Polskie listopady – wersja light

Polskie listopady – wersja light

PHOTO: EAST NEWS/EAST NEWS PHOTO W.TRACZYK/EAST NEWS WARSZAWA FSO - ROCZNICA - MOTORYZACJA 6 LISTOPADA 1951 ROKU O GODZINIE 14:00 Z TASMY MONTAZOWEJ FABRYKI SAMOCHODOW OSOBOWYCH NA ZERANIU ZJECHALA PIERWSZA WARSZAWA M20. Z OKAZJI SWIETA MILOSNICY SAMOCHODOW SPOD MARKI FSO ZORGANIZOWALI ZLOT, ZWIEDZANIE WYSTAWY CZASOWEJ W MUZEUM TECHNIKI A TAKZE PRZEJAZD KOLUMNY AUT DO FABRYKI ORAZ ZWIEDZANIE FSO MOTORYZACJA HISTORIA SAMOCHOD AUTO N/Z MUZEUM TECHNIKI - WYSTAWA O FSO HISTORYCZNE ZDJECIA 4/11/2006 Warsaw, the Technique Museum The first car Warszawa M20 has been produced on the 6th of November 1951. Nowadays FSO SA (Car Factory) produces Matiz and Lanos cars. Pictured here exhibition about FSO

29 listopada 1990 r. zniesiono ograniczenia w sprzedaży napojów alkoholowych, czyli życie wraca do normy Tegoroczny listopad został zdominowany przez TĘ rocznicę. Jakże niesłusznie! Bo w jej cieniu nikną dziesiątki innych wydarzeń z rodzimej historii związanych na zawsze z listopadem. A bywało, że organizowały nam życie równie intensywnie jak fakt przekazania przez Radę Regencyjną 11 listopada 1918 r. władzy nad podległym jej wojskiem Józefowi Piłsudskiemu. Którą to datę uznano za Święto Niepodległości dopiero 20 lat później. A tymczasem… 1 listopada 1925 r. Założono Wyższą Szkołę Oficerską Sił Powietrznych w Grudziądzu. Oczywiście nie stała się nawet w części tak sławna jak 18. Pułk Ułanów z Grudziądza, o którym dziś przypomina tam rzeźba ułana i dziewczyny wzniesiona wysoko na wiślanej skarpie. „Mają dupy jak z mosiądza / to ułani są z Grudziądza”, głosiła przedwojenna żurawiejka powtarzana z ochotą (i ze złośliwą uciechą) przez Bogumiła Kobielę i Zbyszka Cybulskiego w kabarecie Bim-Bom. Najbardziej znanym absolwentem grudziądzkiej szkoły sił powietrznych był por. Franciszek Żwirko (promocja w roku 1924), samorodny talent pilotażu. „Pokazywałem cuda. Opowiadają, że u widzów krew się w żyłach ścięła na widok moich akrobacji”, pisał do narzeczonej, późniejszej żony, Agnieszki Kirskiej. Ale to nie akrobacje sprawiały największą przyjemność kadetowi Żwirce. Kiedy tylko zobaczył, że kawaleria ustawia się w szyku na pobliskim poligonie, pikował swoją maszyną tuż nad szeregiem. Spłoszone konie zmykały na wszystkie strony. Kadet Żwirko szalał z uciechy. Oczywiście sypały się raporty karne, ale niewiele to pomagało. Franek Żwirko po prostu nie umiał się powstrzymać… 1985 r. Zniesiono reglamentację cukru. „Ja pracuję nad doniosłym wynalazkiem! – tłumaczył Marysi Mieczysław Czechowicz w komedii „Poszukiwany, poszukiwana” (1972). – Chodzi o potwierdzenie procentu cukru w cukrze w zależności od podziemnego promieniowania na tym terenie. A dzięki mojemu wynalazkowi dojdzie do tego, że w ogóle nie trzeba będzie sadzić buraków na cukier. Tyle będzie cukru w cukrze!”. Niestety, wynalazek „profesora” nie uratował polskiego cukrownictwa. Cukier był od 1976 r. towarem sprzedawanym w PRL na kartki. Miesięcznie dostawało się kartkę na 2 kg cukru po 10,50 zł. Można było go dokupić, ale już po 26 zł za kilogram. Czyli – jak to się nazywało – po cenie komercyjnej. Reglamentację wprowadzono, mimo że za Gierka byliśmy potęgą buraczaną (jakkolwiek to brzmi). Buraki rosły u nas na powierzchni grubo ponad pół miliona hektarów. Można było nimi zasłodzić cały Układ Warszawski. Teoretycznie. Bo co z tego, że punkty skupu na zakończenie kampanii buraczanej tonęły w surowcu, skoro przemysł nie był w stanie go wchłonąć. I tak kampania buraczana kończyła się w styczniu-lutym następnego roku. A jak buraki poleżały sobie na deszczu i mrozie, to „poziom cukru w cukrze” spadał w nich do 20%, a nawet do 10% tego, co zawierały wcześniej. I karmiło się nimi bydełko… 2 listopada 1830 r. Fryderyk Chopin wyjechał z Warszawy do Kalisza – a stamtąd do Paryża – opuszczając ojczyznę na zawsze. Przekleństwo emigracji? Niekoniecznie. Bo zawsze można próbować sobie wyobrazić, jak wyglądałaby światowa muzyka, gdyby rodzina Chopinów w roku 1810 nie przeprowadziła się z Żelazowej Woli do Warszawy i gdyby Fryderyk nie przeniósł się później z Warszawy do Paryża. Jak wyglądałaby polska literatura, gdyby Adaś Mickiewicz wyskoczył tylko na krótkie studia do Wilna, a potem wrócił do Nowogródka i osiadł tam na resztę życia? Jak potoczyłaby się historia nauki, gdyby Maria Skłodowska nie wyjechała w 1891 r., by studiować na Sorbonie (w Królestwie Polskim prawo nie pozwalało kobietom na takie fanaberie jak uczelnia)? Jak miałaby się polska poezja, gdyby Czesław Miłosz po wojnie pobył sobie tym attaché kulturalnym w Paryżu, a po skończeniu kadencji grzecznie wrócił do kraju? I pozostał w nim, drukując coś raz po raz w „Twórczości”, o ile wpuściłby go na łamy Jarosław Iwaszkiewicz (panowie za sobą nie przepadali). A poza tym ciągle starałby się o przydział miejsca w Domu Pracy Twórczej literatów w Oborach, co zapewne pochłaniałoby całą jego energię. 3 listopada 2005 r. „Klan” (TVP 1) jako pierwszy polski serial telewizyjny osiągnął granicę tysiąca odcinków. Okazał się też najpowszechniejszym i najskuteczniejszym uniwersytetem. Kiedy Krystyna Lubicz poddała się mammografii, liczba Polek, które pobiegły się przebadać, z dnia na dzień skoczyła o kilkaset procent.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2018, 46/2018

Kategorie: Obserwacje
Tagi: Polska