Poroniona akcja?

Poroniona akcja?

– To był a tzw. ciąża obumarła, a nie aborcja – spokojnie relacjonuje ginekolog, Marek K. – Skończyłem zabieg, już zbieraliśmy się do wyjścia, gdy ktoś zadzwonił do drzwi. Okazało się, że to policja. Od razu domyśliłem się, po co przyszli. Policjantów było dwóch. Jeden zatrzymał mnie i anestezjologa w gabinecie, drugi wyprowadził pacjentkę do poczekalni i zaczął ją wypytywać, po co tu przyszła. Policja zabrała reklamówkę, w której był usunięty materiał, narzędzia ginekologiczne. Pacjentkę zaraz przewieziono na badania do szpitala, w którym pracuję. Nie było tak, jak opisywały niektóre gazety – żadnego wyważania drzwi ani przemocy czy brutalnego traktowania. Funkcjonariusze zachowywali się spokojnie, oni wykonywali swoją pracę. Mam natomiast uwagi co do zabezpieczenia płodu oraz wstępnego przesłuchania pacjentki, lecz są to moje dowody obronne i nie chcę ich ujawniać publicznie przed procesem. Pacjentka N.N. Lubliniec, niewielkie miasto leżące niedaleko Częstochowy, znane było dotąd w województwie śląskim ze szpitala psychiatrycznego i więzienia dla kobiet. Od stycznia tego roku stało się głośne w całej Polsce za sprawą ginekologa, Marka K. Został on oskarżony o aborcję. Miasto przeżyło oblężenie dziennikarzy. Pierwszego dnia po ujawnieniu tej sensacji na rynku lublinieckim pojawiło się ponad 20 ekip telewizyjnych i radiowych. Dziennikarze przepytywali wszystkich – przechodniów, sklepikarzy, kioskarki. W tym tumulcie doszło nawet do wywrócenia sprzętu operatorskiego. Nikomu jednak nie udało się ustalić personaliów pacjentki. To zasługa czujnej, miejscowej prokuratury. Szef prokuratury, Zbigniew Chromik, jest już przyzwyczajony do rozmów z dziennikarzami. Po tym, czego nasłuchał się od reporterek z kobiecych pism, zachowuje uprzejmy dystans. Ale widoczne jest, że cieszy się, iż akt oskarżenia jest już gotowy i teraz kto inny będzie się martwił tą kontrowersyjną sprawą. Udało mi się – choć z wielkim trudem – namówić ginekologa do przedstawienia swojej wersji wydarzeń. Umówiliśmy się w szpitalu. Zastrzegł się: – Proszę, aby pani nie mówiła pielęgniarce, kim jest. I nie umieszczała w artykule mego nazwiska. Była szansa na pracę Marek K. ma około czterdziestki. Wydaje się opanowany i pogodny, jednak palony raz za razem papieros zdradza, w jakim żyje stresie. Jego niefortunna pacjentka korzysta z porad Marka K. od wielu lat. Ma 32 lata, pochodzi z okolicznej wsi. Jest matką czwórki dzieci, lekarz prowadził wszystkie jej ciąże, a przy trzech porodach asystował osobiście. – Przyszła do mnie na początku roku z podejrzeniem, że po raz kolejny jest w ciąży. Nie chciała tego dziecka, gdyż sytuacja materialna rodziny jest trudna. Pracował tylko mąż, niewiele zarabiał. Rozważała więc możliwość usunięcia ciąży, tym bardziej że właśnie po wielu latach udało jej się dostać pracę, na której bardzo jej zależało. Ciąża była bardzo wczesna, wręcz niewykrywalna podczas pierwszej wizyty, więc przepisałem jej najpierw leki testujące. Potem, przy pomocy USG stwierdziłem, że 6-tygodniowy płód jest obumarły – nie było akcji serca, wskazywało też na to położenie pęcherzyka ciążowego. Ciąża obumarła jest inaczej nazywana poronieniem zatrzymanym. Płód nie wydalił się samoistnie. Mogło się to skończyć zatruciem organizmu. O tym, że usunięcie płodu odbędzie się w prywatnym gabinecie, zdecydowała pacjentka. Zależało jej na czasie – właśnie ze względu na perspektywę podjęcia pracy. W szpitalu musiałaby poczekać na swoją kolej, ok. 2-3 tygodni. Wolała zapłacić 1000 zł. – Znałem jej sytuację materialną, ale przecież miał to być zabieg w gabinecie prywatnym. Nie mogę w nim pracować charytatywnie. Każdy zabieg ginekologiczny jest obarczony ryzykiem powikłań, czasami groźnych dla życia. Przeprowadzony był w uśpieniu, pod nadzorem anestezjologa. Biorąc to wszystko pod uwagę, pacjentka zaakceptowała cenę – twierdzi ginekolog. Pytam, czy jest zwolennikiem aborcji. Gwałtowny obrót ciała, zduszony głos: – Absolutnie nie. Nigdy nie wykonałbym zabiegu bez potrzeby. Aborcja to ostateczność, ale przecież trafiają się różne przypadki. Lekarzem jestem od 17 lat, miesięcznie udzielam ok. 300 porad w poradniach “K”. Nie uważam, aby zjawisko aborcji było niepokojące, masowe. Chodziło o czas Duże emocje w tej sprawie wzbudził prokuratorski nakaz przebadania pacjentki zaraz po zabiegu. Badano ją dwukrotnie, najpierw w szpitalu miejskim,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2000, 24/2000

Kategorie: Kraj