Pociąg do mistrzostwa

Pociąg do mistrzostwa

Fot. PAP/Jakub Kaczmarczyk

Podsumowanie sezonu Ekstraklasy

Sensacji nie było. Przed rozpoczęciem sezonu eksperci typowali, że mistrzem Polski zostanie drużyna, która rozegra… najmniej meczów. Tak też się stało, o mistrzostwo biły się do końca ekipy Lecha Poznań i Rakowa Częstochowa, nieuwikłane w rozgrywki europejskie, w dodatku obie solidarnie odpuściły Puchar Polski już w pierwszej jesiennej rundzie.

W mentalności naszego środowiska piłkarskiego europejskie puchary są „pocałunkiem śmierci”, albowiem żaden polski klub organizacyjnie ani budżetowo nie jest w stanie unieść walki na kilku frontach jednocześnie. Tym oto sposobem od pięciu sezonów nikt w Polsce nie potrafi obronić tytułu mistrzowskiego. Po wynalezieniu Ligi Konferencji mistrz Polski naprawdę musiałby się postarać, żeby nie awansować do rozgrywek grupowych, bo przegrywając eliminacje Champions League, spada do kwalifikacji Ligi Europy, a przegrywając i tutaj, musi przejść ledwie jednego rywala w drodze do najniższego rangą kontynentalnego pucharu – mistrzostwo Polski zatem niejako skazuje na jesień pucharową i decyduje o wiosennej abdykacji, bo strat poniesionych wskutek przeciążonego kalendarza odrobić się nie da.

Już dzisiaj można więc śmiało obstawiać, że w przyszłym roku po tytuł mistrza Polski sięgnie ktoś spoza kwartetu: Lech, Raków, Jagiellonia i Legia. Co wcale nie musi być taką sensacją, biorąc pod uwagę przejęcie łódzkiego Widzewa przez milionera Roberta Dobrzyckiego i zapowiadane zbrojenia transferowe.

Tymczasem jednak to Lech po raz dziewiąty świętuje majstra, choć dopiero ósmy raz wygrał ligę – po ostatniej kolejce wiosny 1993 r., kiedy Legia i ŁKS na chama licytowały bramki strzelane przekupionym rywalom, PZPN ostatecznie przyznał tytuł trzecim w tabeli poznaniakom. Tym razem w pełni sobie na ten zaszczyt zasłużył, pomimo wczesnowiosennej zadyszki i domowej porażki z najgroźniejszym rywalem o tron. Lech grał piłkę najmilszą oku, najbardziej ofensywną, no i w przeciwieństwie do najgroźniejszych rywali z Częstochowy regularnie wystawiał w polu także Polaków, ba, nasi rodacy grali w drużynie pierwszoplanowe role.

Niejako poznańską tradycją jest wychowywanie i eksportowanie do Europy zdolnej młodzieży – w tym roku na młode gwiazdy Kolejorza wyrośli absolutnie bezcenny w drugiej linii Antoni Kozubal i świetnie sobie radzący w defensywie Michał Gurgul. Z obydwoma wiążemy wielkie nadzieje co do rozpoczynających się już niebawem Mistrzostw Europy U-21, które zostaną rozegrane na Słowacji. Bramkarz Lechitów, Bartosz Mrozek, kapitalnym sezonem zasłużył już sobie na powołanie do seniorskiej kadry narodowej.

Jednak najjaśniej rozbłysły w ekipie nowe gwiazdy z importu. Ali Gholizadeh, reprezentant Iranu, nie zawodził w decydujących meczach, w tym dwukrotnie strzelał gole w derbach Polski, zarówno jesienią w Poznaniu, gdy Lech poniewierał Legię 5:2, jak i w niedawnym rewanżu przy Łazienkowskiej, kiedy zdobył technicznym strzałem wyjątkowej urody jedyną bramkę. Portugalczyk Afonso Sousa niemal jednogłośnie został zaś uznany za najlepszego pomocnika sezonu i na Gali Ekstraklasy odebrał stosowną statuetkę. Obaj potrzebowali czasu i cierpliwości, żeby zabłysnąć na miarę swoich talentów – Irańczyk dopiero pod koniec drugiego sezonu w Lechu stał się graczem absolutnie kluczowym, a Sousa, grający w Lechu o rok dłużej, na początku był niemiłosiernie wygwizdywany za nieporadność w ofensywie.

Siłą poznaniaków była

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2025, 23/2025

Kategorie: Sport