Odepchnięte oczywistości

Odepchnięte oczywistości

Dziś już wszyscy przyznają, że postsolidarnościowa polityka wschodnia skończyła się fiaskiem. Kto rzeczowo ocenił jej założenia początkowe, nie może być tym zaskoczony. Te założenia były śmieszne. Na konferencji specjalistów od tej polityki doradca rządowy głosił, że „polskim interesem narodowym jest od XIV stulecia bez zmian „okcydentalizacja polityczna, gospodarcza i cywilizacyjna Ukrainy, Białorusi, Mołdawii i być może również krajów kaukaskich”, co stawia nas „w zasadniczej sprzeczności z polityką rosyjską”; chcemy (…) odepchnąć Rosję jak najdalej na wschód, Rosja zaś o zgrozo, nie pozwala nam realizować tej polityki”. Jeśli ta „nasza” strategia narodowa nie podoba się Unii Europejskiej, to – zdaniem doradcy rządu Buzka, obecnie ambasadora Jerzego Marka Nowakowskiego – „powinniśmy codziennie powtarzać, że kochamy Rosję najbardziej na świecie, a jednocześnie robić swoje”. W identycznym duchu wypowiedział się nie gorszy statysta, obecnie europoseł z Platformy Obywatelskiej Paweł Zalewski. Ten z kolei dowodził, że „własny interes, zdefiniowany przez polską historię” sięga Morza Kaspijskiego, a udział Polaków w rozwoju Tbilisi jest „częścią naszego dziedzictwa” i podobno również na Zakaukaziu i w Armenii „jesteśmy w stanie odegrać rolę wiarygodnego promotora przemian demokratycznych” (Wszystkie cytaty wziąłem z artykułu prof. Andrzeja Walickiego „O polskiej rzeczywistości moralnej”, „Res Humana”, nr 1, 2010 r. Autor opiera się na książce „Polska polityka wschodnia” wydanej staraniem Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka-Jeziorańskiego, Wrocław 2009 r.). Doradcy prezydenta Lecha Kaczyńskiego oraz on sam głosili ani mniej, ani więcej fantasmagoryczne poglądy jak ci dwaj wizjonerzy. Również dla licznych i ciągle tych samych komentatorów telewizyjnych i gazetowych te rojenia były i prawdopodobnie nadal są oczywistą oczywistością. Polski wschodni misjonizm jest na rękę Amerykanom (co potwierdzają „rewelacje” WikiLeaks), ale krajom Unii Europejskiej nie odpowiadał jego antyrosyjski sens. Niemcom i Francuzom udało się przekonać rząd w Warszawie, że jeśli Polacy chcą korzystać z poparcia Unii, to muszą złagodzić swoje rusofobiczne stanowisko. Rosjanie pierwsi wyciągnęli rękę, dając Warszawie sposobność do tego złagodzenia. Ważne figury rządowe oraz ich medialni rzecznicy ciągle jednak powtarzają, że przełom jeszcze nie nastąpił i Polska jako mocarstwo w dziedzinie moralności stawia Rosji rozmaite wymagania. Przede wszystkim Rosja musi zerwać ze stalinizmem i sowietyzmem i wprowadzić bezzwłocznie demokrację na wzór polski. O ile zdążyłem się zorientować, to wykształcony Rosjanin, umiarkowanie liberalny i umiarkowanie prozachodni przyjmuje polskie wymagania z pewnym zdziwieniem i odpowiada mniej więcej następująco: destalinizacja zaczęła się jeszcze w Związku Radzieckim, niedługo po tym, jak wraz ze śmiercią Stalina i zabiciem Berii skończyła się prezydencja gruzińska. Łatwiej było jednak wyrzucić zwłoki Stalina z mauzoleum i zamienić Stalingrad na Wołgograd, niż zwycięskiego wodza w największej wojnie w historii świata wyrugować z pamięci narodu. Ja wiem – mówi ów Rosjanin, a konkretnie jest to bardzo kulturalna Rosjanka wykładająca na polskim uniwersytecie – że Polacy mają na to pomysł: ogłosić, że ta wojna nie była taka wielka, ale przypuszczam, że ten pomysł w Rosji się nie przyjmie. Jeśli chodzi o desowietyzację, to sprawa jest bardzo skomplikowana. Przymiotnik „sowiecki” jest totalizujący – sowiecka nie tylko władza, ale także literatura z Szołochowem, Bułhakowem, Achmatową do 1946 roku w partii komunistycznej, z plejadą świetnych poetów, a nawet Sołżenicynem, który swoje najważniejsze dzieło opublikował jako pisarz sowiecki. Muzyka z Szostakowiczem i Prokofiewem też była sowiecka. Kosmonautyka i sputnik także. Wstydzimy się dziś, że szkolnictwo powszechne mamy gorsze niż w czasach sowieckich. To tylko przykłady. Czy mamy wszystko, co było w czasach sowieckich, przekreślić, tak jak Polacy przekreślili totalnie czterdzieści pięć lat swojej historii, swój PRL? I może wprowadzić lustrację? Cudzoziemcy przyjaźnie nastawieni do Polski zarówno w Moskwie, jak w Paryżu nie chcą wierzyć, że coś takiego było możliwe w ojczyźnie Jana Pawła II. Polskie przemiany dokonywane były w imię „pamięci”, to jest powrotu do idealizowanego stanu sprzed okresu socjalistycznego. Wyobraźmy sobie, że desowietyzacja w Rosji ulega takiemu samemu automatyzmowi powrotu do również wyidealizowanego okresu przedrewolucyjnego. Nastałby jakiś neocarat i dopiero wtedy Rosja stałaby się taką, za jaką dziś uchodzi w Polsce, to znaczy nostalgicznie imperialistyczna i wroga sąsiadom, w tym Polsce, oraz Zachodowi, do którego obecnie

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2010, 49/2010

Kategorie: Bronisław Łagowski, Felietony