Pegasus i królowie podsłuchów

Pegasus i królowie podsłuchów

Kogo jeszcze podsłuchiwali?

Czy znajdą się skruszeni, którzy wszystko ujawnią?

Kanadyjczycy czy Amerykanie? A może jedni i drudzy? Kto sypnął polskie służby? Bo informacje o tej aferze przyszły z zewnątrz… Działająca przy Uniwersytecie w Toronto grupa Citizen Lab podała nazwiska trzech osób z Polski, które były inwigilowane za pomocą izraelskiego systemu Pegasus. Czy to wierzchołek góry lodowej? Czy będą następne nazwiska? Czy władza zbiera na Polaków haki? Jak przed tym się bronić? Czy sprawa zostanie wyjaśniona? Pytań jest więcej niż odpowiedzi.

Zacznijmy od nazwisk: Krzysztof Brejza, Roman Giertych, Ewa Wrzosek. To oni byli inwigilowani przy użyciu Pegasusa. Oprogramowanie to, opracowane przez izraelską spółkę NSO Group, uważane jest za najskuteczniejsze na świecie (szczegóły w rozmowie z Piotrem Niemczykiem – s. 11). Jest to broń skierowana przeciwko grupom terrorystycznym. Za pomocą Pegasusa służby mogą wkraść się do telefonu inwigilowanej osoby. Do poczty, SMS-ów, zdjęć, filmików, listy kontaktów, billingów, zainstalowanych aplikacji, czyli także do kont bankowych. Poza tym zainfekowany telefon służyć może jako mikrofon i do podglądania osoby inwigilowanej i jej otoczenia poprzez kamerę. Wszystko ma się jak na dłoni, i to 24 godziny na dobę.

W Polsce po raz pierwszy opinia publiczna dowiedziała się o Pegasusie kilka lat temu, gdy rozeszła się wieść, że system zakupiło CBA. Ale po gwałtownych zaprzeczeniach sprawa rozeszła się po kościach. Bo jak sprawdzić pogłoskę?

Czuję się fatalnie…

Teraz wiemy już dużo więcej. Ewa Wrzosek najpierw pod koniec listopada otrzymała informację od Apple’a, że jej iPhone był przedmiotem ataku. A potem Citizen Lab potwierdziło, że była inwigilowana Pegasusem. O sprawie doniosła amerykańska agencja prasowa Associated Press.

O prokurator Ewie Wrzosek, działającej w niezależnym stowarzyszeniu prokuratorów Lex Super Omnia, usłyszeliśmy, gdy wszczęła śledztwo w sprawie organizacji tzw. wyborów kopertowych w 2020 r. Po kilku godzinach śledztwo zostało jej odebrane i umorzone, a jej samej postawiono zarzuty dyscyplinarne oraz wszczęto sprawę karną o rzekome przekroczenie uprawnień.

Citizen Lab przekazał, że do jej telefonu system Pegasus włamywał się sześć razy, od czerwca do sierpnia 2021 r. „Za każdym razem był to agresywny atak, podczas którego pobrane zostały potężne pakiety danych. Ktoś miał moje życie podane na talerzu, to jest przerażające. Przecież telefon jest z nami wszędzie. W pracy, gdzie prowadzę postępowania objęte tajemnicą. W domu, w sypialni…”, mówiła mediom prokurator Wrzosek. Zastanawiała się przy tym, czy stosując przeciwko niej Pegasusa, służby prowadziły jakieś konkretne śledztwo i czy miały zgodę sądu.

Z kolei telefon Romana Giertycha, jak poinformowali specjaliści z Citizen Lab, był atakowany 18 razy w 2019 r. Jak twierdzi sam poszkodowany, nagrywano jego rozmowy telefoniczne, a także, wykorzystując mikrofon i kamerę, te rozmowy, które prowadził, mając przy sobie smartfona. „Dzień po dniu, godzina po godzinie rząd PiS chciał wiedzieć, co robię” – to słowa Giertycha z filmiku zamieszczonego na YouTubie.

Po co? Zdaniem Giertycha politycy PiS obawiali się taśmy z Jarosławem Kaczyńskim i Geraldem Birgfellnerem albo nagrań z afery podkarpackiej, z którymi się zetknął, reprezentując rodzinę zmarłego Dawida Kosteckiego.

A na jakiej podstawie prawnej włamywano się do jego smartfona? Tłumaczą to media związane z PiS. Otóż prokuratura w Lublinie prowadzi śledztwo w związku z przywłaszczeniem 72 mln zł na szkodę giełdowej spółki Polnord. Pojawia się tam nazwisko Giertycha, zresztą był on już w tej sprawie zatrzymany. Śledczy zamierzają postawić mu dodatkowe zarzuty prania brudnych pieniędzy i wyrządzenia spółce szkody w wysokości 4,5 mln zł pod pozorem umowy na reprezentowanie przed NSA.

Mamy więc jak na dłoni mechanizm podsłuchu – prokuratura i służby specjalne stawiają wrogowi PiS jakiś zarzut i jest podkładka, by jak najbardziej legalnie prowadzić przeciwko niemu działania.

Przysłuchiwali się naradom sztabu

Podobnie działo się w przypadku obecnego senatora Koalicji Obywatelskiej Krzysztofa Brejzy. Według Citizen Lab do telefonu Brejzy od 26 kwietnia 2019 r. do 23 października 2019 r. włamywano się aż 33 razy! W tym czasie był on szefem kampanii wyborczej Koalicji Obywatelskiej. A wybory (do Sejmu i Senatu) odbyły się 13 października 2019 r.

Jaka była podstawa prawna, by założyć Brejzie podsłuch? Możemy tylko się domyślać, że chodziło o tzw. aferę fakturową w ratuszu w Inowrocławiu. Z kasy miasta poprzez wydziały promocji, kultury i komunikacji społecznej miało zostać wyprowadzone do zaprzyjaźnionych biznesmenów 200 tys. zł. Jednym z pomysłodawców procederu rzekomo był Krzysztof Brejza, syn prezydenta miasta.

Rzecz jednak w tym, że śledztwo toczy się od 2017 r., a Brejzie nie postawiono żadnego zarzutu. Sprawa żyje w pisowskich mediach i służy do atakowania senatora. A jak widzimy teraz, służyła również do tego, żeby go inwigilować. Efektem tych działań było wykradzenie z telefonu Brejzy SMS-ów z roku 2014! To one, skompilowane, fałszowane, prezentowane były na antenie TVP Info.

No i przede wszystkim podsłuch dawał wiedzę o planach sztabu wyborczego KO. Ci, którzy zainfekowali telefon Brejzy Pegasusem, mogli czytać jego SMS-y i pocztę, podsłuchiwać rozmowy telefoniczne, przysłuchiwać się naradom w sztabie. Na bieżąco w nich uczestniczyć.

„W kampanii wyborczej ludzie PiS byli o krok za nami. Tam, gdzie jeździliśmy, tam oni bardzo szybko się pojawiali – mówił Brejza. – Dlatego uważam, że ta sprawa powinna być wyjaśniona przez co najmniej komisję śledczą, ponieważ wpłynęła na przebieg, wolność i uczciwość wyborów”.

Dorota Brejza, pełnomocniczka senatora, a prywatnie jego żona, także jest zwolenniczką wyjaśnienia sprawy do końca. „Zostaliśmy bezprawnie odarci z intymności, z prywatności, z naszych konstytucyjnych praw. Ja im tego po prostu nie odpuszczę. Winni poniosą odpowiedzialność”, zapowiedziała w rozmowie z portalem NaTemat. Przypomniała przy tym, że nawet ustawa o CBA, która pozwala na wiele rzeczy w ramach kontroli operacyjnej, nie pozwala na używanie Pegasusa.

Ustawa także nakazuje zniszczenie zebranych materiałów, jeśli w trakcie czynności śledczych okazało się, że danej osobie nie można postawić zarzutów. „W przypadku mojego męża, który nie popełnił żadnego przestępstwa, nie tylko nie zniszczono zgromadzonych materiałów, ale zafałszowane SMS-y, posklejane, z podopisywanymi treściami, trafiły na antenę TVP – podkreśliła Dorota Brejza. – Młócono je przez całą kampanię wyborczą. To pokazuje, jak bardzo TVP jest zblatowana ze służbami”.

Recydywa 2021

Mamy oto mechanizm wykorzystywania służb specjalnych do gry o władzę, do niszczenia niewygodnych ludzi. I to taki mechanizm, który opisywał jeszcze Karol Modzelewski – że za posłusznym prokuratorem idzie usłużny dziennikarz.

Mamy też sytuację swoistej patologii – gdyż szef MSWiA Mariusz Kamiński i jego zastępca Maciej Wąsik co najmniej dwukrotnie byli oskarżani o wykorzystywanie tajnych służb w walce z przeciwnikami politycznymi. Pisaliśmy o tym w PRZEGLĄDZIE, więc tylko parę zdań przypomnienia. I Kamiński, i Wąsik zostali oskarżeni w sprawie tzw. afery gruntowej, wymierzonej przeciwko wicepremierowi Andrzejowi Lepperowi. Prokurator stawiał im, jako szefom CBA, zarzuty m.in. przekroczenia uprawnień i popełnienia przestępstw przeciwko wiarygodności dokumentów. W 2015 r. sąd skazał ich na karę więzienia (trzy lata), ale prezydent Andrzej Duda, zanim wyrok się uprawomocnił, ułaskawił obydwu.

Drugi przypadek dotyczy tzw. willi Kwaśniewskich w Kazimierzu nad Wisłą. W operacji o kryptonimie „Krystyna” Tomasz Kaczmarek, czyli agent Tomek, miał kupić tę willę w przekonaniu, że należy do Kwaśniewskich. Operacja się nie udała. Prokuratura zarzuciła Kamińskiemu fałszowanie materiałów śledztwa, naginanie faktów i wyłudzanie podsłuchów. Ale do sądu sprawa nie trafiła, bo Sejm nie zgodził się na uchylenie posłowi PiS immunitetu. Postscriptum dopisał w grudniu 2019 r. agent Tomek, zeznając, że w latach 2007-2009 szefowie CBA Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik nakłaniali go do fałszowania notatek z operacji „Krystyna”, tak by uprawdopodobnić winę Kwaśniewskich, mimo że nie było żadnych jej dowodów. Tomasz Kaczmarek powtórzył później te słowa w „Superwizjerze” TVN.

Można rzec, że mamy do czynienia z recydywą. Z ludźmi, którzy bez jakichkolwiek zahamowań nasyłają na przeciwników agentów i preparują obciążające materiały. Ale czy tylko na przeciwników?

Podsłuchiwał wszystko. Na bieżąco

To jest kluczowa sprawa – trudno bowiem uwierzyć, że Pegasus używany był jedynie przeciw Brejzie, Giertychowi i prokurator Wrzosek. Można w ciemno zakładać, że Kamiński i Wąsik, mając tak poręczne urządzenie, skwapliwie z niego korzystają.

W roku 2011 światło dzienne ujrzała informacja (podał ją posłom ówczesny szef CBA Paweł Wojtunik), że Maciej Wąsik, kiedy był zastępcą szefa CBA (od 4 sierpnia 2006 r. do 13 października 2009 r.), podsłuchiwał różne osoby ponad 6,2 tys. razy!

Wąsik przysłuchiwał się rozmowom na sprzęcie zamontowanym w swoim gabinecie. Sam zresztą nie ukrywał, że „korzystał ze stanowiska podsłuchowego”. Ale nikomu nie przyszło do głowy, że w takiej skali.

Wróćmy więc do wcześniej postawionego pytania: kogo jeszcze mogli podsłuchiwać Kamiński i Wąsik? Na razie jesteśmy skazani na łaskę Citizen Lab… Ale możemy zakładać, że szefowie MSWiA podsłuchiwali każdego, kogo politycznie się opłacało. Nie tylko polityków opozycji, szefów sztabów wyborczych, ale również „swoich”. Bo wiedza na temat ludzi PiS niewątpliwie ułatwiała i ułatwia kierowanie tak dużym gremium, w dodatku skonfliktowanym.

Jest o tym przekonany Grzegorz Schetyna, były szef MSWiA. „Wydaje mi się, że następne dni będą przynosić nam kolejne konkretne nazwiska, telefony, hakowania, wchodzenia na skrzynki, używania programu Pegasus”, komentuje sytuację.

A kolejne nazwiska będą przynosić kolejne napięcia. Zwłaszcza że PiS jak dotąd nie za bardzo wie, jak się zachować. Liderzy idą w tzw. nieświadomość. O tym, że o Pegasusie nic nie słyszał, mówił już premier Morawiecki. Niewiedzę zadeklarował także wicepremier Kaczyński. A prezydent Duda powiedział, że on wprawdzie nigdy o podsłuchiwaniu Pegasusem nie słyszał, ale „jeżeli takie pojawiają się twierdzenia, to sprawa wymaga wyjaśnienia. Jest chociażby w Sejmie komisja ds. służb specjalnych, która w pierwszej kolejności mogłaby się tym zająć”.

W poszukiwaniu Lesiaka IV RP

Czy Sejm tym się zajmie? Czy wniosek o powołanie komisji śledczej mógłby poprzeć np. Paweł Kukiz?

Wszystko rozstrzygnie się zapewne w najbliższych dniach. Czy będą publikowane nowe nazwiska inwigilowanych, czy też sprawa przyschnie? Niezależnie jednak od tego, jak ta historia się potoczy, jest już o niej za głośno, by spuszczono na nią zasłonę milczenia. Szczegóły zostaną wywleczone – albo w sejmowej komisji śledczej, albo gdy w Polsce zmieni się władza. Wtedy będzie można zrekonstruować ten mechanizm. Przede wszystkim trzeba będzie znaleźć komórkę, która odpowiadała za inwigilowanie Brejzy, Giertycha, Wrzosek i innych wrogów PiS.

Trudno przecież przypuszczać, by takie sprawy prowadzili przypadkowi funkcjonariusze, a Departamentu III już przecież nie ma. W III RP z tą „ułomnością” radzono sobie rozmaicie. Za czasów Andrzeja Milczanowskiego funkcjonował w strukturach Gabinetu Ministra zespół płk. Jana Lesiaka, który inwigilował m.in. Kaczyńskiego. Kamiński i Wąsik, jak wynika z zeznań Tomasza Kaczmarka, preferowali trochę inny system – agenta prowadzącego tajną operację. Ale taka operacja musi mieć dowódcę. Jakiś prokurator (kłania się Zbigniew Ziobro) musi prowadzić akta sprawy i pisać do sądu wnioski o zezwolenie na założenie podsłuchu. Ktoś musi pozyskiwane informacje sortować i analizować.

W „odzyskanych” służbach trzeba więc będzie szukać różnych ciał, zapewne dobrze poukrywanych pod niewiele mówiącymi nazwami. Tropem – jak podpowiadają fachowcy – powinny być pieniądze. Za „brudną robotę” dobrze się płaci, znacznie powyżej resortowej średniej. Podpowiadamy przyszłym szefom MSWiA – jeżeli odkryją komórkę, w której ludzie zarabiają niestandardowo dużo, to będą blisko.

Zresztą bardziej prawdopodobne jest, że znajdą się skruszeni funkcjonariusze, którzy wszystko ujawnią. Nie bez powodu Donald Tusk mówi w wystąpieniach o oficerach służb i skruszonych posłach PiS, którzy rozmawiają z liderami opozycji. Może rozmawiają, może te słowa to tylko zachęta i rzucone we wraże szeregi ziarno niepewności.

Tego nie wiemy. Za to wiemy, że przed szefami PiS i pisowskich służb ciężkie dni. Muszą to wszystko załatać. Bo kryzys podsłuchowy może być większy, niż im się dziś wydaje.

r.walenciak@tygodnikprzeglad.pl

Fot. Polska Agencja Prasowa

Wydanie: 02/2022, 2022

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy