Polityka moralnie zafałszowana

Polityka moralnie zafałszowana

“Norm moralnych nie poddaje się pod głosowanie” – mówią przeciwnicy referendum w sprawie aborcji, w sprawie reprywatyzacji i powiedzą to samo w każdym innym przypadku, gdy będą przewidywać wynik sprzeczny z ich interesami. W sprawie “powszechnego uwłaszczenia”, które było tak samo “moralne” jak reprywatyzacja, jednak jakieś głosowanie urządzili.
Referendum nie dotyczy świętości życia, ani świętości własności prywatnej, w ogóle nie rozstrzyga ono żadnych problemów moralnych. Ma ono rozstrzygnąć kwestię, czy ustawy obowiązujące lub projektowane są zgodne z wolą większości, z jej poczuciem sprawiedliwości lub interesami. Nie stawiajcie się więc, panowie ustawodawcy, w roli twórców norm moralnych, nie mylcie swoich niemądrych, podyktowanych egoizmem partyjnym lub osobistym ustaw z boskim prawem naturalnym, etyką czy moralnością. Co reprywatyzacja ma wspólnego z moralnością? Jest to przecież wyraz najzwyczajniejszego egoizmu. Profesor Leszek Nowak, zastanawiając się nad wpływem moralnie brzmiącej ideologii na rzeczywiste zachowania, pisze a propos gorączki reprywatyzacyjnej: “Może byli właściciele, uprzytomniwszy sobie oczywistość, że utrata życia, czy wieloletni pobyt w gułagu jest większym złem niż utrata nawet całkowicie wolnego od długów majątku, może więc oni przynajmniej (a choćby tylko ta ich kategoria, która dziś żyje w dostatku na Zachodzie) zgodzą się na zaspokojenie swoich roszczeń dopiero z reszty tego, co pozostanie po tym, jak rodziny skazanych na śmierć, czy zesłańcy z okresu stalinizmu, uzyskają odpowiednio wysokie odszkodowania? Wystarczy sobie takie pytanie postawić, by zrozumieć, że mamy do czynienia (…) z odradzaniem się klasowych egoizmów” (“Polska pod rządami PZPR”).
Polska jest krajem pogłębiającej się anomii. Mało gdzie i mało kiedy jakieś społeczeństwo było tak nachalnie ogłuszane wrzaskiem moralistyki, rzadko się zdarzało, żeby za pomocą samego tylko agresywnego wtrącania się do cudzych sumień można było tak łatwo zrobić karierę “autorytetu moralnego” jak obecnie w Polsce. Jakieś niedojrzałe myślowo figury, strojne w koronki i hafty, i uzbrojone w kropidła, czują się powołane do spowiadania narodu, przebaczania i dawania rozgrzeszeń. Ta nawała skorumpowanych moralistów nie przerobi zjadaczy chleba w aniołów, lecz przeciwnie, poczciwym ludziom daje popis niebywałego cynizmu. To nie może pozostać bez skutków. Właśnie w tym biznesie morałowym należy upatrywać dna zepsucia, a w pewnym stopniu też jego źródła.
Instytut powołany do umoralniania narodu wynajmuje archeologów, aby mu wygrzebali ze zbiorowej mogiły szczątki ludzkie, które są potrzebne na dowody rzeczowe w procesie urządzanym staremu człowiekowi, który 60 lat temu, jako kilkunastolatek miał nieszczęście być wsadzonym do obozu zagłady. Z którego się uratował, robiąc to, do czego był zmuszony. Nie będzie odpowiadał z wolnej stopy. Został aresztowany zgodnie z czarnym poczuciem humoru naszego sądownictwa: żeby nie mógł wpływać na świadków, zmawiać się z nimi. Sąd okręgowy areszt zatwierdził. Jest to fakt i jest to żywa metafora zarazem, wyrażająca stan wyobrażeń prawnych i moralnych w Polsce 10 lat po obaleniu “komunizmu”. Ten człowiek jest polskim Janem Calasem. Tylko Jerzy Urban, “nihilista”, oczywiście, według panujących miar, ujął się za nim. A za biednym Żydem, Szymonem Morelem, któremu też udało się przeżyć i którego polska sprawiedliwość żąda dziś mieć w swoich rękach, nikt się nie ujął. Ciąży na nim taka wina, że w obozie karnym, którego został kierownikiem, ginęli ludzie. W tym samym czasie, gdy 200 kilometrów na zachód, w Dreźnie, spaliło się żywcem, udusiło się lub zostało rozerwanych na kawałki sto tysięcy ludzi w ciągu paru dni.
Korupcja w gospodarce jest, oczywiście, uciążliwa i nie do tolerowania, jednak w porównaniu z tą oficjalną, fundamentalistyczną i fundamentalnie obłudną moralnością wydaje się czymś bliskim zabawy.
Chcą narzucić społeczeństwu z tego ducha się wywodzące ustawy i każdą próbę oporu – w imię zdrowego rozsądku, czy zwykłego poczucia sprawiedliwości – kwalifikują jako zamach na “moralność”. Polityka polska jest nieporównanie bardziej niemoralna niż biznes, bo w tym ostatnim tylko wyjątkowo zdarza się, że denaturat sprzedają jako perfumy. W polityce co drugie stoisko sprzedaje towar fałszywie zaetykietkowany. Weźmy na przykład liberałów. Wnioskując z nazwy i tradycji, jaka za nią stoi, można by się spodziewać, że będą bronić prawa własności jako fundamentu gospodarki i ładu społecznego. Że będą starać się nie dopuszczać do dowolności w pojmowaniu tego prawa, że będą mieli na uwadze ład stały i trwały, a nie doraźne zaspokojenie swoich sezonowych klientów. A co robią w rzeczywistości? Dla większej swobody działania zapominają najpierw, że własność jest święta tylko pod tym warunkiem, że wywodzi się z pracy. Oczywiście, prawo chroni również własność wygraną na loterii, ale nikomu by do głowy nie przyszło uświęcać własność zdobywaną dzięki przypadkowi i szczęściu. Wyobraźmy sobie dla eksperymentu myślowego, że wszelka własność w jakimś dziwnym kraju pochodzi z przypadku i spróbujmy wówczas myśleć, że ona jest święta. Własność nadana mocą arbitralnej decyzji władzy jest równie mało święta jak wygrana na loterii, z tą różnicą, że zakłada ona i pociąga za sobą system państwowej przemocy. W Polsce w ciągu dziesięciolecia rozchwytano wiele dóbr w sposób przypadkowy lub prawie i wiele też rozdano na mocy arbitralnych postanowień władzy, do których trzeba przecież zaliczyć również postanowienia sejmowe. Wcale to wszystko nie umacnia prawa własności. Reprywatyzacja przeprowadzona według zgłoszonego projektu byłaby największym i z niczym nieporównywalnym aktem, podważającym poczucie prawne w stosunku do własności. Niechby poseł Janusz Lewandowski pomyślał: czy on umocni prawo własności, jeśli z tymi, którzy własną pracą i przedsiębiorczością dorobili się (także pod jego rządami) własnego majątku, zrówna tych, którzy dzięki politycznej ustawie staną się właścicielami dóbr, które dawno temu (nie wiadomo, jakim prawem) należały do ich dziadków?
Amerykańscy Murzyni zgłaszają roszczenia do bilionowych odszkodowań za pracę niewolniczą ich przodków. Jeśli wygra Gore, te roszczenia będą rozważane. Niewolnictwo w Ameryce zniesiono w tym czasie, co w Polsce pańszczyznę. Dalejże, pokrzywdzeni potomkowie pańszczyźnianych chłopów, organizujcie się po amerykańsku, odbierzcie, co zabrano waszym przodkom, niech historycznej sprawiedliwości stanie się zadość w 100 procentach.

Wydanie: 2000, 47/2000

Kategorie: Bronisław Łagowski, Felietony

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy