Płytkie zakorzenienie
KUCHNIA POLSKA Intensywnej krzątaninie wokół spraw lokalnych towarzyszy brak wizji dotyczącej miejsca Polski na mapie świata. W rozgwarze lustracji, antylustracji i tego wszystkiego, od czego coraz częściej doznać można mdłości – a co społeczeństwo ma coraz wyraźniej w nosie – umykają nam sprzed oczu fakty drobne, ale wymowne. Jednym z nich jest systematyczny spadek ilości doniesień z zagranicy zarówno w telewizyjnych, jak i radiowych serwisach informacyjnych. Obecnie w głównym wydaniu “Wiadomości” są zaledwie dwa lub trzy doniesienia zagraniczne, spotyka się też gazety, które zdają się w ogóle nie prowadzić działu zagranicznego. Jest to symptom prowincjonalizacji. Zagłoba, symbol sarmackiego prowincjonalizmu, mówił do Szkota Ketlinga o jego ojczyźnie, że “dalekie i zamorskie są to kraje, ale człowiekowi przyzwoiciej jest tutaj żyć”. Ten stan ducha, dosyć osobliwy w społeczeństwie pretendującym do jednoczącej się Europy, odbija się niewątpliwie na poziomie polskiego życia umysłowego. Myślę, że dobrym tego przykładem może być los prowadzonej przez Wydawnictwo Dolnośląskie serii “Poza horyzont”, w której w ciągu niedługiego czasu wydawca, kierowany zapewne szlachetnym odruchem intelektualnego altruizmu, zdołał pomieścić kilka książek takich, jak “Pułapka globalizacji” czy “Przyszłość kapitalizmu”, które zawierają podstawowe wątpliwości, związane z najbliższą i nieco dalszą przyszłością, która dotyczyć będzie również nas. I co? -I nic. Żadna z tych pozycji nie wzbudziła żywszego zainteresowania, chociaż bez intelektualnego ustosunkowania się zarówno do szans, jak i zagrożeń kapitalizmu, w który właśnie wchodzimy, przyjmując na siebie także jego obecny kryzys, albo bez jasnej wizji praktycznych konsekwencji globalizacji, zwłaszcza dla krajów małych jak Polska, nie powinna mieć prawa głosu żadna partia polityczna i żaden ruch społeczny, jeśli chce mówić cokolwiek poza pleceniem andronów. Żyjemy po prostu w błogim przekonaniu, że “dalekie i zamorskie są to kraje”… Otóż nie są, a niektóre proste sformułowania, funkcjonujące w świecie, mogłyby rzucić także nieco światła i na nasze problemy. Na przykład na postępujący rozkład więzi i ambicji społecznej w Polsce. Postępuje on bowiem dokładnie w tym samym znaczeniu, w jakim postępował w czasach Zagłoby, a więc intensywnej krzątaninie wokół spraw lokalnych towarzyszy brak zbiorowej woli i wizji dotyczącej miejsca Polski jako państwa i społeczeństwa na mapie świata. Ukazała się właśnie w rzeczonej serii “Poza horyzont” napisana już w roku 1997 książka Arnulfa Baringa “Czy Niemcom się uda? – pożegnanie złudzeń”. Nie chodzi mi o to, że autor tej książki w dość chłodny i logiczny sposób dowodzi, że Niemcom – a więc naszemu głównemu partnerowi na Zachodzie – nie uda się zapewne utrzymać pozycji przodującego kraju Europy, jeśli nie dokonają podstawowej modernizacji swojej gospodarki, która obecnie wsparta jest na tych samych podstawach, które zapewniały Niemcom ich potęgę sto lat temu. Zauważa jednak także coś głębszego, a mianowicie źródła niedowładu zbiorowej woli, rodzaju społecznej apatii, która uniemożliwia rozbudzenie wśród Niemców prawdziwych ambicji społecznych. Oczywiście, obecne Niemcy widziane z naszej pozycji popadają w swoją apatię na wyjątkowo wygodnym posłaniu, może ono jednak, zdaniem Baringa, szybko się rozlecieć. Podobnie Polska widziana od zewnątrz robi być może wrażenie kraju bardzo żwawego, o czym chętnie piszą zagraniczni reportażyści, w istocie jednak poza indywidualnym wyścigiem do pieniędzy od dość dawna nie widzimy tu pomysłu, aby zrobić coś z tym krajem jako całością i nadać mu własną zbiorową dynamikę. Otóż Baring, mówiąc o Niemczech współczesnych, stosuje wobec nich termin “społeczeństwa płytko zakorzenionego”. Co to znaczy? Znaczy to u niego przeciwieństwo “społeczeństw zakorzenionych”, jak Anglia, Francja i Ameryka na przykład, które “łączy świadomość wspólnego dokonania w przeszłości wielkich rzeczy i wola takich dokonań w przyszłości”. Twierdzi, że żaden kraj nie może się rozwijać współcześnie bez takiego właśnie nastawienia. Niemcy, zdaniem Baringa, dlatego tracą dynamikę rozwojową że “z brunatnej, a potem czerwonej dyktatury nie potrafimy wywieść pozytywnego i produktywnego poczucia własnej wartości”, a więc autentycznego, głębokiego “zakorzenienia”, pozwalającego na wielkie dokonania w przyszłości. Niemcy, według Baringa, mogły być dumne z tego, co zrobiły gospodarczo i cywilizacyjnie około roku 1890, potem jednak, zwłaszcza dwunastoletnie rządy faszyzmu, odebrały









