Promilnenci

Z gadziej perspektywy

Czasy śmieszne wymuszają zabawne propozycje. Po których może zrobić się niewesoło.
Po raz pierwszy w historii III RP posłowie zezwolili, aby ich kolega, posiadacz immunitetu, czyli niekaralności, mógł zostać osadzony w areszcie. Bo wolność wykorzystywał do mataczenia. To ważny precedens. Nie tylko jako powód do dyskusji, czy uwięziony poseł może sprawować swój mandat. Bo to już parę razy wyjaśniałem. Oczywiście, że może. A nawet musi, bo nie po to pana posła czy panią posłankę społeczeństwo wybrało, aby bezprodukcyjnie w kiciu siedział. Poseł ukarany nadal jest posłem. I zgodnie z ustawą o wykonywaniu mandatu posła i senatora ma prawo do biura poselskiego w miejscu swego zamieszkania, czyli w więzieniu. Naczelnik tegoż ośrodka resocjalizacyjnego musi posłowi udzielać przepustek na czas wykonywania mandatu poselskiego, czyli posiedzeń parlamentu, komisji sejmowych. Musi mu stwarzać warunki do spotykania się z elektoratem, czyli wyborcami. Musi też zapewnić posłowi tajemnicę korespondencji. Czyli żadnego cenzurowania listów w specjalnie oznaczonych poselskich kopertach. Żadnych podsłuchów poselskich komórek. Żadnego blokowania dostępu posła do Internetu. Problem jedynie z delegacjami zagranicznymi. Jeśli sąd nałoży karę dodatkową, zablokuje paszport, to wtedy osadzony poseł nie jedzie.
Ponieważ już zdarzyli się posłowie, którzy mogą mieć wyroki sądowe, pojawiły się propozycje, aby posłom, podobnie jak radnym, odbierać mandaty po prawomocnym skazaniu ich przez sądy. A nawet aby ograniczyć immunitet poselski. Albo najlepiej znieść go. Bo immunitet służy jedynie prominentom, czyli dygnitarzom jeżdżącym w stanie wskazującym na spożycie alkoholowych promili i nierzadko jeszcze wypadki drogowe wszczynającym. Toteż promilnentów trzeba poskromić, bezkarność im odebrać. A ukaranym zabierać mandaty poselskie od razu. Są to propozycje sezonowo popularne, ale niezwykle niebezpieczne dla demokracji i praworządności.
Bezkarność parlamentarzystów to zasada stworzona na złe czasy. Nie na obecne. Kiedy mamy miękką władzę prezydenta, mniejszościowy rząd jest stale monitorowany przez prywatne media niechętne rządowi. To dzięki mediom społeczeństwo dowiaduje się o nadużywaniu immunitetów przez parlamentarzystów, a także sędziów czy prokuratorów. Ale pijany senator czy poseł nie jest wielkim zagrożeniem dla systemu parlamentarno-gabinetowego. Dla demokracji.
Mogą jednak nadejść złe czasy. Może pojawić się w naszym kraju mocna władza premierowska, wzmocniona dodatkowo przez autorytet współdziałającej władzy prezydenckiej. Może okazać się, że mocna władza zechce, korzystając ze swej mocy, rozprawić się z opozycją parlamentarną. Sfingować kilka procesów sądowych, skazać liderów opozycji. Jeśli spełnią się propozycje, aby prawnie pozbawić mandatu skazanego wyrokiem parlamentarzystę, to pojawi się zachęta, aby niepokornych z ław opozycji wybić.
Sprzyjać temu może ograniczenie immunitetu poselskiego. Pod szczytnym hasłem ograniczenia wypadków drogowych można znakomicie ograniczyć pole manewru dla opozycji. Zastraszyć ją, spacyfikować.
A przecież problem nie jest w ograniczeniu mandatu, bezkarności wybrańców. Punktem wyjścia są wybory. Jeśli społeczeństwo, tzw. elektorat, nie myśli, kogo wybiera na przyszłego niekaralnego, to niechaj potem nie składa reklamacji! Wyborcy, bądźcie przytomni przy urnach! Bo to wy potem się ośmieszacie, popierając powyższe zabawne, choć ustawowo nieśmieszne propozycje.

Wydanie: 2003, 32/2003

Kategorie: Blog

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy