Drogi Kościoła polskiego i Franciszkowego się rozchodzą Jarosław Makowski – publicysta, filozof, teolog, redaktor specjalnego wydania „Newsweeka”: „Kto się boi Franciszka”. Autor książki „Wariacje Tischnerowskie” (2012). Obecnie pracuje nad książką poświęconą społecznemu nauczaniu papieża Franciszka. Czy polski Kościół jest kompatybilny z papieżem Franciszkiem? – Nie trzeba być ani specjalnie bystrym, ani zaciekłym detektywem, żeby widzieć, że drogi Kościoła polskiego i Franciszkowego się rozchodzą. W kilku fundamentalnych sprawach. Jakich? – Po pierwsze, Kościół Franciszkowy jest ubogi i dla ubogich. To w ogóle jego lejtmotyw. A Kościół polski raczej preferuje środki bogate. Choć oczywiście zawsze będzie mówił, że istnieje wspólnota siostry Małgorzaty Chmielewskiej, która realizuje Franciszkową wizję… Chodzi tu też o sposób i styl życia księży. Papież Franciszek próbuje to zmienić, pokazując na swoim przykładzie, że możliwy jest sposób życia bardzo pokorny, bardzo skromny, odrzucający przywileje. I duchowni powinni tak postępować. A postępują? – To pierwszy moment rozchodzenia się Kościoła Franciszkowego i polskiego. Drugi – papież Franciszek odrzucił przekonanie, które było fundamentalne dla nauczania Jana Pawła II. Pamiętamy ten podział – cywilizacja śmierci kontra cywilizacja życia. Franciszek mówi zaś: nie, to nie jest dziś najważniejsze. W dobie kryzysu ekonomicznego, imigracyjnego dużo ważniejsze staje się inne przeciwstawienie: cywilizacja chciwości kontra cywilizacja solidarności. Albo, jeszcze innymi słowy, kultura odrzucenia kontra kultura czułości. O ile więc Jan Paweł II koncentrował się na kwestiach związanych z tzw. teologią ciała, kwestiach, które do perfekcji opanowali polscy biskupi, i dlatego nieustannie to powtarzają, o tyle papież Franciszek mówi: musimy się skupić na nierównościach społecznych, braku solidarności, na tolerancji w świecie, któremu grozi zderzenie fundamentalizmów religijnych. Kolejna różnica polega na tym, że jest podział na Kościół słuchający i Kościół nauczający. Już nawet ukuto powiedzenie, że Jan Paweł II był przewodnikiem, a Franciszek jest towarzyszem podróży. – Papież Franciszek mówi: mogę was nauczać, o tyle, o ile sam będę świadkiem. To znaczy, że w pierwszej kolejności wymaga od siebie, a dopiero potem od innych. Polski Kościół lubi wymagać od innych, ale nie lubi wymagać od siebie. I czwarta różnica – o ile polski Kościół operuje w przestrzeni dogmatycznej, postrzegając wiarę poprzez zakazy i nakazy: to wolno, czyli kalendarzyk, a tego nie wolno, czyli prezerwatywa, o tyle Franciszek postrzega wiarę dużo bardziej dynamicznie. Centrum tej wiary jest człowiek. Który upada, który się potyka, który jest koniec końców grzesznikiem. Myślę, że papież Franciszek zgodziłby się na formułę, że święty to grzesznik, który się podnosi. On naucza nie poprzez zakazy i nakazy, ale poprzez bycie blisko tych, którzy upadają, którzy są poranieni. Stąd ta słynna formuła, że Kościół ma być szpitalem polowym. Co rozumieją biskupi? Zastanawia mnie, dlaczego polski Kościół jest tak zaangażowany w teologię ciała? To sprawia wrażenie obsesji. – Kościół już dawno stracił władzę nad duchem wiernych. Nad ich duszami. I jedyna rzecz, która mu pozostała, to władza nad ciałem. A jak ją sprawuje? Poprzez sojusz tronu i ołtarza. Nieprzypadkowo abp Gądecki, szef polskiego Episkopatu, mówi, że nigdy nie było tak dobrego zespolenia państwa i Kościoła. Po co to jest? Po to, żeby zamiast głosić Dobrą Nowinę, przepychać „dobre ustawy”. Zgodne z opinią i sugestią biskupów. Czyli nadzór nie nad tym, co myślisz, czujesz, tylko nad tym, co robisz. – Kościół tak uporczywie trzyma się teologii ciała, ponieważ towarzyszy ciałom katolików w Polsce od kołyski aż po grób. Od chrztu po odprowadzenie na cmentarz. A po drodze pierwsza komunia, bierzmowanie, ślub… Wszędzie tam wkrada się zarządzanie ludzką cielesnością, a w sposób szczególny cielesnością kobiet. Stąd ta obsesja dotycząca kwestii związanych z seksem. Antykoncepcja, aborcja, gender, małżeństwa homoseksualne – to ostatni bastion, którego Kościół się trzyma. I jeszcze jedna rzecz, która wydaje mi się kluczowa – otóż z całego wielkiego dorobku Jana Pawła II polscy biskupi nauczyli się tylko tego. Oni niczego innego nie rozumieją. W związku z tym nieustannie powtarzają te kwestie, które z punktu widzenia ich strategii, powiązanej z katolicką biowładzą nad ciałem, dają konkretne profity – polityczno-społeczno-duszpasterskie. Z drugiej strony biskupi argumentują, że gdyby przestali być tacy wymagający, świątynie










