Pawiany i primadonny

TELEDELIRKA Władza, jeśli nie umie przyzwoicie rządzić, a chce utrzymać się na stolcu (oj, jesteśmy znów blisko szamba), musi budzić lęk. Musi społeczeństwu dostarczać ustaw budzących strach. Według sprawdzonych wzorców, które wciąż doskonale się sprawdzają, najpierw robi się porządek z inteligencją. Środowiska opiniotwórcze trzeba skłócić i podzielić. Zastosowano tu metodę „na pawiana”. W stadzie pawianów najsilniejszy samiec podporządkowuje sobie słabszych. Jako wyraz służalczości tamte pokazują swoje różowe pośladki. Władza żąda od dziennikarzy, pracowników naukowych i innych wykształciuchów, by d…y pokazały, podpisując oświadczenie następującej treści: Oświadczam, proszę łaski Wielmożnego Pana, że zachowywałem(am) się przyzwoicie, innego Pana ponad Pana nigdy nie miałem(am), choć komuna zmuszała mnie do nierządu, ja zawsze wierny(a) byłem(am) ideałom Pańskiego Folwarku, nie byłem(am) agentem(ką)… I dalej w tym stylu, choć może innymi słowy. Duża część osób z wytypowanych kategorii ma w d…żym poważaniu tego rodzaju deklaracje lojalności, bo nie podpisywali wcześniej, nie mają zamiaru robić tego teraz. Ewa Milewicz, która jest dla na sztandarowym przykładem godnego zachowania, powiedziała, że nie podpisze. Wówczas odezwał się jej dawny kolega, prof. Paweł Śpiewak, który nazwał ją primadonną. Druga wybitna dziennikarka, Teresa Torańska, także mówi: beze mnie! Lęk zaczął rządzić częścią inteligentów, nawet tych – zdawałoby się – odważnych. A gdy pojawia się lęk, wtedy trzeba zdyskredytować kogoś odważnego, żeby zachować twarz. Oczywiście część chętnych do lustracji jest po prostu cyniczna. Wiedzą, że jest nowe rozdanie w telewizji, nowy prezes, więc może gdy się człowiek podliże, to go zatrzymają w programie albo znów na ringu stanie? Na uniwersytecie ludzie boją się, że stracą pracę i nie będzie kim etatów obsadzić, by studentów uczyć. Studenci na razie siedzą cicho, ale gdy im dobrych wykładowców jak w 1968 r. sprzątną, z pewnością ostro jak wtedy sprzeciw wyrażą. Wszyscy widzą, że koalicja jest nieobliczalna, wystąpienia telewizyjne, wywiady radiowe i gazetowe, pełne są tchórzliwych uzasadniaczy tego bubla prawnego, jakim jest owa deklaracja lustracyjna. Prawnicy z prawdziwego zdarzenia, także ci z PiS, zachowują się przyzwoicie, nawet rzecznik z PiS-owskiego rozdania jest na szczęście bardziej prawnikiem niż partyjnym działaczem. Być może rządzącym niedouczonym pseudointeligentom chodzi o to, by odeszli odważni i dobrzy profesorowie, by nie było wystarczającej liczby prowadzących zajęcia, a wtedy trzeba będzie w sposób naturalny jak poczęcie, zmniejszyć liczbę studentów, nie przyjmować tyle, ile teraz, niech wyjadą ci, co chcą się uczyć. Resztą będzie łatwiej rządzić. A wykładać będą doktorzy honoris causa wiadomych uniwersytetów. A wała! Mówimy wam. Gestu Kozakiewicza możecie się spodziewać. Prywatne uczelnie wchłoną każdą ilość kadry, bo głód wiedzy jest ogromny. Pewnie można sekować prywatnych, jednak to nie pójdzie łatwo. Zanim wielkie psuje zaczną to robić, już minie ich czas, rządzić przestaną i ewentualnie pod trybunał pójdą za świadome psucie naszej Trzeciej Rzeczypospolitej, która prosto, choć nie bez potknięć zmierzała w kierunku Popperowskiego społeczeństwa otwartego. Teraz każdy widzi, że politycy koalicji są permanentnie skłóceni. Nawet ze sobą wzajem. Dotąd nie kłóciły się tylko najjaśniejsze bliźniaki, a więc premier Jarosław z prezydentem Lechem, bo z trzecim bliźniakiem ministrem Dornem darli koty, cokolwiek to znaczy. Ostatnio w felietonie zadałam pytanie, czy bliźniaki mogą się pokłócić, odpowiedź nadeszła szybko, stało się to za sprawą pani prezydentowej. Otóż pani prezydentowa urządziła Dzień Kobiet, na którym miało być wesoło i miło, był peerelowski cudzysłów, w który ujęto wręczanie za pokwitowaniem czerwonego goździka oraz rajstop. Były prelegentki i wystąpienia poważne Magdy Środy i Joanny Kluzik-Rostkowskiej, i trochę mniej poważne, jak przemówienie Marii Czubaszek. Monika Olejnik wpadła na pomysł wystosowania listu w sprawie ustawy antyaborcyjnej, przy której krzątają się koalicyjne polityczne pszczółki, czując miód w postaci poparcia mężczyzn w sutannach i w efekcie głosów elektoratu. Sądzą oni bowiem, że większość narodu niczego tak nie pragnie jak całkowitego zakazania usunięcia ciąży, nawet jeśli będzie ona zagrażała życiu kobiety. W końcu kobiet na świecie jest dużo, a więc jedna mniej, jedna więcej, cóż w tym złego. Polecam „Czarną księgę

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 12/2007, 2007

Kategorie: Felietony