Jestem na placu Bankowym. Marsz wolności. Za długie wystąpienia. Wszystko powinno dziać się szybciej. Zwlekanie zabiera siłę i energię, ach, ta powszechna u nas skłonność do ględzenia. A jaki jest koń, każdy widzi. Wołanie: „Ręce precz od…” to niestety kalka z czasów komunistycznych. Przemarsz na plac Konstytucji. Ratusz podał, że było 100 tys. uczestników, policja – że 12 tys. Między tymi dwiema liczbami jest otchłań, z której ciągnie zatęchłym chłodem.
•
W Białej Podlaskiej Jarosław Kaczyński odsłania pomnik brata i bratowej. Czyli swój własny, bo jest kopią brata. Przemawiając na odsłonięciu, mówi, że w każdym mieście powinien stanąć pomnik jego brata geniusza. Ten pomnik jest szczytem kiczu, braku gustu, jest kropka w kropkę w stylu północnokoreańskich pomników rodziny Kimów. Pomniki, nie tylko ich temat, ale też estetyka, wiele mówią o reżimie, który je stawia.
•
Białystok po latach. Nie do wiary, jak się zmieniło to miasto. Piękny pałac Branickich, w parku tryskają fontanny, centrum niedawno przerobione na wielki plac i deptak. Niezwykła perspektywa od neogotyckiego kościoła przez ratusz i dalej, do białej i ażurowej wieży kościoła św. Rocha na wzgórzu. Kawiarnie, restauracje, puby. Miasto ma dobrą komunikację, jest spokojne i czyste. Rewelacja! Prezydent wybrany został na trzecią kadencję. Ludzie więc widzą, jak wiele zrobił dla miasta, ale jest podobno otoczony przez prawicę, która próbuje go zagryźć, bo był związany z PO.
•
Z dziećmi w cyrku Korona, który rozbił namiot w pobliżu. Lubię jarmarczność cyrku i to, że od stuleci tak mało w nim się zmieniło. Ale i tu jest postęp, kawiarenka przy namiocie i toalety z wodą. I wielka nowość – prośba o podpisywanie petycji, by zwierzęta mogły występować w cyrku (Jaki będzie cyrk bez zwierząt? To będzie jak gorzkie ciasto). A szykuje się zakaz, by nie dręczyć cyrkowo zwierząt. Czyli koniec lwów, słoni w cyrku. A co z psami i ptakami? W tym cyrku występował kogut. Kogut też będzie objęty humanitaryzmem. A najzabawniejszy był numer z małym pieskiem, który zdawał się szczęśliwy ze swojej roli. Mam mieszane uczucia, równie dobrze można zakazać jeździć konno i uczyć psy podawania łapy. Po spektaklu tłum się tłoczy, błoto, artyści cyrkowi zaś, zdemaskowani, przemykają chyłkiem do swoich przyczep.
•
Do Muzeum Narodowego. Wystawa drzeworytów japońskich z kolekcji Jerzego Leskowicza. Niebywały zbiór, piękna wystawa, tłum ludzi. Czekam potem na tramwaj, podejrzanie pusto na przystanku, obok siedzi jakiś pijak ze swoim niewielkim dobytkiem, w strasznym stanie. Wyciąga do mnie rękę, myślę: będzie prosił o pieniądze. Rzadko daję, ale teraz bym dał, bo miał w sobie coś wzruszającego. A ten mówi: „Będziemy tu siedzieć dwa tygodnie i nic nie pojedzie”. „A czemu?”, pytam. „Manifestacja idzie”. I rzeczywiście widzę, że policja blokuje Aleje Jerozolimskie. „A jaka manifestacja?”, pytam naiwnie. „Polityczna – mówi pijak – K… polityki, niech wszystkich szlag trafi z ich stołkami! Napijesz się? Mam czyściutki spirytus”. Odmawiam i głupio mi, przecież ten spirytus dla niego ważniejszy niż złoto. Widzę, że tramwaju nie będzie, więc ruszam, a tam, Alejami, gdzieś w oddali jakby jechała wielka lokomotywa parowa. To czoło pochodu, uwyraźniają się flagi biało-czerwone i zielone, tłum w kolumnie marszowej. Słyszę ryk: „Wielka Polska, katolicka!”. Maszerują zgodnie jak falanga, co drugi osobnik, a są też osobniczki, dzierży flagę polską i ONR, ogoleni na łyso, ubrani na czarno. Berlin, rok 1933… „ONR, awangarda polskiego nacjonalizmu, jest organizacją zdolną do tego, aby ponieść ten płomień nadziei dla odrodzenia ideałów narodowych, katolickich w państwie polskim, do budowy państwa narodowego, katolickiego”, mówił potem zastępca kierownika głównego ONR Tomasz Dorosz. „To Kościół nasz ma sojusznika”, myślę. Ale potem w autobusie czytam „Gazetę”, jest oświadczenie Episkopatu przeciwko nacjonalizmowi, ładne. Jak to przełknęli endeccy biskupi, tego nie pojmuję. Pewnie teraz cierpią na niestrawność, ze starym endekiem abp. Henrykiem Hoserem na czele.
•
Już z archiwum – marionetka, która jest prezydentem RP, powiedziała w jakimś wywiadzie: „Miejmy tego świadomość, że dzisiaj dzieci i wnuki zdrajców Rzeczypospolitej, którzy tutaj walczyli o utrzymanie sowieckiej dominacji nad Polską, zajmują wiele eksponowanych stanowisk w różnych miejscach, w biznesie, mediach. Oni nigdy nie będą chcieli się zgodzić na to, żeby prawda o wyczynach ich ojców, dziadków i pradziadków zdominowała polską narrację historyczną, będą zawsze przeciwko temu walczyli”. To jest głupie i podłe, dzieci, tym bardziej wnuki, nie ponoszą odpowiedzialności za swoich przodków. Chyba że uzna się, że to obciążenie genetyczne. Ale wtedy mamy faszyzm.
Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy