Wyzysk nie kontrolowany

PRAWO I OBYCZAJE

Nieznajomość prawa nie usprawiedliwia niko­go, powiadali już starożytni Rzymianie (ignorantia iuris excusat neminem). Mądra ta sentencja w praktyce nie dotykała jednak moż­nych tego świata, którzy z pełną nawet świado­mością często prawa gwałcili (również takie, które sami ustanowili!).

W nieznajomości prawa celują politycy, na­wet ze szczytów władzy oraz, jak się ostatnio okazało, także pretendenci do najwyższego urzędu w państwie. Jeden z nich oburzał się np., że A. Kwaśniewski podjął postępowanie w sprawie ułaskawienia M. Zagórnego. Kandy­dat ubiegający się o prezydenturę powinien chyba wiedzieć, że Prezydent RP musi rozpa­trzyć każdy wniosek o ułaskawienie, jaki do nie­go wpłynie.

Można ostatecznie wybaczyć ważnej perso­nie, że nie potrafi poruszać się samodzielnie w zawiłym labiryncie praw bardzo szczegóło­wych. Trudno jednak odpuścić osobie występu­jącej publicznie nieznajomość praw podstawo­wych. Ignorancja taka wyrządza państwu i jego obywatelom niepowetowane szkody (przykład niedawny: nieudana próba powszechnego uwłaszczenia).

Prawa nie znają skrajni liberałowie, forsują­cy z zapałem godnym lepszej wiedzy np. po­stulat rezygnacji z płacy minimalnej i pozosta­wienia pracodawcom pełnej swobody (czyt. swawoli) w ustalaniu wysokości wynagrodzeń za pracę. Za taką “wolnością”, budzącą skojarzenia z wilczym kapitalizmem, opowiedział się m.in. członek Rady Polityki Pieniężnej, B. Grabowski, w tygodniku “Wprost” nr 11 z br.: “Czas skończyć z nieszczęsną płacą mi­nimalną, która powoduje, że pracodawcom nie opłaca się tworzyć nowych miejsc pracy”. Co z tego wynika? Ano to, że pracownicy w wa­runkach szalejącego bezrobocia powinni być zdani na łaskę i niełaskę właścicieli środków produkcji w dyktowaniu im głodowych wyna­grodzeń za pracę.

Konstytucja przewiduje w art. 65 ust. 4, że minimalną wysokość wynagrodzenia za pracę lub sposób jej ustalania określa ustawa. Tak określone minimum chroni pracowników przed nie kontrolowanym wyzyskiem. Jest to zara­zem konkretyzacja normy ogólniejszej, zapisa­nej w art. 24 Konstytucji, według której “praca znajduje się pod ochroną Rzeczypospolitej Polskiej”.

Przeciwnicy płacy minimalnej nie wiedzą też, że Międzynarodowy Pakt Praw Gospodar­czych, Socjalnych i Kulturalnych (ratyfikowany przez Polskę) przewiduje prawo każdej osoby do “słusznej płacy i równego wynagrodzenia za pracę o równej wartości” (fair wages and equal remuneration for work of equal value without of any kind). Z tym postanowieniem harmonizuje art. 13 kodeksu pracy RP, w którym prawo do “godziwego” wynagrodzenia za pracę zostało uznane za jedną z podstawowych zasad prawa pracy.

Naszego kraju nie stać jeszcze na wprowa­dzenie jako obowiązującego standardu tzw. płacy rodzinnej. Według Europejskiej Karty Socjalnej, wynagrodzenie za pracę powinno być tak ustalane, aby zapewniało pracowni­kom i ich rodzinom przyzwoity poziom życia (remuneration sufficient for a decent standard of living for them selves and their families). Ko­mitet Niezależnych Ekspertów Rady Europy za płacę godziwą uznał taką, która wynosi co najmniej 68% przeciętnego wynagrodzenia krajowego (kryterium to traktowane jest jednak elastycznie w zależności od kraju). Organiza­cja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD), do której Polska należy, uznała już dawno temu, że minimalny poziom życia (“próg ubóstwa”) kształtuje się na poziomie około 66% dochodu narodowego na głowę ludności. Według naszego prawa, nie dorów­nującego tym standardom, wynagrodzenie musi być “godziwe” przynajmniej w tym zna­czeniu, że jest ekwiwalentne wobec świadczo­nej pracy danego rodzaju, zgodne z kwalifika­cjami pracownika oraz odpowiada ilości i jako­ści świadczonej przezeń pracy.

Jest rzeczą głęboko niepokojącą, że w Pol­sce, aspirującej do członkostwa w Unii Europej­skiej, rodzą się pomysły rażąco sprzeczne z kierunkami rozwoju naszego kontynentu. Po­stulat rezygnacji z płacy minimalnej sięga cza­sów wolno konkurencyjnego kapitalizmu. Euro­sceptycy w neoliberalnym wcieleniu za nic so­bie jednak mają takie dokumenty, jak Traktat z Maastricht i Traktat Amsterdamski, w których zarysowana została wizja ustrojów gwarantują­cych ludom Europy minimum ochrony socjalnej.

A Episkopat Polski? Czy podąża śladem en­cykliki “Rerum Novarum” Leona XIII, w której wielki papież upomniał się o dolę okrutnie wyzyskiwanych ludzi pracy?

Niepokojące pomysły lęgną się też w rządowych głowach. Pewien wysoki urzędnik ministerialny wystąpił z chwytliwą tezą: “Lepiej jest pracować za małe pieniądze, niż pozostawać bez pracy”. Korzystanie z taniej siły roboczej jest istotnie prostym środkiem walki z bezrobo­ciem. Za jaką jednak cenę? Zmniejsza się licz­ba bezrobotnych, ale wzrasta rzesza ludzi wy­zyskiwanych. W PRL nie opłacona należycie praca była receptą na “pełne zatrudnienie”, któ­rym szczyciła się komunistyczna propaganda.

W okresie obecnego kryzysu koszty pracy są niewątpliwie nadmierne. Kosztów tych nie należy jednak przerzucać ani na świat pracy, ani na pracodawców. Państwo nie powinno wyzyski­wać prywatnych pracodawców, gnębiąc ich podatkami oraz wydatkami na wynagrodzenia pra­cowników w okresie 35 dni choroby. Koszty te powinny obciążać fundusze ubezpieczeniowe.

Liczba bezrobotnych w kraju osiągnęła już blisko 2,5 miliona osób. Taki jest tragiczny koszt j transformacji ustrojowej. Nic dziwnego, że zbiedniałe społeczeństwo czuje się oszukane i ludzie pytają: czy w zamian za odzyskanie peł­nych swobód politycznych i za ułatwienie nie­licznym warstwom naszego narodu zbijania niewiarygodnych fortun warto ponosić tak wiel­kie koszty społeczne?

Wydanie: 2000, 43/2000

Kategorie: Felietony

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy