przedwojenne wiersze Gałczyńskiego. Nie brakuje w nich, gorzej, jest za dużo uszczypliwych powiedzonek o Żydach, w rodzaju: „Szaleńcy robią zamieszki, Żydzi napełniają mieszki”. Przeważnie jest to pozbawione zjadliwości igranie stereotypem, kiedy indziej pure nonsense w rodzaju: „Bierzesz Żydów dwa śmietniki i Nałkowską za wąsiki”. Z pewnością nie ma czego chwalić, ale dopatrywanie się w tym nienawiści do Żydów wydaje mi się nietrafne. Gdybyśmy te nieraz pustackie żarty wzięli za wyraz antysemityzmu, to co należałoby sądzić o Antonim Słonimskim, który pisał, że „Ścianę Płaczu (w Jerozolimie) zburzyć powinni sami Żydzi i postawić w tym miejscu Ścianę Śmiechu. Co piątek Żydzi powinni zbierać się pod tą ścianą i śmiać się z radością, że zburzono świątynię jerozolimską”. Albo „Nieprzedawnione prawo historyczne Żydów do Palestyny wydaje mi się nieco operetkowe”. To, co po Holokauście uznajemy za niedopuszczalne pogwałcenie tabu, przed wojną należało do potocznej konwersacji także wśród inteligencji pochodzenia żydowskiego. Moje rozeznanie co do antysemityzmu jest z pewnością powierzchowne i fragmentaryczne. Przeczytałem kiedyś trzy tomy „Historii antysemityzmu” Poliakowa i w świetle tego, co zapamiętałem, trudno byłoby uznać Gałczyńskiego za antysemitę. Tym samym tonem, co o Żydach, pisał też o „młodzieży bolesławo-chrobrej” i o ONR: „Miała matka trzech synów: dwóch mądrych, nie frajerów a trzeci, co był głupi, wszedł do Oeneru”. Krytycy Gałczyńskiego nielojalnie piszą o jego rzekomym wzywaniu do „nocy długich noży” przeciw liberalnej inteligencji. Z równą słusznością

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 03/2002, 2002

Kategorie: Bronisław Łagowski, Felietony