Czy Polacy potrafią cieszyć się z tego, co mają?

Czy Polacy potrafią cieszyć się z tego, co mają?

Prof. Bogdan Wojciszke,
psycholog społeczny,
autor „Kultury narzekania”
Generalnie nie. Badania o zasięgu ogólnopolskim przeprowadzane wśród dorosłej ludności wykazują, że jest raczej odwrotnie. U nas nie wypada mówić o swoim szczęściu. Norma społeczna każe mówić źle o sprawach społecznych, o kraju – choć z wyłączeniem własnej rodziny i pracy. Norma ta uwarunkowana jest historycznie. Chodzi o kult martyrologii. Mamy daleko posunięte poczucie bycia ofiarą. Służy to zresztą do nawiązywania i podtrzymywania więzi społecznych. Mówienie o pozytywnych rzeczach to zamykanie możliwości kontaktów, zaś rozprawianie o negatywnych jest wręcz zaproszeniem do większego kontaktu. Najczęściej poruszane tematy to politycy, pieniądze, służba zdrowia itd. Mówienie pozytywne uchodzi za zachowanie nienormalne. Tacy ludzie są nielubiani.

Bp Tadeusz Pieronek,
rektor Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie
Powinni mieć taką zdolność, bo jak nie, to marnie z nami będzie. Oczywiście, Polacy potrafią się cieszyć z tego, co mają, choć nie wszyscy. Zdolność ta jest jednak warunkiem doceniania samych siebie, poznania swojej wartości i czerpania z tego nadziei do walki o lepszą przyszłość.

Katarzyna Grochola,
pisarka
Za Polaków nie chciałabym odpowiadać, mogę mówić w swoim imieniu. Mnie się to udaje, ale cały wysiłek wkładam w to, by cieszyć się zarówno z tego, co mam, jak i z tego, czego nie mam. Który wysiłek jest większy, nie jestem pewna, ale czasami bardzo się cieszę, że czegoś nie mam, a nie jest to dla mnie niezbędne, bo to bardzo miła wiadomość.

Prof. Maria Jarosz,
socjolog
Nie wiem, czy potrafią się cieszyć. Poziom optymizmu u nas nie jest zbyt wysoki w porównaniu z innymi krajami. Mniej się cieszymy z tego, co posiadamy, niż by wypadało. Jednak powody do wielkiego optymizmu nie są u nas częste – zjawiają się wraz ze zmianami dotyczącymi całego społeczeństwa. Np. lata 1981 i 1989 cechowały się wysokim wskaźnikiem optymizmu, a nawet euforii. Ewidentnym tego przejawem był wówczas spadek samobójstw o jedną czwartą, co odnotowało wielu obserwatorów także za granicą. Po prostu potrzeba bardzo dużego pesymizmu i niewiary w przyszłość, aby odebrać sobie życie. Te dwa okresy historii wzbudziły nadzieję na poprawę, ale potem sytuacja zmieniała się dramatycznie. W stanie wojennym duży optymizm nie miał szans realizacji. Zresztą im większy optymizm, tym później większe rozczarowanie. Duży optymizm jest w społeczeństwie rzadki, a na razie nie widzę powodu do radości. Nawet gdyby teraz pojawił się optymizm, to niezbyt duży. To lepiej, bo nadmierne oczekiwania wiążą się z rozczarowaniami.

Tomasz Jastrun,
pisarz, dziennikarz
Polacy zwykle uważają, że nie mają tego, co powinni mieć. Historia od 200 lat nieustannie coś nam zabierała, a szlachta, która narzucała styl myślenia, była bardzo ambitna. Po tych historycznych doświadczeniach, jak coś już mamy, to nęka nas niepewność, czy na długo, a taka niepewność zabija radość z posiadania. Poza tym tuż obok zawsze są tacy, co mają więcej, a to boli. Zawiść jest chorobą ambitnych społeczeństw na dorobku, ale zawiść zabija radość z tego, co się ma. A przecież kilka bardzo ważnych rzeczy mamy teraz w Polsce wszyscy. Wolność, demokrację (kulawą, ale potrafi chodzić), bezpieczeństwo granic, otwarte okna na przyszłość. Mamy to, czego nie mieliśmy od stuleci, ale zarazem trudno znaleźć bardziej depresyjną ulicę niż polska, więcej narzekania niż u nas. Nie potrafimy się cieszyć z tego, co mamy.

Ryszard Łepik,
wiceprzewodniczący OPZZ
Wbrew pozorom wydaje mi się, że tak. Na zewnątrz przeważa malkontenctwo, zdajemy się być przygnieceni trudnościami życia codziennego, ale w głównych wartościach cieszymy się z tego, co mamy korzystnego, potrafimy docenić, choć niewiele na to wskazuje, wartość rodziny, zdrowia, korzystną sytuację zewnętrzną itd.

Leopold Unger,
publicysta
Nie istnieje coś takiego jak zbiorowa radość. To sprawy indywidualne. Mieszkam w Belgii, ale nie umiałbym powiedzieć, czy Belgowie potrafią się cieszyć z tego, co mają, tym bardziej nie wytłumaczyłbym, jak to się dzieje z Polakami.

MirosŁaw Roguski,
prezes Totalizatora Sportowego
Kiedy pracowałem w amerykańskiej firmie CIGNA SA, międzynarodowej korporacji zatrudniającej ludzi z różnych kontynentów, obserwowałem, że pracownicy, jeżeli nawet nie mieli powodów do radości, usilnie demonstrowali, że jest im dobrze, że w pełni identyfikują się z tą instytucją, wiążą nadzieje z jej rozwojem i wszystko jest OK. U nas niejednokrotnie tylko sukces osobisty traktujemy jako źródło satysfakcji i inspirację do demonstrowanej radości. Nie potrafimy w dostatecznym stopniu cieszyć się z powodzenia bliźnich, jesteśmy raczej obojętni albo, co jest jeszcze gorszym zjawiskiem, próbujemy być niechętni, ustawiamy się w roli recenzentów. Nie myślimy, że skoro komuś się udało, to i mnie się może udać. Nie widzimy takiej możliwości, ale to już zaczyna się zmieniać w młodym pokoleniu. Młodzi widzą, że demonstracja sukcesu i zadowolenia z życia to ważna przesłanka np. do znalezienia pracy. Każda firma woli optymistów niż tych, od których bije smutek. Takie są nowe reguły towarzyskie i gospodarcze, więc młodzi ludzie coraz rzadziej sięgają do etosu klęski i budzenia współczucia.

Krzysztof Zagórski,
dyrektor naczelny Centrum Badania Opinii Społecznej
Polacy lubią narzekać, ale cieszą się życiem. Jedno nie przeszkadza drugiemu. Polacy zawsze potrafili oddzielić od siebie sfery osobistą i publiczną.

Prof. Roch Sulima,
socjolog kultury
Cieszymy się bardziej z tego, co mamy, a możemy utracić, niż z szansy na to, co możemy zdobyć. Cieszą nas rzeczy i sprawy małe, drobne – coś się wygrało, dostało, znalazło czy kupiło – a nie cieszą rzeczy wielkie, publiczne, mające społeczny wymiar. Nie cieszy nas większa perspektywa, raczej to, co trzyma się w garści, a nie nadzieja na coś wielkiego i wspaniałego. Być może w przeszłości zbyt wiele traciliśmy, aby teraz głośno cieszyć się tym, co mamy, do czego doszliśmy własną zaradnością. Rzadko cieszymy się publicznie, to rodzaj mimikry, a powód jest banalny – sukces posiadania nie ma u nas pozytywnych sankcji społecznych. Sukces u nas nie buduje, chyba że wytłumaczymy to zrządzeniem losu. Wolimy powiedzieć, że coś się nam trafiło „jak ślepej kurze ziarno”.

Ryszard Marek Groński,
felietonista „Polityki”
To jest raczej „szał przez grzeczność”. Myślę, że o tej radości najtrafniej powiedział Antoni Słonimski: „Są takie oklaski, po których lepiej umyć ręce”. Większość naszych radości była pozorna, wymagała albo wody, albo wody święconej. Poręczna też byłaby tutaj parafraza łacińskiego powiedzenia: „Ciesz się powoli”. Na następne tysiąclecie nam wystarczy.

Wydanie: 03/2002, 2002

Kategorie: Pytanie Tygodnia

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy