Polski zaciąg do Iraku

Polski zaciąg do Iraku

Żołnierze, policjanci, personel dyplomatyczny i arabiści – Polacy szykują się do wyjazdu na Bliski Wschód Wojskowi nie mają wątpliwości – to jedna z największych i najpoważniejszych operacji w historii naszej armii. Mowa oczywiście o stworzeniu strefy stabilizacyjnej w południowej części Iraku, między Basrą a Bagdadem. Na jej czele stanie polski dowódca, generał Andrzej Tyszkiewicz, a trzon sił stabilizacyjnych stanowić będą nasi żołnierze. Z których jednostek? Które państwa oddadzą pod naszą komendę własnych żołnierzy? Przez cały ubiegły tydzień Ministerstwo Obrony Narodowej unikało oficjalnych odpowiedzi. Zainteresowanym dziennikarzom mówiono, że informacje na ten temat zostaną upublicznione dopiero po konferencji planistycznej, która odbędzie się w Warszawie w dniach 22-23 maja. Już teraz jednak wiadomo, że do Iraku wyjedzie nie 3-4 tys., a 1,5 tys. naszych żołnierzy, zaś pozostałych 500 pozostanie w kraju jako rzut rezerwowy. Z ewentualnymi uzupełnieniami nie będzie kłopotów – sztaby w całym kraju nie nadążają ponoć z przyjmowaniem zgłoszeń od ochotników. I nie ma się czemu dziwić – za miesiąc służby nad Zatoką Perską polscy wojskowi otrzymają od 600 do 2 tys. dol. dodatkowego wynagrodzenia, w zależności od stopnia i pełnionej funkcji. Do Iraku wyruszą na początku lipca, prawdopodobnie wyczarterowanymi samolotami LOT-u. Możliwe jednak, że ich transportem zajmą się Amerykanie. Pojadą kobiety? Forpoczta polskich sił stabilizacyjnych to stacjonujący w tej chwili nad Zatoką żołnierze GROM-u i 4. Brodnickiego Pułku Chemicznego. Nie wydaje się jednak, by ci pierwsi zostali użyci w charakterze sił policyjnych – komandosi zapewne wkrótce powrócą do kraju. Przebazowania z Jordanii do Iraku nie unikną za to chemicy. Dołączyć do nich mają żołnierze 18. Batalionu Desantowo-Szturmowego z Bielska-Białej – jednostki z doświadczeniem w podobnych misjach, sprawdzonej m.in. w Kosowie. Ponadto w rejon Bliskiego Wschodu wysłani mają być żołnierze z 25. Brygady Kawalerii Powietrznej z Tomaszowa Mazowieckiego, oddziały zmechanizowane ze Stargardu Szczecińskiego bądź Świętoszowa oraz logistycy z Opola i saperzy z Brzegu. Prawdopodobnie w misji zostanie użyty polsko-litewski batalion sił pokojowych LITOPOLBAT. Do żołnierzy dołączy także około 130 policjantów. W skład tzw. polskiej dywizji obok rodzimej brygady ma również wejść brytyjska brygada zmechanizowana. Swoje oddziały mają nam przekazać Bułgarzy, Ukraińcy, Hiszpanie i Filipińczycy. Całość sił stabilizacyjnych w sektorze polskim nie powinna przekroczyć 10 tys. wojskowych. Wraz z żołnierzami do Iraku mają również pojechać arabiści oraz mieszkający w Polsce Irakijczycy. Armia bowiem na gwałt potrzebuje tłumaczy, bez których współpraca z lokalnymi władzami i ludnością cywilną będzie niemożliwa. W MON mówi się o konieczności zatrudnienia kilkudziesięciu osób. Ochotnicy mogliby zarobić około 2 tys. dol. miesięcznie, jednak mimo tak atrakcyjnej gaży wojsko może mieć problemy z ich znalezieniem. – Po 1945 r. arabistykę ukończyło w Polsce niewiele ponad 800 absolwentów – mówi prof. Janusz Danecki z Uniwersytetu Warszawskiego. – Spora część tej grupy już nie żyje, wiele to osoby w podeszłym wieku. Spośród tych młodszych niemało jest takich, które po studiach przestały posługiwać się arabskim. Ponadto, cóż – mówimy o filologii. Te kierunki tradycyjnie są w Polsce zdominowane przez kobiety. A czy armia będzie zainteresowana współpracą z paniami? Czy one same się zgodzą na wyjazd do Iraku? Przecież nie chodzi o relaksującą wycieczkę krajoznawczą, ale o bardzo niebezpieczną misję. Kto zechce wrócić do ojczyzny? Jednak nawet jeśli oferowane przez MON warunki okażą się dla arabistów wystarczająco atrakcyjne, nie oznacza to, że ich obecność w Iraku rozwiąże problemy językowo-komunikacyjne polskiej dywizji. Sama umiejętność posługiwania się językiem nie idzie bowiem w parze ze znajomością lokalnych stosunków i obyczajów. Celem misji stabilizacyjnej ma być przecież budowanie od nowa lokalnych i regionalnych struktur władzy, czego nie da się efektywnie zrobić bez znajomości tła społeczno-kulturowego. Wydaje się, iż w tej sytuacji niezwykle przydatni byliby mieszkający w Polsce Irakijczycy. Czy jednak wystarczająca ich liczba zdecyduje się powrócić do zrujnowanej ojczyzny? Jest jeszcze inny problem – większość irackich imigrantów w Polsce przybyła tu na przełomie lat 70. i 80. Od tego czasu aż do swojego upadku Saddam Husjan zdołał przeorać irackie społeczeństwo, istotnie nadwerężając jego tradycyjną strukturę, więzi i wartości. Możliwe zatem, że powróciwszy po latach, iraccy emigranci również będą mieli

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2003, 21/2003

Kategorie: Świat