Podobno macie niesamowitą publiczność, na koncertach robicie istne szaleństwo i trzeba to zobaczyć na żywo – mówili zagraniczni dziennikarze Powodów, by na początku lipca rzucić wszystko i pojechać na kilka dni do Gdyni, jest wiele. – Chcę zapomnieć o problemach. – To jedyna okazja spotkania się z przyjaciółmi pracującymi na co dzień za granicą. – To nagroda za dobrze zdaną maturę – odpowiadali zaczepieni uczestnicy Heineken Open’er Festival. Niezależnie od płci, wieku i wykształcenia zgadzali się co do jednego: po prostu kochają muzykę. I to nie byle jaką. Legendarna polska publiczność Marta, świeżo upieczona absolwentka germanistyki na Uniwersytecie Śląskim, na Open’er przyjechała siódmy raz z rzędu. Żartowała, że pierwszy dzień koncertów postanowiła uczcić tradycyjnym festiwalowym strojem. Miała więc kalosze, szorty oraz bluzkę na ramiączkach. We włosach kwiaty. – Pamiętam, jak siedem lat temu toczyłam zacięte boje z rodzicami, żeby tu przyjechać. To było moje wielkie marzenie, a teraz to już tradycja. W tym roku przyjazd na festiwal jest dla mnie szczególnie ważny. Niedawno skończyłam studia i zaczęłam szukać pracy. Wysłałam chyba setkę CV, byłam na kilku rozmowach, bez skutku. Boję się, że będę musiała wyjechać za pracą do Niemiec. Na Open’erze chcę o tym nie myśleć, chociaż przez kilka dni. O przyszłości jeszcze nie myśli Bartek, maturzysta z Olsztyna, który drogę pomiędzy przystankiem autobusowym a bramkami oddzielającymi teren festiwalu przemierzał niemal biegiem. – Przyszłość? Na razie jest chyba dobrze. Dostałem się na studia do Warszawy. Mam nadzieję, że jak je skończę, w Polsce będzie mniej syfu i łatwiej z pracą. Na razie najważniejszy jest dla mnie koncert Blur. Pierwszy raz przyjeżdżają do Polski, więc chcę zająć miejsce jak najbliżej sceny. Jak co roku festiwal cieszył się zainteresowaniem dziennikarzy. – Jest co prawda Roskilde, ale Open’er to jeden z najlepszych festiwali w Europie. Mnie przekonał kolega, który był tu w zeszłym roku. Podobno macie niesamowitą publiczność. Kumpel przekonywał, że na koncertach robicie istne szaleństwo i że muszę to zobaczyć na żywo – mówił Lars z norweskiego portalu muzycznego. Z dzieckiem też można Oczekiwania Larsa zostały spełnione dwie godziny później, gdy na głównej scenie pojawił się Damon Albarn, lider legendarnej kapeli britpopowej Blur. Występ rozpoczął mocno, grając „Girls and Boys”, jeden z największych przebojów. A wraz z pierwszymi dźwiękami widownia rozpoczęła szaleńczą zabawę, która podczas „Song 2” przerodziła się wręcz w eksplozję. Gromkie „woohoo” z refrenu niosło się po gdyńskich Babich Dołach. Nie oszczędzał się także Albarn. O szybsze bicie serca musiał przyprawić swoich ochroniarzy, gdy właził na ogrodzenie oddzielające go od fanów. – Ten koncert to miazga – usłyszałem, przechodząc obok grupy rozentuzjazmowanych nastolatków. Tuż po Blur świetny koncert na scenie namiotowej dała brytyjska grupa Alt-J, grająca muzykę dosyć nietypową i trudną do zaszufladkowania. Muzycy zaprezentowali charakterystyczne, momentami dziwaczne brzmienie (w tym wokal), które trafiło w upodobania publiczności. W tym przypadku nie było mowy o szaleńczej zabawie, lecz o przeżywaniu muzyki. – Na tym koncercie możesz łatwo zobaczyć, czym się różni gust uczestników Open’era od innych. To nie jest tak łatwe do przyswojenia jak disco polo czy polski hip-hop spod znaku Hemp Gru – tłumaczyła mi Basia, 30-latka pracująca w jednej ze stołecznych korporacji. Na koncercie Alt-J spotkałem 23-letniego Tomka, studenta Politechniki Warszawskiej i tatę czteromiesięcznej Ani, który na Open’er zabrał córeczkę i jej mamę. Para umówiła się, że co wieczór będą się opiekować małą na zmianę. – Dwa lata temu nie pomyślałbym, że będę ojcem. W zeszłym roku, kiedy już wiedzieliśmy, że Ania przyjdzie na świat, sądziłem, że przyjazd z tak małym dzieckiem będzie niemożliwy. Dajemy jednak radę. Zarówno w życiu, jak i tu, na festiwalu – stwierdził Tomek. – Na Open’erze wolę oglądać młode i dobrze zapowiadające się zespoły, którym jeszcze się chce. Z reguły nie chodzę na odcinających kupony dziadków. Dlatego opuściłem Blur. Szkoda, że na Alt-J coś było nie tak z dźwiękiem. Gdyby nie to, koncert wypadłby perfekcyjnie – dodał. Pierwszego dnia z dobrej strony pokazali się także amerykański raper Kendrick Lamar oraz kultowy polski zespół reggae i raggamuffin Vavamuffin, który ze sceny przekonywał,









