Prawicowa sekta i co z tego wynika dla Polski

Prawicowa sekta i co z tego wynika dla Polski

Po ostatnich wypowiedziach Jarosława Kaczyńskiego wielu komentatorów życia publicznego próbowało na różne sposoby wyjaśniać przyczyny jego dość egzotycznych zachowań. Zazwyczaj te diagnozy szły w kierunku wyjaśnień psychologicznych czy parapsychiatrycznych. Skupiały się też tylko na Kaczyńskim i jego wąskim otoczeniu. To błąd. Choć czynnik psychologiczny odgrywa dość istotną rolę w opisywaniu zachowań Kaczyńskiego, to problem jest bardziej społeczny i polityczny. I nie dotyczy tylko prezesa PiS, ale również jego zwolenników i tych, którzy szukają w PiS ucieczki przed wszystkimi problemami. Do charakterystyki środowiska PiS bardzo pomocny może być opis sekty autorstwa niemieckiego socjologa Güntera Kehrera. Jak twierdzi niemiecki uczony, sekta pomimo misyjnego charakteru nie dąży do osiągnięcia uniwersalnego charakteru – nie każdy może być jej członkiem. Wstęp do środka sekty mają tylko ci, którzy ściśle akceptują porządek świata narzucony przez przywódcę i jego pomocników. Od nowych członków oczekuje się zazwyczaj deklaracji osobistego nawrócenia. Stosunek sekty do zewnętrznego otoczenia może przybierać różne formy – wszystkie jednak zasadniczo wykluczają gotowość do kompromisu. Jak twierdzi Kehrer: „Ponieważ sekta absolutyzuje własny system wartości, przeto może ona manifestować dezaprobatę dla świata, wyrażającą się poprzez rezygnację, obojętność lub postawę wojującą”. Na razie Kaczyński wojuje z całym otoczeniem, ale niewykluczone, że wraz ze spychaniem na margines życia publicznego popadnie w obojętność i straci zupełnie kontakt z rzeczywistością. Niezależnie od tego – dodaje Kehrer – „sekta musi utrzymywać wysokie standardy w zakresie kryteriów członkostwa. Oznacza to rygorystyczną dyscyplinę wewnętrzną, w której przewidziana jest również możliwość wykluczenia ze wspólnoty”. To już mogliśmy zobaczyć w PiS. Ci, którzy poza sektą nie widzą życia dla siebie, są w stanie upokorzyć się, ogłosić autokrytykę i nadal uznawać swojego wodza za jedynego i nieomylnego dawcę prawdy – wszystko, byle wrócić na łono członków zamkniętej wspólnoty. Ilustracją tego mechanizmu było nawrócenie Elżbiety Jakubiak na jedyną słuszną drogę interpretacji myśli i działań Prezesa. Im bardziej zewnętrzny świat wydaje się wrogi, tym bardziej chwiejni członkowie mogą zostać wyrzuceni, oskarżeni o zdradę i naznaczeni piętnem tych, którzy zawsze byli obcy i w głębi duszy kolaborowali od dawna z wrogami Prawdy. Mamy wodza, jest święty męczennik, który zginął w czasie swojej misji, i są jeszcze niestrudzeni wyznawcy. Od klasycznej sekty PiS różni kontekst społeczny. Zazwyczaj jest to grupa żyjąca na marginesie i z boku głównych wydarzeń. W polskich warunkach owa sekta próbuje cały czas narzucać tematy debat i dyskusji politycznych głównego nurtu życia publicznego. Od tygodni mamy więc Smoleńsk, krzyż i pamięć o męczennikach. Generalnie następuje fetyszyzacja ofiar i walki o jedyną słuszną pamięć o historii. Ostatnio pojawiła się kolejna forma tego procesu – przy różnej okazji „prawdziwi Polacy” organizują marsze z pochodniami. Skojarzenia z ruchami faszystowskimi są jednoznaczne. Największym beneficjentem tego zamieszania jest oczywiście PO. Może do woli po cichu robić swoje i choć ludzie w pewnych sytuacjach narzekają na rozwój wydarzeń w kraju, to w innych patrząc na szaleństwa wyznawców Kaczyńskiego, dla świętego spokoju popierają PO. Bo choć nie jest to już młoda panna na wydaniu, ale coraz mniej powabna i zużyta ciotka partia, to w porównaniu z nieobliczalnością PiS o twarzy zaciętego Jarosława Kaczyńskiego PO może sprawiać wrażenie wciąż atrakcyjnej oferty. Przynajmniej na kolejny sezon polityczny. Ten klincz może trwać teoretycznie w nieskończoność. Chyba że pojawi się ten trzeci gracz… Aby jednak lewica mogła zakończyć coraz nudniejszy spektakl dwóch partii prawicowych, musi osłabić główny atut PO – strach przed PiS. Najskuteczniejszym sposobem przykręcenia kurka z życiodajnym paliwem dla PO jest ukazanie, że lewica lepiej i bardziej stanowczo potrafi oddalić upiory w stylu Ziobry. W praktyce przełożyłoby się to na spychanie pisowskich fundamentalistów na bok i wysunięcie się lewicy na pozycję drugiej siły politycznej w kraju. Przeskoczenie PiS w wynikach badań poparcia społecznego oznaczałoby w rzeczywistości jednoczesne ograniczanie przez lewicę atutów i powabów PO. To zadanie na najbliższe tygodnie kampanii samorządowej – tam, gdzie się da, SLD musi stawać się drugą siłą. Im więcej takich powiatów i regionów by się

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2010, 39/2010

Kategorie: Felietony, Piotr Żuk
Tagi: Piotr Żuk