Dyskusja o planie Hausnera zbliżyła się do końca; niestety, dotyczyła ona tylko szczegółów. Nikt nie postawił natomiast pytania, czy istnieje alternatywa wobec tego planu. Istotę planu Hausnera stanowi zamiar ograniczenia wydatków publicznych po to, by rozpocząć proces stopniowego zmniejszania deficytu budżetu państwa; zgodnie z logiką liberalnej doktryny gospodarczej: im mniejszy jest ten deficyt, tym wyższe tempo rozwoju. Innego wyjścia liberałowie nie widzą. Krytycy tego planu wywodzący się z grupy ortodoksyjnych liberałów zwracali uwagę na niewystarczającą obniżkę wydatków państwa, proponując terapię jeszcze bardziej radykalną. Dopiero wtedy, ich zdaniem, deficyt budżetowy zmalałby znacząco i od razu, a dynamika rozwoju uzyskałaby widoczne przyspieszenie. Jerzy Hausner nie ukrywał swych sympatii dla takiego scenariusza i przyjąłby go zapewne, gdyby nie związki zawodowe i groźba protestów społecznych. O co bowiem chodzi w oszczędnościach budżetowych? Przede wszystkim o zmniejszenie wydatków państwa na renty i emerytury, na ubezpieczenie rolników, służbę zdrowia, opiekę socjalną, zasiłki dla bezrobotnych. Zmniejszeniu bądź wręcz likwidacji ulec powinny też dopłaty do branż nierentownych, w tym zwłaszcza do górnictwa i hutnictwa. Oznacza to w praktyce odejście od modelu państwa opiekuńczego na rzecz modelu „pomóż sobie sam”. Zadanie, jakie ma wykonać Hausner, jest niezwykle ambitne. Sytuacja gospodarcza i społeczna w Polsce jest bowiem więcej niż trudna. Główną przyczyną tych trudności jest recesja, i to nie tylko w naszym kraju, lecz także w Europie. Swobodę wyboru ma Hausner niezbyt wielką. Zasadniczym drogowskazem dla wyboru metod rozwoju jest zapoczątkowana przed dwudziestu laty transformacja gospodarki amerykańskiej (w formie Reaganomiki). Amerykańskie doświadczenia Reaganomika przyniosła niekwestionowane efekty Stanom Zjednoczonym. Miejsce stagnacji w rozwoju gospodarczym zajęło ożywienie, a zbliżony do zera wzrost PKB ustąpił miejsca sześcio-, siedmioprocentowej dynamice. Towarzyszył temu niezwykle szybki postęp technologiczny, organizacyjny i informatyczny, co pozwoliło USA zostawić daleko w tyle Japonię i Europę Zachodnią, które jeszcze tak niedawno miały całkiem realną szansę zdobycia pozycji lidera światowego. Ten swego rodzaju cud gospodarczy Stany Zjednoczone zawdzięczają właśnie doktrynie liberalno-monetarnej, na której oparto politykę gospodarczą. Polegała ona na ograniczeniu interwencjonizmu państwa i zwiększeniu dozy wolnego rynku, obniżce udziału budżetu w produkcje krajowym brutto, a w ślad za tym na zmniejszeniu zarówno dochodów, jak też wydatków budżetowych państwa. Producentom obniżono podatki, a konsumentom – różnego typu dotacje. Państwo przestało się martwić o bezrobocie, koncentrując uwagę na zwalczaniu inflacji. Podporządkowanie rozwoju gospodarczego i społecznego zasadzie help yourself zaczęło przynosić szybko pozytywne rezultaty. W gospodarce oznaczało ono skazanie na bankructwo wszystkich tych przedsiębiorstw, które bez dotacji państwa nie mogły się utrzymać na rynku, bo były zbyt drogie. W sferze społecznej ograniczenie dopłat pozwoliło państwu zaoszczędzić część wydatków na cele socjalne i bardziej efektywnie je wykorzystać poprzez zwiększenie dochodów przedsiębiorców (w wyniku obniżki podatków). Unia Europejska jako całość weszła na proamerykańską drogę rozwoju, wprowadzając od płowy lat 80. szereg reform o charakterze liberalno-monetarnym. Co więcej, UE przyjęła jednocześnie kurs na integrację ponadpaństwową, coś na wzór federacji stanów amerykańskich. To, czego dokonały USA w sferze rozwoju gospodarczego w ostatnich kilkunastu latach, można porównać do rozwinięcia prędkości superekspresu, UE goni je pociągiem najwyżej pospiesznym, my zaś za Unią poruszamy się ciuchcią, niekiedy wręcz zaprzęgiem konnym. Nie chodzi przy tym wyłącznie o tempo wzrostu produktu krajowego brutto, tu chwilami bywamy nawet lepsi niż UE, ale o postęp technologiczny i jakościowy w produkcji, o tempo przemian w zarządzaniu i organizacji, o osiągnięcia w nauce. Przyczyny naszego nienadążania nie są tylko i wyłącznie historyczne; błędami poprzedników najłatwiej wytłumaczyć własną niemoc i niekompetencję, do których zaliczam także bardzo niski poziom wiedzy ekonomicznej u rządzących i skłonności do bezkrytycznego powielania wzorców zagranicznych w polityce ekonomicznej. Przenosząc na polski grunt rozwiązania liberalno-monetarne, Jerzy Hausner nawet nie usiłował postawić pytania, czy w naszych, polskich warunkach przyniosą one podobne efekty jak w krajach, które je pierwsze zastosowały. Zbyt łatwo uległ on presji „ekspertów” z MFW i BŚ, którzy takimi drobiazgami w ogóle się nie zajmują. Oczekiwane patologie Nie należy kwestionować atutów ekonomicznych rozwiązania
Tagi:
Paweł Bożyk









