Gdyby nie polscy archeolodzy i nasze wojsko z babilońskich zabytków pozostałby dziś marne resztki
Ryszard Mikliński, podsekretarz stanu w Ministerstwie Kultury, generalny konserwator zabytków
– Konwencja haska z 1954 r. – najważniejszy dokument regulujący sprawy dóbr kultury na wypadek konfliktu zbrojnego – zabrania prowadzenia jakichkolwiek prac badawczych na terenach okupowanych. Czy obecność polskich archeologów w irackim Babilonie nie oznacza łamania tej reguły?
– Cóż, miejmy świadomość, w jakich okolicznościach znaleźliśmy się w Babilonie – we wrześniu 2003 r. przejęliśmy od Amerykanów ulokowaną tam bazę wojskową. Decyzja o usytuowaniu obozu na terenie Babilonu nie została podjęta przez nas, lecz przez amerykańskie władze wojskowe. Nie do nas należy ocena, czy z militarnego punktu widzenia była to decyzja słuszna. Biorąc pod uwagę racje archeologiczne, była co najmniej niewłaściwa. I dlatego pierwszą rzeczą, o jaką zadbaliśmy, było przydzielenie do polskiego kontyngentu wojskowego archeologów. Ich zadanie nie polegało jednak na prowadzeniu badań, lecz na ochronie babilońskich zabytków. Bo pamiętajmy – mówimy o kolebce naszej cywilizacji, najbardziej prestiżowym placu archeologicznym świata.
– No właśnie. Zdaniem archeologów, Irak to wymarzony wręcz obszar badawczy.
– To prawda, według oficjalnych danych irackiej Służby Starożytności, na terenie kraju znajdować się ma niemal 10 tys. miejsc historycznych. Ale międzynarodowi specjaliści ostrożnie szacują, że ich rzeczywista liczba może sięgać nawet 100 tys. Babilon jest wśród nich perłą, ale powiedzmy również o Ur Niniwie, Nippur, Uruk czy dwóch innych starożytnych miastach – Hatrze i Aszurze – wpisanych na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.
– Te miejsca aż się proszą o archeologiczną eksplorację. Czym więc, jeśli nie badaniami, zajmowali się nasi specjaliści?
– Babilon, bo to na nim skupiliśmy swoje wysiłki, był przed naszym przybyciem kilkakrotnie dewastowany. Wielkie straty przyniosła tzw. rekonstrukcja, jeszcze z czasów Saddama. To wtedy na fundamentach sprzed 6 tys. lat postawiono mury ze współczesnych cegieł łączonych współczesnymi spoinami… Podczas działań wojennych w wielu miejscach iraccy żołnierze wykopali stanowiska moździerzy, rowy strzeleckie i schrony. Po ich ustaniu zaś Muzeum Archeologiczne w Babilonie padło ofiarą zorganizowanych grup rabusiów. Wkraczając do Babilonu, sporządziliśmy raport opisujący taki stan rzeczy. I z miejsca, razem z irackimi władzami, zaczęliśmy realizować prace, które zapobiegły dalszym dewastacjom.
Na przykład wyremontowaliśmy spalony przez rabusiów dach budynku muzeum, odnowiliśmy hale wystawowe i uszkodzone fasady zabytkowych budynków. Doprowadziliśmy na teren babilońskiego muzeum wodę i sieć energetyczną. Przede wszystkim jednak od podstaw stworzyliśmy i wyszkoliliśmy 150-osobowy oddział Policji Archeologicznej, który po opuszczeniu bazy przez nasz kontyngent odpowiada za ochronę Babilonu.
– Zadaniem archeologów było również szkolenie naszego wojska…
– Cóż, Babilon, to jeden wielki zabytek. Przebywając tam, trudno oprzeć się pokusie zabrania jakiejś „pamiątki”. Zwłaszcza że obok funkcjonował arabski bazar, na którym kwitł czarny rynek przedmiotów historycznych… Uświadamialiśmy więc żołnierzom wagę Babilonu, jednocześnie ostrzegając przed przemytem. Sprawdzaliśmy również bagaże opuszczających Irak wojskowych. Nie wszystkim to się może podobać, ale wyobraźmy sobie sytuację, że oto jakiś żołnierz został przyłapany na próbie wywiezienia z Iraku na przykład starożytnej figurki. Takie zdarzenie odbiłoby się echem w całym świecie. I raczej nikt nie nazwałby tego przykrym incydentem, lecz wprost mówiono by o polskiej grabieży.
– Szczęśliwie takich oskarżeń nie usłyszeliśmy. Pojawiły się jednak inne – na początku sierpnia ub.r. iracki minister kultury, Mufida al-Dżaziri, oskarżył dowodzone przez Polaków siły koalicji o dewastowanie zabytków historycznego Babilonu. To samo pojawiło się w raporcie prof. Johna Curtisa, opracowanego dla British Museum.
– Zdecydowanie zaprzeczam, byśmy cokolwiek świadomie dewastowali. Jak już wspomniałem, nie było najszczęśliwszym pomysłem zbudowanie bazy na terenie Babilonu. Nasi archeolodzy z przerażeniem odkryli, że lądowisko dla helikopterów, założone w pierwszej fazie istnienia obozu, znajdowało się pomiędzy ruinami domów mieszkalnych z VI w. p.n.e., a jego powierzchnię wzmocniono warstwą starożytnego gruzu. Po ich apelach wojskowi uznali, że będą na nim lądować tylko śmigłowce sanitarne. A to zaledwie jeden z przykładów pogodzenia konieczności ochrony zabytków z wojskowymi wymogami bezpieczeństwa – czegoś, co bardzo szybko stało się oczywistością dla dowództwa naszej dywizji.
Ale skoro jesteśmy przy raporcie prof. Curtisa. Gdy nasi archeolodzy sporządzili opracowanie na temat aktualnego stanu babilońskich zabytków, zapoznał się z nim minister kultury Iraku. Uzgodniono wówczas, że strona iracka opublikuje swój własny raport oraz że powstanie trzecie opracowanie, sporządzone przez międzynarodowych ekspertów. Ustalono, że wszystkie raporty zostaną upublicznione w tym samym dniu – 15 stycznia 2005 r. I jaką mieliśmy sytuację? Raportu irackiego nie sporządzono do dziś, a rolę całego sztabu międzynarodowych ekspertów wziął na siebie prof. Curtis. I 14 stycznia, bez zgodny irackiego Ministerstwa Kultury, puścił w przestrzeń publiczną informację, że dowodzona przez nas dywizja w znacznym stopniu przyczyniła się do dewastacji Babilonu. Nie wiem, jakie motywy kierowały brytyjskim naukowcem. Być może – jak chce tego jedna z krajowych gazet – chodziło o zepsucie opinii Polakom.
– By wyeliminować nas, archeologiczną potęgę, z walki o przyszłe zlecenia na badania w Iraku?
– To już pańska interpretacja, choć faktycznie, na rynku archeologicznym jesteśmy znaczącym graczem. Dość przypomnieć, że pracujemy w tak prestiżowych miejscach jak Syria, Sudan, Libia czy Egipt. A wracając do Iraku – obecnie stabilizuje się tam sytuacja polityczna. Można więc przypuszczać, że niebawem irackie władze zaczną wydawać koncesje na badania. Oczywiście, w zależności od tego, która grupa będzie miała większość w rządzie, taka będzie polityka kulturalna. Jeśli mieliby to być szyici, więcej uwagi poświęci się miejscom kultu religijnego, a Babilon zejdzie na dalszy plan. Tak czy inaczej, dla archeologów pracy będzie co niemiara.
– A my, chroniąc babilońskie zabytki, zdobyliśmy już pierwsze punkty w walce o zlecenia…
– Chciałbym zauważyć, że angażowaliśmy się nie tylko tam, na miejscu. Przez kilka miesięcy przebywali u nas specjaliści z Iraku, na stażach konserwatorskich. Obecnie tworzy się przy UNESCO zespół, który ma za zadanie opracować szerszy projekt rewitalizacji Babilonu – i tam mamy naszego specjalistę. Czy to ułatwi nam dostęp do irackich zabytków? Jeśli tak, już dziś wiemy, czym chcielibyśmy się zająć – działający przy Ministerstwie Kultury Ośrodek Ochrony Dziedzictwa Archeologicznego opracował specjalną strategię. Ale na to, by wysłać tam duże zespoły badawcze, potrzebne są decyzje polityczne i pieniądze. Duże pieniądze…