Pożytki z Andrzeja Urbańskiego

Dwaj telewizyjni Tomasze budzili niedawno współczucie społeczeństwa. Wyrzucony z publicznej Tomasz Kammel i wyautowany z Polsatu Tomasz Lis. Teraz Lisowi już nie współczują, bo otrzymał wypasiony kontrakt od prezesa TVP SA, Andrzeja Urbańskiego. Szybko grono „życzliwych” i arcymoralnych przypomniało Lisowi wszystkie psy, jakie na publicznym medium wieszał. Przypomniano, jak publiczną telewizornią gardził. A teraz wystarczyło 100 tys. miesięcznie i Lisowi publiczna telewizja, nawet ta sPiSiała, miłą jest.
Życzliwi i arcymoralni nie wspominają, że do publicznej wraca też Bronisław Wildstein. Prezes TVP SA wyrzucony przez to samo PiS, które go na prezesowskim stolcu obsadziło. Wyrzucony, by opróżnić miejsce dla Andrzeja Urbańskiego. Już w chwilę po dymisji Bronisław Wildstein nie pozostawił cienia wątpliwości, że przyjście Urbańskiego to czas zgiełków ideowych i moralnych, zwycięstwo ohydnej, bezideowej komerchy. Symbolem zmian na gorsze miał być powrót na wizję psa Szarika, którego prezes Wildstein z emisji wygryzł, doprowadzając na skraj eksterminacji. Szarik zmartwychwstał i teraz będą z Wildsteinem żyli w jednym domu.
Kiedy rządziło PiS z przystawkami, prezes Urbański był posłusznym, lecz nietwórczym realizatorem linii partii. Telewizja publiczna w czasie wyborów sprzyjała jawnie PiS, na co zwrócili uwagę nawet członkowie telewizyjnej rady programowej. Sprzyjała tak żarliwie, tak niefachowo, że zdołowała w kampanii partię braci Kaczyńskich. Za to obecna koalicja powinna być prezesowi Urbańskiemu wdzięczna.
Koalicja wygrała i prezes Urbański od razu przypomniał sobie o misji telewizji publicznej, konieczności prezentowania różnych poglądów. Przyciągnął Lisa, o którym marzyła komercyjna konkurencja. Pożałował publicznie, że ugiął się i nie dał programu Sławomirowi Sierakowskiemu. No i zatrudnił Wildsteina, na którego chętniej oglądany program Lisa z reklam zarobi. Dał też pracę dwóm wszechpolakom, byłym posłom LPR, bo byli koalicjanci też posady mieć muszą. Nie otworzył się na razie tylko na lewicę, ale może coś jeszcze z rękawa wyciągnie. Przypadek prezesa Urbańskiego dowodzi tezy, że dobrze jest, kiedy prezes publicznej telewizji nie jest związany z rządzącą koalicją. Taka szorstka przyjaźń może prowadzić nawet do pluralizmu.
Rządząca obecnie koalicja chce wyrzucić z roboty prezesa Urbańskiego. By to uczynić, musi zmienić ustawę. Dwa lata temu PiS też zmieniło i wywaliło potem wszystkie władze wszystkich mediów publicznych niezwiązanych z PiS. PiS udało się, bo nie siliło się na reformy mediów czy Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Obecni rządzący są bardziej obłudni i głoszą, że będą wywalać, ale przy okazji reformowania. Reformować na szybko mediów jednak nie można, bo Platforma nie ma ani gotowej ustawy, ani nawet jej spójnej koncepcji. Kiepsko napisana i przegłosowana ustawa zostanie zaskarżona do Trybunału Konstytucyjnego albo zawetowana przez prezydenta. Zablokowana. Ośmieszona w mediach. Wzmocni obecne władze telewizji publicznej. Dobra wymaga czasu. To czas dla prezesa Urbańskiego, który z politruka zamienia się właśnie w obrońcę pluralizmu. I jak tu Polski nie kochać?

PS Zapraszam do czytania i komentowania mojego bloga: www.gadzinowski.bloog.pl.

 

Wydanie: 03/2008, 2008

Kategorie: Felietony

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy