Offsetowa klapa

Offsetowa klapa

Nasza generalicja i urzędnicy w MON bez sympatii patrzą na rodzimy przemysł TOMASZ HYPKI, ekspert ds. wojskowych, wydawca prasy poświęconej problematyce zbrojeniowej, m.in. miesięczników „Raport” i „Skrzydlata Polska” – Z jednej strony, mamy zapowiedzi, że pod koniec roku zacznie wzrastać potencjał bojowy Polskich Sił Powietrznych, gdy do kraju dotrze osiem pierwszych samolotów F-16, z drugiej, na poligonie w Drawsku, z powodu byle jakiego obuwia, odmraża sobie palce kilku żołnierzy… – Duża część polskiego wojska nie trzyma wysokich standardów, ale nie jest to niczym nadzwyczajnym. Żadna armia nie jest na wskroś nowoczesna – najczęściej taki warunek spełnia 20-30% jednostek, co wynika głównie z powodów finansowych. Rozumiem pańską intencję zestawienia tych wydarzeń, nie zmienia to jednak faktu, że zakupy nowego uzbrojenia mają, poza wzmocnieniem potencjału, również olbrzymie znaczenie psychologiczne. Bo żołnierze mogą się identyfikować przynajmniej z tym fragmentem armii, który jest (względnie) nowoczesny. I to jest pozytywne zjawisko. – Pytam o buty nie tylko dlatego, że w zestawieniu z ich bylejakością zakup superdrogich samolotów wydaje się rozrzutnością. Chodzi mi również o to, że w Polsce produkuje się dobre obuwie, sprzedawane wielu armiom świata. Dlaczego więc do naszych koszar trafiają tak felerne modele? – Cóż, Amerykanie kupują chińskie buty, bo są najtańsze. I nikogo nie razi, że po roku się rozpadają. Bo wówczas po prostu są wymieniane. To, czy żołnierza odsyła się do magazynu, czy też każe mu się w rozdeptanych butach biegać na mrozie, jest przede wszystkim kwestią osobistej uczciwości i rozsądku dowódców. A to trochę inna historia, choć nie da się ukryć jej związków z zapleczem materialnym i systemem zakupów obowiązującym w naszej armii. – Coś z nim jest nie tak? – Brakuje sensownego systemu planowania, nadzorowania i realizowania zakupów oraz modernizowania armii. To podstawowe nieszczęście naszego wojska. Wszystkie zakupy są w tej chwili mniej lub bardziej przypadkowe, w mniejszym lub większym stopniu zależą od układów lobbingowych oraz działań poszczególnych decydentów z MON, z różnych rodzajów sił zbrojnych. Planu uwzględniającego potrzeby całości wojska nie ma, a jeśli ktoś twierdzi inaczej, kłamie. Coś, co uznaje się za plan, to zlepek przypadków plus wydarzenia nadzwyczajne typu pomoc zagraniczna. W efekcie trudno mówić o unifikacji taboru samochodowego czy sprzętu komputerowego na poziomie całej armii. Ba, nawet w obrębie jednego rodzaju sił zbrojnych często jest to niemożliwe… – Czy niewydolnością tego systemu należy tłumaczyć porażkę programu zakupu, za symboliczną kwotę, samolotów MIG-29 od niemieckiej Luftwaffe? Mówiło się, że migi wzmocnią nasze lotnictwo, tymczasem po odstawieniu ich na polskie lotniska okazało się, że większość jest mocno zużyta i na niewiele się zdaje… – Nawet mocno wyeksploatowany samolot można wyremontować do przyzwoitego poziomu, ich stan zatem wielkim problemem nie jest. Inna kwestia to zastosowanie operacyjne poniemieckich samolotów. Bo jeśli kupiliśmy F-16, to tak naprawdę migi nie będą nam specjalnie potrzebne… Ich przejęcie było jednak, na pewnym poziomie, racjonalną decyzją. Bo jeśli już decydujemy się brać używany sprzęt, to niech to będzie taki, z którego sami wcześniej korzystaliśmy. Mamy już bazę eksploatacyjną, nie musimy ponosić dużych nakładów na wdrożenia, szkolenia czy wreszcie na serwisowanie. A tak właśnie było z migami. Natomiast jeśli bierzemy sprzęt, z którym wcześniej nie mieliśmy do czynienia, całą potrzebną do jego obsługi infrastrukturę budujemy od zera albo – jak to ma miejsce w przypadku amerykańskich darów – uzależniamy się od obcych dostawców. Pierwszy scenariusz, z uwagi na poziom zużycia przekazywanego sprzętu, obraża ekonomiczną racjonalność, drugi uderza rykoszetem w rodzimy przemysł, bo choć MON twierdzi, że wydaje pieniądze na zakupy, to są to środki, które idą za granicę. – Tymczasem gros nabytków naszej armii to takie właśnie dary – „nowe”, bo nigdy u nas nieużywane, niemieckie czołgi dla wojsk lądowych, amerykańskie korwety i norweskie okręty podwodne dla marynarki, a ostatnio amerykańskie samoloty transportowe dla lotnictwa. – Na całym świecie stary sprzęt przejmuje się tylko w dwóch sytuacjach – w razie bezpośredniego zagrożenia, gdy nie ma czasu na zamawianie i oczekiwanie na nowe samoloty czy okręty, oraz gdy chce się uzupełnić utracone w wypadkach, na skutek zużycia czy awarii już eksploatowane systemy, a brakuje decyzji i / lub pieniędzy na zakup sprzętu

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 09/2006, 2006

Kategorie: Wywiady